[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak wkroczyłem do Amberu. Tak czy owak zginie, a ja zdobędę broń. Pomaca-
122
łem prawy biceps i czubki moich palców niemal się zetknęły. Boże! Ależ byłem
wychudzony! Ale nadal byłem księciem Amberu i nawet w tym stanie powinie-
nem dać radę zwykłemu człowiekowi. Może sam siebie zwodziłem, ale musiałem
spróbować.
Jeśli mi się powiedzie, to mając miecz w ręku nie cofnę się przed niczym, że-
by dotrzeć do Wzorca, a potem z jego centrum przeniosę się do dowolnego świata
Cieni. Tam się wykuruję, powrócę do sił i tym razem nie będę się spieszył. Nawet
gdyby miało mi to zająć całe stulecie, przygotuję wszystko do ostatniego szcze-
gółu, zanim znów wyruszę na Amber. Ostatecznie byłem jego legalnym władcą.
Czyż nie ukoronowałem się w obecności całego dworu jeszcze przed Erykiem?
Mam więc słuszne prawo do tronu!
Gdyby tylko można było przejść do Cienia prosto z Amberu! Nie musiałbym
wtedy zawracać sobie głowy Wzorcem. Ale mój Amber stanowi centrum wszech-
rzeczy i nie tak Å‚atwo siÄ™ go opuszcza.
Po jakimś miesiącu ręce mi się wygoiły i wkrótce po podjęciu pracy były znów
całe w odciskach. Pewnego dnia, słysząc kroki strażnika, jak zwykle przesunąłem
materac do przeciwległej ściany. Klapka skrzypnęła i mój posiłek przesunął się
przez szczelinę. Zaraz też kroki się oddaliły.
Wróciłem do drzwi. Nie patrząc na tacę wiedziałem, co zawiera: kromkę su-
chego chleba, garnek wody i w najlepszym razie jeszcze kawałek sera. Wróciłem
do poprzedniego zajęcia. Byłem w nim na dobre pogrążony, gdy nagle usłyszałem
za plecami zduszony śmiech.
Odwróciłem się. Przy ścianie na lewo stał jakiś człowiek i chichotał.
Kim jesteś? spytałem, a mój głos zabrzmiał mi w uszach jakoś dziwnie.
Uświadomiłem sobie, że to pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem od dłuższego
czasu.
Szykujemy ucieczkę odezwał się. Próbujemy zwiać. I znów za-
chichotał.
Jak się tu dostałeś?
Wszedłem.
Którędy? W jaki sposób?
Zapaliłem zapałkę i choć zabolały mnie oczy, nie zgasiłem płomienia.
Miałem przed sobą niewielkiego mężczyznę. Właściwie nawet zupełnie ma-
łego. Miał jakieś półtora metra wzrostu i był garbusem. Jego włosy i broda były
w nie lepszym stanie niż moje. Jedyną wyróżniającą go cechą pośród tej zmierz-
wionej gęstwiny był długi, haczykowaty nos i czarne oczka, teraz zmrużone przed
światłem.
Dworkin powiedziałem.
Znów zachichotał. Zgadza się. A ty kim jesteś?
Nie poznajesz mnie, Dworkinie? Zapaliłem drugą zapałkę i przysunąłem
ją do twarzy. Przyjrzyj mi się. Odejmij brodę i dodaj mi jakieś pięćdziesiąt kilo
123
wagi. Wyrysowałeś mnie z całą dokładnością na kilkunastu taliach kart.
Corwin powiedział w końcu. Przypominam sobie, tak.
Myślałem, że nie żyjesz.
%7łyję, żyję. Widzisz? Zakręcił przede mną pirueta. Jak się ma twój
ojciec? Widziałeś go ostatnio? Czy to on cię tu wpakował?
Nie ma już Oberona odparłem. W Amberze rządzi mój brat Eryk,
a ja jestem jego więzniem.
Wobec tego Ja mam pierwszeństwo, gdyż ja jestem więzniem Oberona.
Naprawdę? Nikt z nas nie wiedział, że ojciec wsadził cię do więzienia.
Usłyszałem szloch.
Owszem powiedział po chwili. Nie ufał mi.
Dlaczego?
Powiedziałem mu, że wymyśliłem, w jaki sposób można zniszczyć Amber.
Opisałem mu to, a on mnie zamknął.
Niezbyt to było miłe z jego strony.
Wiem przyznał Dworkin ale dał mi wygodne pomieszczenie i roz-
maite rzeczy do eksperymentowania.
Tylko że po jakimś czasie przestał mnie odwiedzać. Przyprowadzał ze sobą
różnych ludzi, którzy pokazywali mi kleksy z atramentu i kazali układać o nich
historie. To było nawet zabawne, ale pewnego dnia jeden kleks nie bardzo mi
się spodobał i zamieniłem tego mężczyznę w żabę. Król się rozzłościł, kiedy nie
chciałem go przywrócić do poprzedniej postaci. Teraz od tak dawna nikogo nie
widziałem, że nawet byłbym gotów to zrobić. Raz. . .
Jak dostałeś się tutaj, do mojej celi? spytałem ponownie.
Powiedziałem ci, wszedłem.
Przez ścianę?
Oczywiście, że nie. Przez ścianę Cienia.
Przecież żaden człowiek nie może przejść przez Cień w Amberze. W Am-
berze nie ma Cieni.
No cóż, uciekłem się do oszustwa przyznał.
Jak to?
Narysowałem nowy Atut i przeszedłem przez niego, żeby zobaczyć, co
jest po tej stronie ściany. Ojej! To mi przypomina, że nie mogę bez niego wrócić.
Muszę narysować następny. Masz coś do jedzenia? I coś do pisania? I kawałek
papieru?
Proszę, oto chleb poczęstowałem go a do tego kawałek sera.
Dziękuję, Corwinie połknął je z wilczym apetytem, popijając całą moją
wodą. Teraz daj mi kawałek pergaminu i ołówek, bo muszę już wracać do sie-
bie. Chcę skończyć czytać książkę. Miło mi było się z tobą zobaczyć. Szkoda, że
Eryk cię uwięził. Wpadnę do ciebie jeszcze kiedyś na pogawędkę. Jak zobaczysz
ojca, powiedz mu, żeby się na mnie nie gniewał, bo ja. . .
124
Nie mam ołówka ani pergaminu przerwałem.
Coś takiego! To barbarzyństwo!
Wiem, ale też i Eryk ma barbarzyńskie zwyczaje.
A co masz? Wolę mój własny pokój od tego miejsca. Przynajmniej jest
lepiej oświetlony.
Zjadłeś ze mną kolacje powiedziałem a teraz chciałbym prosić cię
o przysługę. Jeśli ją spełnisz, przyrzekam, że zrobię wszystko, aby pogodzić cię
z ojcem.
Co byś chciał?
Od dawna podziwiam twoją sztukę i jest coś, co bardzo chciałbym mieć
namalowane twoją ręką. Czy pamiętasz latarnię morską w Cabrze?
Oczywiście. Byłem tam wiele razy. Znam nawet latarnika, Jopina. Grywa-
Å‚em z nim w szachy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]