[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przejażdżki konne.
Dotarł aż do drutu kolczastego
na granicy swej posiadłości i
chwyciwszy się go obiema rękami
zatrzymał się na chwilę. Patrzył
w prerię. Potem podszedł do
bramy znajdującej się w płocie u
wejścia do Kwiecistej Prerii i
przystanÄ…Å‚, zachwycony
nieziemskim wprost czarem tego
zakÄ…tka.
Oto ujrzał piaszczystą czarę,
mieniącą się srebrem od poświaty
księżyca, a stojące wokół niej
smukłe palmy przypominały ciemne
kolumny zwieńczone koroną
połyskliwych liści. Ten cudowny
obraz zrodziło światło księżyca
odbite w tafli małego jeziora. W
jego srebrzystej toni odbijały
siÄ™ drzewa, a nawet kwiaty
rosnÄ…ce na brzegu, woda
marszczyła się delikatnie od
wiatru i ruchów ryb pływających
tuż pod powierzchnią.
Roger stał jak odurzony. W
pewnym momencie wydało mu się,
że w miejscu jeziorka widzi
basen, że czuje oszałamiającą,
charakterystyczną woń tamtego
miejsca. Był w tej chwili jak
lunatyk niezdolny do działania,
nieświadomy swych czynów. Oparł
się o wrota i zagłębił się w
myślach. Z zadumy wyrwał go
głuchy tętent kopyt końskich,
dobiegajÄ…cy gdzieÅ› daleko z
prerii. Wpatrywał się z
natężeniem w dal, lecz na próżno
szukał jezdzca. Rzucił się na
ziemię, przyłożył do niej ucho,
odgłos kopyt stawał się coraz
wyrazniejszy, zbliżał się,
nasilał. Roger cofnął się na
swój teren i zawarł wrota, ale
niebawem otworzył je ponownie i
ukrył się w cieniu karłowatej
palmy.
Kiedy jezdziec stanął koło
płotu, Roger przetarł oczy,
wydawało mu się bowiem, że padł
ofiarÄ… jakichÅ› czarodziejskich
złudzeń. Jezdzcem okazała się
bowiem Anetka. Zjawiła się na
swym własnym kucyku. Dotrzymała
zatem przyrzeczenia. Jej wyglÄ…d
zaniepokoił Rogera. Włosy miała
w nieładzie, ręce leżały
nieruchomo na siodle, głowę
opuściła w dół. Minęła bramę
ocierajÄ…c siÄ™ prawie o Rogera i
zatrzymała konia przy stawie.
Następnie rozejrzała się, jakby
kogoś szukała. Potem zeskoczyła
z konia i poczęła go prowadzić
ku obozowi. W tej chwili Roger
wyłonił się z cienia. Z początku
żadne z nich nie mogło wydobyć z
siebie słowa. Niespodzianka
odebrała Anetce mowę. Także
Roger na widok jej rozświetlonej
blaskiem księżyca twarzy
zaniemówił z wrażenia.
Spojrzenie jej oczu obudziło w
nim wspomnienie wzroku mrs
Blease. Podziałało to na niego
tak, że w pewnej chwili
instynktownie siÄ™ cofnÄ…Å‚, ale
opamiętawszy się zaraz przyjrzał
siÄ™ z bliska dziewczynie. Jej
twarz odzwierciedlała gwałtowną
walkę wewnętrzną. Jej oczy
wyrażały lęk i niezdecydowanie,
znikła wyniosłość postaci, jej
pewność siebie została jakby
przytłumiona jakimś narkotykiem.
Zmiana w jej wyglÄ…dzie
przeraziła Rogera. Zauważyła to,
bo zapytała:
- Sądzi pan, że to wpływ
księżyca, nieprawdaż?! - I
nienaturalnie uśmiechając się
oparła się niedbale o grzbiet
cierpliwie stojÄ…cego kucyka.
- Lecz to nie księżyc - dodała
poważniejąc. - To coś zupełnie
innego. Sama tego nie rozumiem.
Właściwie nie mogłabym nawet
powiedzieć, czy sobie nie
wmawiam tego, co czujÄ™. Czasem
chwyta mnie paniczny lęk, za
chwilę jestem spokojna, to znów
ogarnia mnie smutek. To jest nie
do zniesienia... ta zmiana
nastrojów.
- Miss... - zaczÄ…Å‚ Roger i
urwał, bo nie wiedział, jak ją
nazwać.
Uśmiechnęła się:
- Nie wie pan, jak siÄ™
nazywam? ZresztÄ… po co?
Wymienianie nazwiska jest tylko
formalnością. Czy uważa pan, że
powinniśmy tu zachowywać formy?
Bo ja nie. Wolę być naturalna.
Może właśnie dlatego poddaję się
rozmaitym uczuciom, nastrojom.
Nie trwonię sił na zwalczanie
ich, tłamszenie w sobie.
- Co pani ma na myśli? O jakim
uczuciu pani mówi?
- Sama nie wiem - odparła jak
gdyby zdumiona tym odkryciem. -
Doprawdy nie zdajÄ™ sobie z tego
sprawy. To takie nieuchwytne.
Jest tam coś - głową wskazała na
preriÄ™ - czego siÄ™ bojÄ™. DziÅ› w
nocy przestraszyłam się tego, że
uciekłam stamtąd, lecz czuję, że
nie ujdÄ™ przed tym.
- To Garman panią prześladuje!
- wykrztusił ochrypłym głosem
Roger.
- Nie! - odsunęła się od
niego. - Nie wolno panu tak
mówić!
- Panno Anetko!
Na dzwięk swego imienia od
razu się opanowała. Powoli
wyprostowała się, aż jej postać
znów nabrała sprężystości,
pewności siebie. Zdawała się
powracać z daleka.
- Wszystko to zapewne wydaje
siÄ™ panu bardzo dziwne -
rozpoczęła. - Chciałabym
wiedzieć, czy księżyc Florydy
także na innych ludzi działa w
ten sam sposób?
- Czy to naprawdę wpływ
księżyca?
- Nie - odrzekła poważnie. -
To nie księżyc. - W zadumaniu
pogłaskała szyję kucyka. - Dziś
wieczorem bez żadnej przyczyny
chwycił mnie taki lęk, że
musiałam uciec.
- Czy ma pani ochotÄ™ tam siÄ™
udać? - wskazał ręką w kierunku
świateł bijących z jego obozu.
- Tak. Jesteśmy w tak słabo
zaludnionym kraju, w dodatku tak
mało tu białych. Wiedziałam, że
tam, w namiocie, sÄ… tacy sami
ludzie jak ja, ten śmieszny
rudowłosy pana przyjaciel i pan.
Proszę mnie zle nie zrozumieć,
lecz czułam, że tu jest jedyne
miejsce, gdzie mogę znalezć
kogoÅ›, kto tak samo jak ja nie
pasuje do tej dziwnej, tutejszej
atmosfery. Prześladuje mnie ten
przeklęty basen. Wieczorem woda
w nim przypomina roztopione
złoto, a mozaika dookoła brzegów
przywodzi na myśl blade trupie
kości, dalej wieniec palm,
dżungla... Zwykle odnosiłam
wrażenie, że palmy wyrosły tam
tylko po to, by odgrodzić basen
od świata, ale dziś o zmierzchu
wyglądały jak zrezygnowane
kobiety. Wachlarze ich liści
zwisały ociężale w dół jak ręce
wyczerpanych kobiet,
zniechęconych do życia,
znużonych ukrywaniem tajemnic
tam, w głębi dżungli, na wyspie
palm... Nie bierze mi pan chyba
tego za złe, że opowiadam to
wszystko panu? Sprawia mi to
ulgę. Przed nikim z mego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl