[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wypijemy? - molestował sierżant. - Panie podchorąży, gdzie pan patrzy, tu kielich -
odwodził jego wzrok od Kryski. - Co pan podchorąży za kurwą się ogląda? No, pewnie -
czknął - albo to kto w kompanii nie wie? U niej kosztowało jeden granat albo dziesięć pestek
do stena... - znowu czknęło mu się paskudnie. - No! - stuknął kieliszkiem o kieliszek Ola.
Nieludzki wrzask rozgarnął szkło na stole, wiatrem zniósł na podłogę, rozgniótł. Sierżant,
oślepiony, szamotał się po omacku. Bryznięty do oczu bimber wkręcał mu korkociąg bólu w
mózg, nie czuł chyba pierwszego uderzenia w twarz, dopiero po ciosie pięścią padł, skomląc,
na pusty stół.
Kryska pierwsza rzuciła się do Ola. Latającymi ze zdenerwowania rękami cofała go wstecz
trzymając za ramiona. Ale on był zupełnie spokojny. Patrząc jej w oczy ręką szukał kabury
pistoletu. Wszyscy skupili się przy oślepionym sierżancie, tylko leżący Kolumb widział, jak
palce Ola trafiają na sprzączkę, miotają się przez chwilę...
Przeczucie, mało przeczucie! - widok nieszczęścia odebrał mu resztę sił. Wykrwawiony,
pijany Kolumb walczył spazmatycznie z własną słabością usiłując opuścić nogi na podłogę.
- Olek! - zawołał. - Olek!
Ręka tamtego, jakby sparzona zimnym dotykiem kolby, zawahała się na moment. Kryska
stała przed nim z otwartymi szeroko oczami, w uchylonych wargach bielały drobne zęby w
zdumionym półuśmiechu. Patrzyła na Ola w ogromnym, dziękczynnym podziwie, jakby
wciąż niczego nie rozumiejąc dziękowała mu za to, co zrobił z sierżantem.
- Zygmunt! - krzyknął rozpaczliwie Kolumb widząc w dłoni Olka czarny kształt parabelki.
152
Dziewczyna stała już tak blisko, że pijany chłopak cofnął i skurczył rękę, by zmieścić pistolet
między swoimi a jej piersiami.
- Podchorąży Czarny! - ryk Zygmunta. - Do mnie!
Olo obrócił głowę. Zlepa, okropna twarz dowódcy, miła, jedyna twarz brata- towarzysza.
Nagle opuścił rękę. Dał sobie wyjąć pistolet. Chwiejnie, pijany, ruszył w stronę tapczanu.
Ręką .obtarł czoło, dłoń była mokra od potu.
 Od potu, od potu - upewniał się przerażony, czując, że wewnątrz cały trzęsie się od jakiegoś
dziwnego, bezgłośnego płaczu.
Niteczka klęczała jeszcze przed jęczącym teraz miarowo sierżantem Sępem pryskając mu w
oczy wodą ze szklanki, gdy od strony schodów rozległ się głośny, zawodzący płacz kobiety.
- Nic, będzie dobrze - odwróciła się na pokój szukając wzrokiem Kolumba.
W progu stanęła stara panna - gospodyni kwatery. W obu rękach trzymała talerz z kopiasto
nałożonymi kostkami, które wyniosła dla swego pieska. Przechyliwszy ku sobie talerz
podtrzymywała rozsypujące się kostki piersiami, jak najdroższy skarb.
- Bączek! - wydarło się wśród łkań.- Bączek...
Szukała kogoś wzrokiem, spotkała sierżanta skurczonego na krześle jak pokutujący grzesznik.
- Zbrodniarz! - krzyknęła. - Zbrodniarz!
Pierwszy roześmiał się Olo. Co się z nimi działo? Zmiech wykrzywiał im twarze, wywracał w
nich wnętrzności, śmiech tarzał rannego po tapczanie. Wyłączeni byli tylko sierżant i stara
panna obłąkanym wzrokiem oglądająca przedziwną, wesołą historię. Kiedy jej oczy napotkały
wykrzywioną spazmatycznie twarz Ola, po którego policzkach płynęły gęste łzy, w panią
wstąpiło święte szaleństwo.
- Zwinie! Zwinie! - krzyknęła tupnąwszy nogą i zawróciwszy na pięcie wypadła z pokoju.
Na ten moment wszedł Bogoria. Stara panna z kostkami sypiącymi się przez ręce przemknęła
obok niego, szaleństwo śmiechu dręczyło jeszcze ludzi, ale on patrzył tylko na twarz
Zygmunta. Cofnął się niepostrzeżenie w kierunku siedzącego na tapczanie Ola.
- Kto to jest? - spytał szeptem, oczami wskazując Zygmunta.
- Nasz dowódca - odparł chłopak oglądając się za jakąś butelką.
- To on - mruknął Bogoria - to on był że mną w więziennym szpitalu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl