[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ścianę, która zapewniała względną ochronę przed wiatrem.
137
Obawiał się, że mógł robić duży błąd, wzywając Pete a Johnsona. Tak jak
powiedział Brianowi, nikt nie powinien być do końca pewny co do myśli dru-
giej osoby. Nawet dobrze znany przyjaciel, któremu ufamy, może w głębi duszy
być człowiekiem opętanym przez mroczne wizje i pragnienie zbrodni. Każdy jest
zagadką w zagadce, osłoniętą pancerzem tajemnicy. Podczas swojej pogoni za
przygodą, która wypełniała mu całe dotychczasowe życie, Harry przez przypadek
trafił na taki rodzaj pracy, który ograniczał jego kontakty z ludzmi do minimum
i ile razy podejmował kolejne wyzwania, jego przeciwnikiem nie był nikt inny,
jak sama Matka Natura. Natura potrafiła narzucić twarde warunki, ale nigdy nie
była zdradliwa; silna i czasami bezwzględna, nie epatowała świadomym okru-
cieństwem zmagając się z nią nie musiał się martwić, że przegra z powodu
podstępu lub zdrady. Mimo wszystko postanowił zaryzykować konfrontację z Pe-
terem Johnsonem.
%7łałował, że nie ma pistoletu.
W kontekście zamachu ma Briana, Harry emu wydawało się absolutną głupo-
tą wybieranie się na pokrywę polarną bez ukrytej pod kurtką broni dużego kalibru.
Oczywiście dotychczas w swojej pracy geologa nigdy nie stanął przed konieczno-
ścią zastrzelenia kogoś.
Po minucie nadciągnął Pete Johnson i przyłączył się do niego, podchodząc do
tylnej ściany półkolistego, nie zadaszonego schronienia.
Stali naprzeciw siebie ze ściągniętymi z twarzy maskami i goglami na czołach,
trzymając w dłoniach latarki, które oświetlały ich buty. Padały na nich odbite pro-
mienie i w ich poświacie twarz Pete a wydawała się żarzyć dziwnym blaskiem.
Harry wiedział, że musi wyglądać podobnie: jasność wokół ust i brody ściemnia-
jąca się w stronę czoła, błyszczące oczy wyłaniające się z czarnych oczodołów,
przypominajÄ…cych otwory w czaszce trochÄ™ jak maska z dyni podczas obcho-
dów Halloween.
Przyszliśmy tutaj kogoś poobgadywać, czy też nagle zapałałeś do mnie
gorliwym, romantycznym uczuciem? zapytał Pete.
Chodzi o coś poważnego, Pete.
Masz rację. Jeśli Rita się dowie, spierze mnie na kwaśne jabłko.
Przejdzmy do sedna sprawy. Chciałbym wiedzieć. . . dlaczego próbowałeś
zabić Briana Dougherty ego?
Nie podoba mi siÄ™ jego fryzura.
Pete, ja nie żartuję.
W porządku. To dlatego, że nazwał mnie czekoladą.
Harry przyjrzał mu się, lecz nie powiedział ani słowa.
Ponad ich głowami, na krawędziach osłaniającego ich zwału kry, gwizdał
wiatr przedzierający się przez naturalne szczeliny pomiędzy stłoczonymi lodo-
wymi blokami.
Uśmiech znikł Pete owi z twarzy.
138
Tobie chyba naprawdę odbiło.
Przestań pieprzyć, Pete.
Harry, na litość boską, co jest grane?
Harry wpatrywał się w niego przez długą chwilę, starając się zbić go z tropu.
Czekał czy go zaatakuje, czy nie. W końcu powiedział:
Może ci wierzę.
Wierzysz? W co? Na szerokiej, czarnej twarzy Pete a malowało się zdu-
mienie równie szczere, jak spojrzenie owieczki; jedynie padające z dołu światło
przydawało jego obliczu nieco złowrogi wyraz. Chcesz przez to powiedzieć, że
ktoś próbował go zabić? Kiedy? Przy trzecim szybie, kiedy został sam? Ale prze-
cież mówiłeś, że upadł. On sam też tak twierdził. Powiedział, że upadł i uderzył
się w głowę. Czy to nieprawda?
Harry westchnął i poczuł, jak z jego karku i ramion częściowo ustępuje napię-
cie.
Cholera. Jeśli udajesz, to robisz to po mistrzowsku. Rzeczywiście wierzę,
że nic nie wiesz.
Teraz już wiem, że nic nie wiem.
Brian nie uderzył się w głowę na skutek upadku i nie został przy szybie
przez przypadek. Ktoś rąbnął go w tył głowy. Dwukrotnie.
Pete zaniemówił. Charakter jego pracy również nie wymagał, aby nosił przy
sobie broń.
Tak szybko, jak tylko mógł, Harry powtórzył mu treść rozmowy, którą kilka
godzin wcześniej odbył z Brianem w kabinie pojazdu.
Rany boskie! powiedział Pete. I pomyślałeś, że to ja mógłbym zro-
bić?
Tak. Chociaż nie podejrzewałem cię tak bardzo, jak pozostałych.
Pewnie jeszcze chwilę temu spodziewałeś się, że rzucę się na ciebie.
Przepraszani. LubiÄ™ ciÄ™ jak cholera, Pete, ale mimo wszystko znamy siÄ™
dopiero od ośmiu czy dziewięciu miesięcy. Mogłeś przede mną ukrywać niektóre
rzeczy: pewne poglÄ…dy, uprzedzenia. . .
Pete potrząsnął głową.
Nie musisz się tłumaczyć; Nie miałeś żadnych powodów, aby ufać mi bar-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]