X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ustach. Bardzo się bała słów Nicka, a jeszcze bardziej swojej
reakcji. Teraz wolała o niczym nie myśleć. Nie chciała myśleć
o przeszłości, przyszłości ani nawet o terazniejszości. Nie
chciała myśleć o Richardzie, o kobiecie, która niegdyś złamała
serce Nicka, ani o swoim sercu, też zranionym przed laty. Chcia�
łaby pozostać na zawsze na tym parkiecie, a świat niech się kręci
bez niej...
Pózniej, w taksówce, gdy Nick ją objął i całował, broniła się
przed powrotem do rzeczywistego świata, pragnąc nadal żyć
ową zaczarowaną chwilą.
Otrzezwiała dopiero w hotelowym holu, gdzie wpadli na
grupę rozweselonych gości konferencyjnych. I tylko dzięki te�
mu potrafiła zdobyć się na to, by odesłać Nicka do jego pokoju,
choć uczyniła to z wielkim żalem.
Następny dzień ustanowił wzór dla pozostałych: poranny
spacer w Hyde Parku, wspólne śniadanie, wysłuchiwanie refe�
ratów, lunch w hotelowej restauracji ogródkowej i kolacja
w hotelu przy dwuosobowym stoliku lub gdzieś w mieście.
W miarę upływu czasu tematy poszczególnych referatów
zaczęły zlewać się w świadomości Helen w jedną całość,
a szczegóły po prostu umykać pamięci. Robiła, co mogła, by się
skoncentrować, starała się też zapisywać ważniejsze sprawy,
zwłaszcza te, które dotyczyły medycyny alternatywnej. Jednym
z tematów dyskusji była terapia zapachowa, która zawsze ją
interesowała.
- Może byłoby nam łatwiej pojąć istotę rzeczy, gdybyśmy
mogli wypróbować to w praktyce - Nick szepnął jej do ucha.
- Nie rozumiem?
- Mogłabyś, na przykład, nacierać mnie różnymi wonnymi
olejkami...
Okazał się niemożliwy także podczas innych sesji. Na przy�
kład po referacie na temat odruchów oznajmił:
- Nie zdawałem sobie sprawy, że stopy mogą być tak ważne
w diagnozowaniu. Wiem, że wielu ludzi nie znosi, kiedy ktoś
dotyka ich stóp, ja natomiast bardzo to lubię. Oczywiście wszy�
stko zależy od tego, kto ich dotyka...
Kiedy miał być wygłoszony referat na temat homeopatii
- czyli o metodach leczenia opartych na założeniu, że substan�
cja, która wywołuje pewne symptomy u zdrowego człowieka,
może zwalczać podobne symptomy u człowieka chorego, wy�
zwalając w nim naturalne mechanizmy obronne - Helen odmó�
wiła siedzenia obok Nicka.
W innej sytuacji wszystkie referaty byłyby dla niej objawie�
niem wartym pełnego skupienia, teraz jednak wydawały się
blade, mało interesujące i nieistotne: ważny był natomiast Nick
i ważne było spędzenie z nim tyle czasu, ile tylko można, do�
póki w klepsydrze nie przesypie się cały piasek...
Pod koniec tygodnia mieli wrażenie, że znają się od zawsze.
Na ostatni wieczór Nick zarezerwował po raz wtóry stolik
w  ich" restauracji w Covent Garden. Magicznym zbiegiem
okoliczności do tego samego stolika zaprowadził ich ten sam
kelner, w kącie zaś ten sam pianista grał te same utwory.
- Na cały tydzień zatrzymali tu dla nas czas - powiedziała
Helen, gdy spotkały się nad stołem ich kieliszki z winem.
- Wiesz co? Chyba jednak jesteśmy parą nieuleczalnych
romantyków - zauważył Nick.
- Masz rację. Nieuleczalnych... W szpitalu mam nawet opi�
nię romantyczki do wynajęcia.
- Niezbyt dobrze rozumiem. Co to znaczy?
- Mówią, że mam zdolność kojarzenia par.
- Ooo? Ty może skojarzyłaś Kate i Jona?
- Usunęłam drobną przeszkodę na ich drodze. Wyjaśniłam
pewne nieporozumienia i wszystko załagodziłam. Od tego cza�
su zaczęli się spotykać, a potem, jak to się mówi, razem chodzić.
Finisz znasz. Jest jeszcze jedna para. Georgina Merrick...
- Pielęgniarka na twoim oddziale?
- Tak. Skąd wiesz? .-" ."
- Po prostu wiem. Oni też się pobrali dzięki tobie?
- W pewnym sensie. Nie za pierwszym razem, ale przy
drugim podejściu. Bo oni byli już małżeństwem i rozwiedli się.
Andrew pracował u nas. Georgina siedziała w domu i zajmo�
wała się dziećmi, ale miała wielką ochotę wrócić do pracy. Kiedy
zwolnił się jej dawny etat, dałam jej znać. Złożyła podanie,
zapewniłam jej referencje, no i została przyjęta. Sprawdziło się
to, co od dawna podejrzewałam, a mianowicie, że Andrew jest
nadal zakochany w byłej żonie...
- A ona?
- Też chyba nigdy nie przestała go kochać...
- No, no, widzę, że nie lada z ciebie swatka.
- Lubię patrzeć na szczęśliwych ludzi... - szepnęła zaczer�
wieniona.
- No dobrze, to dwie pary, a gdzie są następne? Może masz
w zanadrzu jakąś propozycję?
Milczała. Po pewnym czasie westchnęła i rzekła:
- W przeszłości była jeszcze jedna para...
- Ktoś ze szpitalnego grona?
- Nie. Moja młoda kuzynka. Córka mojej krewnej. Siobhan
0'Hara. Przyjechała z Irlandii.
- Z takim nazwiskiem nie mogła pochodzić z Afryki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl