[ Pobierz całość w formacie PDF ]

hojnością, która, zdaniem Thomasa, i tak nie rekompensowa�
ła dobroci, jaką mu okazali.
- Tak, mój - przyznał Thomas - i mam prawo nim dys�
ponować. Uważam, że nie jest to wystarczające podziękowa�
nie za to, co dla mnie zrobiliście. Ochrzciliście mnie w wo�
dach Jordanu - powiedział, wskazując na sadzawkę. - Ina�
czej ciągle leżałbym na ulicy jako Wrak.
- Synu, nie zrobiliśmy tego, by cię ratować - przyznał
szczerze Sam. - Potrzebowaliśmy rąk do pomocy.
Słowo  synu" omal nie wyprowadziło Thomasa z równo�
wagi. Przypomniało mu własnego ojca.
- Zaufaj mi, Sam - powiedział po chwili milczenia. - Kirstie będzie ze
Mistrzowskie niedopowiedzenie, skwitował w duchu Geordie, zważ
twie Dilhorne'ów!
- Ale nie wolno mi... - upierał się Sam.
- %7ładnych ale - uciął Thomas. - Oddałeś mi swój skarb.
- Jeszcze mocniej przygarnął Kirstie.
Sam zatrzymał wzrok na zięciu. Dopiero teraz do�
strzegł, że, jak uprzedzał Geordie, rzeczywiście się zmienił.
Nadal był miły i zwracał się do wszystkich po przyjacielsku,
ale nagle stało się widoczne, że przywykł, by go słuchano.
Musiał należeć do tych, którzy innym wydawali polecenia
i rozkazy.
Geordie zapewnił Sama, że nie powinien martwić się o los
córki, chociaż, zgodnie z obietnicą daną Thomasowi, nie
zdradził jego prawdziwej tożsamości. Sam ufał Geordiemu
i przyjął jego słowa za dobrą monetę.
- A więc... - Sam zaczął z wahaniem, nie do końca prze�
konany, czy Fred powinien tak szastać pieniędzmi.
- A więc zgoda - dopowiedział Thomas, wyraznie uwa�
żając sprawę za zakończoną. Rozejrzał się dookoła.
Niepostrzeżenie zapadł zmrok. Bart wcześniej przyniósł
karty i zagrali po raz ostatni; Kirstie usiadła obok męża. Stali
się nierozłączni i zle znosili najkrótsze rozstanie.
Kiedy krótka gra dobiegła końca i złoto zostało przekaza�
ne, Thomas znalazł chwilę, by po raz ostatni podziwiać świat�
ła Ballarat, zachwycić się odgłosami dalekiej muzyki, przy�
pomnieć sobie zarówno czas spędzony na pracy, jak i na roz�
rywkach.
Wracał do świata obowiązków i odpowiedzialności
i przez chwilę zapragnął być znów beztroskim, prostodusz�
nym Fredem. Tam byli jednak jego rodzice i Lachlan; szcze�
rze pragnął zobaczyć ich i uspokoić. Lachlan, ostatni poda�
runek Bethii, dziecko, które potrzebowało ojca.
Fred odchodził na dobre, zostawiając tylko swoją naj�
lepszą cząstkę, która miała uchronić Thomasa przed pust�
ką i nienawiścią. Wzmocnił uścisk wokół ramion Kirstie,
mając nadzieję, że spodoba się jej życie u boku Thomasa Dil�
horne'a.
Skrzynia zawierająca ich niewielki dobytek została
wreszcie umieszczona obok innych bagaży. Kirstie uściska�
ła ojca, a także Barta i Geordiego, którzy, jak wielu innych
przyjaciół, przyszli ich pożegnać. Thomas dał Geordiemu
list do Sama, w którym ujawniał prawdę o tym, kim jest.
Kirstie jeszcze jej nie poznała, miał ją wyjawić dopiero w
Melbourne.
Dopóki znajdował się w Ballarat, chciał pozostać Fredem.
Ballarat nie było odpowiednim miejscem dla znakomitości
takich jak Thomas Dilhorne.
Na koniec zaproponował Geordiemu pomoc w przeniesie�
niu się, dokąd zechce, lub w znalezieniu pracy odpowiadają�
cej jego umiejętnościom.
- Przez jakiś czas moje miejsce jest tutaj - odpowiedział
mu Geordie. - Tutaj znalazłem cichą przystań.
- Chcę utrzymywać kontakt z tobą, Samem i z resztą gru�
py. Kiedy się urządzimy w Sydney, przyjedziemy z Kirstie,
choćby na krótko. Mam do ciebie, Geordie, zaufanie. Wiesz,
gdzie mnie znalezć, gdybyś mnie potrzebował.
Zostawił Geordiemu i Samowi adresy, pod którymi mogli
szukać Thomasa Dilhorne'a.
- Gdybyś wiedział, kim byłem, mógłbyś nie... - zaczaj:
Geordie.
Thomas przerwał mu w pół słowa.
- Nie chcę tego słyszeć, Geordie - powiedział stanow�
czo. - Wiem, kim jesteś, a nie, kim byłeś, i tylko to się liczy.
Jesteś przyjacielem, którego nigdy nie miałem. Najlepszym
przyjacielem pod słońcem.
Wyładowany po dach dyliżans odjechał, uwożąc Kirstie
i Thomasa. Kirstie powstrzymywała łzy. Siedziała, trzyma�
jąc męża za rękę, przekonana, że jego miłość uchroni ją
przed każdym niebezpieczeństwem, jakie ją czeka w przy�
szłości.
ROZDZIAA PITNASTY
Gdyby nie smutny charakter misji Tom Dilhorne mógł�
by uznać pobyt w Melbourne za całkiem przyjemny.
Stwierdził, że podeszły wiek nie osłabił jego przedsiębior�
czości, a wyrafinowany intelekt i duży urok osobisty, któ�
ry zawsze zjednywał mu i kobiety, i mężczyzn, nie osłabł
z czasem.
Zdawał sobie sprawę, że gdyby nie podkreślił swojego
przywiązania do nieobecnej żony, Rosina Campbell gotowa
była koić jego ból po stracie Thomasa, zyskując w zamian
starszego, bogatego protektora. Zawsze był wyczulony na
wysyłane przez bliznich sygnały, a wiek tylko pogłębił tę
zdolność.
Redmayne i Herbert, główni sponsorzy nowej linii kole�
jowej, przekonali się, że stary Tom Dilhorne wart jest swej
legendy, a przy tym to bardzo ludzki człowiek.
- Skąd, na Boga, wziął się u niego taki pedantyczny syn?
- powiedział Redmayne w rozmowie z żoną. - Mimo to,
szkoda biedaka. Nie zasłużył na swój los.
W swojej wędrówce po Melbourne, obojętnym na wszy�
stko poza gorączką złota, Tom spotkał się z Teresą Spurling.
Zmierć jego syna policja przyjęła za fakt. Pewną zagadką był
wprawdzie brak ciała, ale co z tego? Ludzie ciągle znikali,
a znalezione w lombardzie kosztowności świadczyły niezbi-
cie, że został napadnięty, obrabowany i prawdopodobnie za�
bity, bo tylko umarli milczą jak głazy.
Pani Spurling przyjęła go w pokoju, w którym zabawiała
Thomasa, jeżeli uznać, że Thomas bawił się tym spotkaniem.
Ona również, jak wszyscy w Melbourne, spostrzegła, że oj�
ciec bardzo różni się od syna. Wyraznie podkreśliła, że jej
wieczór z Thomasem należał do niewinnych, i podobnie jak
Rosina zauważyła, że Thomas był głęboko nieszczęśliwym
człowiekiem. Nie potrafiła rzucić światła na to, co mogło mu
się przytrafić.
- Mam sobie za złe - wyznała - że nie nalegałam,
by skorzystał z mojego powozu, jednak wolał iść na pie�
chotę.
- Mój syn był uparty - odparł Thomas łagodnie. - Proszę
sobie nie robić wyrzutów. Nie mogła pani przewidzieć, co
się zdarzy.
Tak jak wcześniejsze tropy, ten również prowadził do�
nikąd. Wracał do hotelu  Criterion" tą samą drogą, którą
szedł Thomas, prowadzącą obok  Czarnego Kota", otwar�
tego teraz dniem i nocą, by uwolnić podekscytowanych
poszukiwaczy od nadmiaru świeżego bogactwa. Tknięty
nagłym impulsem zszedł po schodach do ciemnej i zady�
mionej sali sprawdzić, czy nie spotka kogoś, kto przypo� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl