[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pracował u mnie, ale od tygodnia się nie pojawił
- wyjaśniła, kiedy Austin powiedział jej, kogo szuka.
- Nazywa się Bryan Walker, ale nie mam z nim kon�
taktu. Dzwoniłam do niego, telefon nie odpowiada. Zo�
stał wyłączony, Bryan chyba nie płacił rachunków.
Dobrze się zapowiada, pomyślał Austin. Pewnie na�
stępna ślepa uliczka.
- Gdzie mógłbym go znalezć? Mam bardzo ważną
sprawę - spróbował jednak.
Wyjęła kartkę z prowizorycznej kartoteki.
- Mam tutaj jakiś adres, może pan spróbuje. John�
son Street 1908. Może to, że mu wyłączyli telefon,
wcale nie oznacza, że się wyprowadził.
Podziękował jej za dobre chęci, lecz jej informacja
nie wzbudziła w nim większych nadziei. Przyzwyczaił
się już do myśli, że w tej sprawie wszystkie nici pro�
wadzą donikąd.
- Przynajmniej wiem już, jak się nazywa, no i mam
to. - Potrząsnął listą sześciu kelnerów, którzy pomagali
na przyjęciu u Coltonów. - Zawsze coś na początek.
Dla spokoju sumienia pojechał pod wskazany adres
PREZENT DLA REBEKI 155
i tak jak się spodziewał, zastał mały, zaniedbany do�
mek zamknięty na cztery spusty. Bryan Walker wy�
prowadził się, nie pozostawiając żadnych śladów.
Austin postanowił odłożyć dalsze poszukiwania do ju�
tra i znużony oraz zrezygnowany ruszył w powrotną
drogę.
Miał za sobą długi, męczący dzień. Nie pomogły
postanowienia, że nie dopuści do siebie wspomnień,
i przeszłość powróciła z całą siłą. Znowu przeżywał
moment, gdy lekarz powiedział mu, że nie tylko stracił
dziecko, ale również żonę. Niemal usłyszał zwierzęcy
ryk, jaki wydobył się wtedy z jego gardła.
Czy nigdy nie zapomni chwili, w której całe jego
dotychczasowe życie legło w gruzach?
Od dziewięciu lat co roku przeżywał to na nowo,
a tym razem było mu wyjątkowo ciężko. Nie rozumiał
dlaczego.
Postanowił się napić.
To całkiem niezłe wyjście. Wróci do hotelu, zamówi
butelkę whisky i upije się. Obudzi się rano z superka-
cem, ale przynajmniej w nocy nie będzie o niczym
myślał.
Machinalnie jednak, zamiast do hotelu, skręcił
w stronę jedynego miejsca, gdzie spodziewał się
znalezć pocieszenie, a gdzie nie powinien był jechać.
Do domu Rebeki.
Rebeka właśnie przygotowywała sos do spaghetti,
kiedy ktoś zadzwonił. Może to Richard?
Drewniana łyżka, którą mieszała w garnku, zastygła
156 LINDA TURNER
jej w dłoni. To na pewno on! I co ona teraz ma zrobić?
Nie będzie mogła nie przyjąć jego przeprosin, ale prze�
cież nie może go wpuścić do mieszkania!
W takim razie najlepiej wcale nie otwierać drzwi.
Nie ma obowiązku rozmawiać z kimś, z kim rozma�
wiać nie chce. Trzeba po prostu go zignorować.
Dzwonienie rozległo się znowu i nagle wydała się
sobie śmieszna i żałosna. Stoi tak zamieniona w słup
soli, z łyżką w ręku, i umiera ze strachu, bo ktoś
dzwoni do drzwi! Tamtemu łajdakowi znowu udało się
ją sterroryzować! A przecież obiecywała sobie, że to
się już nigdy nie powtórzy!
Wściekła, pobiegła do drzwi i nie spoglądając przez
wizjer, otworzyła je z impetem.
- Jak śmiesz tu... Austin, to ty?
Skrzywił się.
- Coś mi się wydaje, że czekałaś na kogoś innego.
Rebeka zmieszała się.
- Myślałam, że to Richard - wyznała.
- Rozumiem. Mam szczęście, że nim nie jestem.
Wyglądasz, jakbyś mu chciała urwać łeb.
- Taki miałam zamiar i wcale się tego nie wstydzę,
ale proszę, wejdz. Nie stójmy tak w progu.
Wprowadziła go do środka.
- Właśnie robię kolację - powiedziała. - Znalazłeś
tego rudego?
Austin wszedł za nią do kuchni.
- Zdobyłem jego stary adres i wiem, jak się nazy�
wa. Jutro pójdę do właściciela domku, który wynaj�
mował, i może czegoś się dowiem.
PREZENT DLA REBEKI
157
- Cudownie! - ucieszyła się Rebeka. - To może
być przełom w twoim śledztwie.
Austin nie podzielał jej entuzjazmu.
- Czas pokaże. - Usiadł na wysokim stołku przy
kuchennym blacie i pociągnął nosem. - Robisz może
spaghetti?
Rebeka przytaknęła z uśmiechem.
- Tak, zostaniesz na kolacji? Zawsze przygotowuję
cały gar. Jest bardzo trudno zrobić mało sosu.
Powinien podziękować i odmówić. Wcale nie był
głodny. W ten dzień nigdy nie miał apetytu i nie na�
dawał się na towarzystwo. Ale nie chciał zostawać sam.
Nie dzisiaj, nie tego wieczoru.
- Chętnie z tobą zjem - powiedział. - Dzięki za
zaproszenie.
Zasiedli do stołu i po chwili Rebeka postawiła na
środku parujący garnek. Austin nabrał trochę, spróbo�
wał... i cudowny smak wypełnił mu usta.
- Pyszne! - oświadczył ze szczerym podziwem. -
Gdzie się nauczyłaś tak gotować? Czekaj, zaraz zgad�
nę! Od Inez?
Rebeka skinęła głową.
- Kiedy byłam mała, moja matka wszystko robiła
z puszki. Nie miałam pojęcia, co to znaczy gotować,
póki nie zamieszkałam na ranczu.
- A czego jeszcze nauczyła cię Inez? - zapytał Au�
stin podchwytliwie. - Dała ci przepis na swoje słynne
ciasto czekoladowe?
Rebeka roześmiała się.
- Przepisu na ciasto czekoladowe nie da nikomu.
158 LINDA TURNER
Próbowałam go od niej wyciągnąć, ale Inez tę taje�
mnicę zabierze do grobu.
Wspomnienia łączące się z Inez były cudowne. Re�
beka godziny całe spędzała z nią w kuchni, mieszając
w garnkach i rondlach, przypalając niezliczone cias�
teczka i kurczaki, czuwając nad ciastem, które nie
chciało rosnąć, i opychając się bakaliami. To było jej
prawdziwe dzieciństwo.
- Za pierwszym razem, kiedy udało mi się zrobić
sos bez grudek - pochwaliła się - Inez upiekła cze�
koladowe ciasto specjalnie dla mnie i zjadłam je sama
w całości.
- Całe? Niemożliwe!
- Nie było bardzo duże, wielkości mniej więcej
spodka, ale i tak cała rodzina wypominała mi to przez
wiele tygodni.
Wyobraził ją sobie jako małą dziewczynkę z buzią
umazaną czekoladą i natychmiast pomyślał o innej
dziewczynce, która miałaby teraz osiem lat. Jaka by
była? Podobna do Jenny? Miałaby jej uśmiech i jej
niebieskie oczy? Odziedziczyłaby po niej radość życia?
Posmutniał i Rebeka to spostrzegła.
- Co się stało? Jesteś myślami tak daleko...
Usłyszał ją dopiero po dłuższej chwili i powrócił
z przeszłości. Zamrugał oczami, jakby się budził.
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Nie gniewam się. Byłeś strasznie smutny.
Nie chciał jej obciążać jarzmem własnej przeszłości,
więc tylko pokręcił głową.
- Mam nieraz takie dni. Jutro będzie lepiej. A zmie-
PREZENT DLA REBEKI 159
niając temat, czy masz jakieś wiadomości, kto będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]