[ Pobierz całość w formacie PDF ]

90
dróż o tej samej godzinie, co my i z tej samej ulicy. I jest szalony. A taki właśnie zbieg
okoliczności mógł szaleńca doprowadzić do obsesji. Dostrzegł w nim zbyt dużo i na
jego podstawie stworzył sobie jakąś paranoidalną iluzję. A tym samym wszystko, co się
od tego czasu wydarzyło, ma swoje logiczne wytłumaczenie.
Colin objął się ramionami i kiwał na łóżku.
 Myślę, że masz rację.
 Ale wciąż nie jesteś przekonany.
 Nie.
Doyle westchnÄ…Å‚.
 W porządku. Spiszemy na straty wpłacone zaliczki. Przez następne wieczory bę-
dziemy wybierać przypadkowe motele. Jeśli będą jakieś wolne miejsca.  Uśmiechnął
się, nieco rozluzniony, choć nie mógł uwierzyć w słabą hipotezę Colina.  Czujesz się
teraz lepiej?
 Poczuję się naprawdę dobrze dopiero w San Francisco, w domu  powiedział
Colin.
 Ja również  Doyle zmienił pozycję, aż wreszcie położył się płasko na plecach.
Ruch sprawił, że siniak znów zaczął pulsować bólem.  Zgasimy światło, żeby przyło-
żyć głowę do poduszki?
 Możesz spać po tym wszystkim?  spytał Colin.
 Prawdopodobnie nie. Ale spróbuję. Na pewno nie chcę opuszczać motelu w tej
chwili, nie po ciemku. I jeśli zamierzamy poruszać się bocznymi trasami i dodać kilka
godzin ekstra do planowanego czasu podróży, to muszę wykorzystać tę resztę nocy, jaka
pozostała.
Colin zgasił światło, ale nie wśliznął się pod kołdrę.
 Posiedzę sobie trochę  powiedział.  Nie mogę teraz spać.
 Spróbuj.
 Spróbuję. Za chwilę.
Doyle, wyczerpany, zasnął, lecz nie był to spokojny sen. Znił o połyskujących ostrzach
siekier, kroplach krwi i maniakalnym śmiechu i budził się co chwila, oblany zimnym
potem. Gdy był przytomny, myślał o nieznajomym i zastanawiał się, kto to może być.
I myślał również o swej odwadze. Uświadomił sobie, że to miłość do Courtney i Colina
była czynnikiem, który wyzwolił w nim tę siłę. Gdy nie miał o kogo się martwić, z wy-
jątkiem siebie samego, zawsze mógł uciec, ale teraz... cóż, troje ludzi nie mogło uciec tak
łatwo i szybko jak pojedyncza osoba. Dlatego był zmuszony sięgnąć do zasobów, o któ-
rych istnieniu nie miał pojęcia. Teraz, wiedząc na co go stać, był w zgodzie z samym
sobą, bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Zadowolony, usnął. Znów śnił, po czym budził
się wstrząsany dreszczami i tłumił je, mając świadomość, że potrafi zwalczyć ich przy-
czynÄ™.
91
Colin siedział przez dwie długie godziny na łóżku, otulony ciemnością, nasłuchując
oddechu Doyle a. Mężczyzna budził się od czasu do czasu z jakiegoś koszmaru, prze-
wracał się z boku na bok i mocował z pościelą, aż znów zapadał w sen. Przynajmniej
udawało mu się zdrzemnąć. Spokój, jaki w tych okolicznościach okazywał Doyle, robił
na Colinie niejakie wrażenie.
Naturalnie, zawsze podziwiał Alexa Doyle a. Bardziej niż dawał to po sobie poznać.
Czasem pragnął go chwycić, objąć i trwać przy nim wiecznie. Przez cały okres narze-
czeństwa bał się, że Courtney straci Doyle a. Wiedział, jak silnie są ze sobą związani
i domyślał się, jak bardzo intensywny musi być ich fizyczny związek, był jednak prze-
konany, że Doyle ich pozostawi. Teraz, gdy Alex już do nich należał, Colin chciał go
obejmować, być w jego pobliżu i uczyć się od niego. Ale nie był zdolny do tej czułości,
ponieważ wydawała się dziecinnym wyrazem uczuć. Zbyt ciężko i długo pracował na
swoją dorosłość, by teraz ją utracić, bez względu na to, jak bardzo kochał, lubił czy po-
dziwiał Alexa Doyle a. Dlatego musiał uzewnętrzniać swoje uczucia w sposób nie rzu-
cający się w oczy, poprzez setki drobnych gestów, które były równie wymowne jak ob-
jęcie ramionami, choć nie tak jednoznaczne.
Wstał z łóżka, gdy pierwsze promienie poranka przeniknęły do pokoju między kra-
wędziami ciężkich zasłon i poszedł do łazienki wziąć prysznic. Wiedząc, że Alex jest tuż
obok, czując, jak ciepła woda spływa na niego strumieniami i widząc, jak żółte mydło
pieni się przyjemnie na jego chudym ciele, Colin coraz mniej przejmował się nieznajo-
mym w furgonetce chevroleta. Przy odrobinie szczęścia wszystko będzie dobrze. Cała
historia musi zakończyć się szczęśliwie, ponieważ obecność Alexa Doyle a gwarantowa-
ła, że nic złego nie stanie się ani jemu, ani Courtney.
Zanim George Leland dotarł do bagażówki zaparkowanej obok wejścia do hote-
lu, zdążył zapomnieć o Doyle u i chłopcu. Próbując otworzyć drzwi, upuścił kluczyki.
Grzebał ręką w niezbyt głębokiej kałuży, aż wreszcie je znalazł. Otworzył drzwi kabiny
i wdrapał się do środka, nie mogąc przypomnieć sobie gonitwy po hotelowych kory-
tarzach, czy szaleńczego tańca z siekierą w składzie z narzędziami, gdy dzielił go tylko
krok od popełnienia zbrodni. Był zbyt przygnębiony cierpieniem, by przejmować się tą
nagłą amnezją.
Był to najgorszy ból głowy, jakiego doświadczył. Skupiał się w lewym oku i wokół
niego, ale promieniował również na całe czoło i docierał aż do ciemienia. Napełniał
jego oczy łzami. Leland słyszał nawet zgrzyt swoich zębów trących o siebie jak żarna, ale
nie mógł powstrzymać tego silnego, bezwiednego odruchu przeżuwania; było tak, jak
gdyby był opętany, a ten, który miał nad nim władzę, wierzył, że ból można zmiażdżyć,
pociąć na maleńkie kawałeczki, połknąć i strawić.
Nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Zazwyczaj, przynajmniej godzinę przed
pierwszą falą bólu, kręciło mu się w głowie i czuł mdłości, i widział spiralę różnokoloro-
92
wego światła wirującą na siatkówce oka. Ale nie tej nocy. W jednej chwili czuł się świet-
nie, był nawet radośnie podniecony, gdy nagle spadło na niego uderzenie bólu, jak cios
młotem. Początkowo był to nieprzyjemny, ale względnie lekki ból  czyż nie? Lekki
ból? Nie mógł sobie przypomnieć, gdzie dokładnie się znajdował, gdy poczuł pierwsze
jego uderzenie, ale był pewien, że z początku ból był łagodny. Z pewnością do zniesie-
nia. Jednak nasilał się tak szybko, że Leland rozpaczliwie zapragnął dotrzeć do swego
motelu, zanim całkowicie straciłby przytomność.
Wyjechał z parkingu, odbił się od czterocalowego krawężnika i wydostał na auto- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl