[ Pobierz całość w formacie PDF ]

273
- Nie pamiętam.
- Mam ci zademonstrować?
- Tak.
- A skąd wiesz, co takiego zademonstruję? - przekomarzał się z nią.
- Twoja twarz budzi zaufanie. Poza tym wiem, że jesteś fachowcem.
Kiedy tak na nią patrzył, rysy jego twarzy złagodnia-
- Zostań tu. Zaraz wracam - powiedział. Ruszył w stronę baru, ale zatrzymał się po chwili. - Nie
pozwól, żeby ktoś cię ukradł. Poza tym, na co masz ochotę?
- Nic nie przychodzi mi do głowy. Ty wybierz. %7ładnych ryb.
- Co za kapryśna osoba. - Pokręcił głową. - Chcesz zabawiać się ze mną na plaży i nie jeść ryb?
- Są przecież jeszcze owoce - zauważyła.
- Ktoś tak gorący jak ty na pewno przepada za chilli. Kolombina ziewnęła tylko w odpowiedzi i
przeciągnęła się.
Kiedy czekał w kolejce w barze, jego myśli wciąż krążyły wokół Kolombiny. Kiedy jej samochód
zostanie naprawiony, przeszuka go i może wreszcie dowie się, kim jest ta tajemnicza i kompletnie
szalona kobieta. Mieszkała w Pennsylwanii albo stamtąd pochodziła, rozpoznawał to po akcencie.
Wkrótce miała skończyć trzydzieści lat. Potrafiła cudownie się kochać i sprawić, że mężczyzna czuł
siÄ™ przy niej absolutnie wyjÄ…tkowy.
274
WIOSENNE FANTAZJE
Dość nietypowe jak na dziewczynę, która nie miała w tych sprawach żadnego doświadczenia.
Co jeszcze o niej wiedział? Miała poczucie humoru. W jej życiu stało się coś, co sprawiło, że nagle
zaczęła szukać przygody z pierwszym lepszym mężczyzną. Co ją tak zabolało? Z pewnością nie był to
tylko fakt, że zbliżała się do trzydziestki.
I oto na jej drodze pojawił się on, Darwin Moore, zwany teraz Arlekinem, usiłujący rozwikłać zagadkę
Kolombiny, kobiety, która pragnęła pozostać anonimowa. Kobiety, która go intrygowała, której
pragnął. Chciał ją poznać, zaopiekować się nią. Ale miał przecież jechać do Jacka i spotkać tam jakąś
blondynkÄ™. Niech to diabli!
Poczuł się winny z powodu swojego niezadowolenia. Jack i Phillis byli dobrymi ludzmi,
prawdziwymi przyjaciółmi, którzy od dłuższego czasu starali się go wspierać. Nie ma rady. Będzie
musiał pojawić się u nich, tak jak było zaplanowane. Nie mógł tak po prostu zadzwonić i bezczelnie
odwołać swojego przyjazdu. Pojedzie tam.
Musiał jednak upewnić się, że Kolombina pozostanie w jakimś bezpiecznym miejscu, w którym on ją
pózniej odnajdzie. Aatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Niby jak ją odnajdzie? Wezmie odciski jej
palców?
Zamówił olbrzymi obiad i zaniósł go do samochodu, po czym pojechali z powrotem na plażę. Ralph
przez cały czas siedział przy ich rzeczach, tak jak go zostawili. Arlekin wytrzepał piasek z koców i
poduszek, po czym szybko odbudował prowizoryczny namiot, rozłożył koc i ułożył na nim poduszki.
Wiosenna szansa
275
- Lepiej zdejmij buty, zanim usiądziesz na tym czarodziejskim dywanie - uśmiechnął się do niej.
- To zwykły stary koc - wzruszyła ramionami.
- Musisz zmienić swój stosunek do pewnych rzeczy. - Otoczył Kolombinę ramionami i mocno pocało-
wał.
Posadził ją na kocu i przyniósł z samochodu koszyk z jedzeniem. Nie zdążyło jeszcze wystygnąć, a po
pośpiesznie przyrządzonym śniadaniu smakowało wprost wspaniale.
Zjedli tak dużo, że postanowili pospacerować trochę po plaży. Znowu zostawili Ralpha na straży, aby
bronił ich terenu przed niepożądanymi gośćmi.
W trakcie spaceru Kolombina zaczęła zbierać muszle. Nie rozglądała się dookoła, po prostu podnosiła
każdą całą muszelkę, która przed nią leżała. Było to uciążliwe zajęcie, ale nie zdawała się być nim
zmęczona. Napełniła swoje i jego kieszenie, swoje i jego dłonie, i zaczęła się złościć, że nie wzięła ze
sobÄ… koszyka.
- Po co ci one? - zapytał z autentycznym zdumieniem.
- Bo są! - odparła ze złością.
Popatrzył na nią uważnie. Najwyrazniej dla niej ta odpowiedz była całkiem logiczna. Zastanowił się
przez chwilę i uznał, że ostatecznie jest w stanie znieść w swoim życiu kolekcjonerkę muszli. Po
prostu będzie ją trzymał z dala od takich plaż. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl