[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Claire roześmiała się Raine. Idealna żona dla potentata finansowego.
Skręcili właśnie z Bellevue Avenue i zbliżali się do domu.
Pocałuj mnie powiedział nagle Alan, odwracając się ku niej i biorąc ją
w ramiona.
Co?
Nic nie mów szepnął. One patrzą.
Zamknął jej usta pocałunkiem, zanim zdążyła wykrztusić słowo protestu.
Rozchylił jej wargi i pogłębił pocałunek, a ona bezwiednie zarzuciła mu ręce na
szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Zrozumiała, co zrobiła, dopiero kiedy
podniósł głowę i spojrzał na nią z błyskiem uśmiechu w pociemniałych oczach.
Dzięki powiedział. Było niemal równie przyjemnie, jak wtedy w
kuchni.
Kto patrzy? spytała, cofając się o krok.
Edwina i Claire czekajÄ… na frontowej werandzie.
No to co? Trzeba przyznać, że jak na bankiera, to umiał całować.
Nasz plan, nie pamiętasz?
Ach tak, plan, rzeczywiście.
Uśmiechnij się do mnie i wez mnie za rękę.
Przez chwilę zapragnęła, żeby nie było żadnego planu ani matek
bawiÄ…cych siÄ™ w swatki, ani siedmiorga dzieci, wracajÄ…cych z przedszkola... i
nagle wydała głośny krzyk, rzucając się w stronę domu.
Nie! Nie otwierajcie!
Lecz było za pózno. Charlie lotem błyskawicy wypadł przez otwarte
drzwi i już był na chodniku, pędząc przed siebie, ile sił w nogach. Puściła się za
nim w pogoń, przeklinając swoje sandały i jego skłonność do ucieczek.
Puszczała go tylko do tylnego ogrodu, który był starannie otoczony płotem.
Poczekaj, zaraz go złapię! krzyknął Alan, doganiając ją.
Biegnie do tego brązowego domu na rogu, w którym są dwie małe
suczki powiedziała zdyszana, zwalniając kroku.
Nie martw się, zaraz go przyniosę zapewnił ją.
Głupi pies mruknęła, nie spuszczając oczu z Charliego. Kto by
przypuszczał, że taka mała puszysta kulka zamieni się w gazelę, gdy tylko
poczuje wolność. Bała się, żeby nie wpadł pod samochód. W końcu był jej
najlepszym przyjacielem. Znów zaczęła biec, obserwując bezowocne wysiłki
Alana, uganiającego się za uciekającym psem, który najwyrazniej traktował to
jak pysznÄ… zabawÄ™.
Nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami i jak długa runęła na chodnik.
ROZDZIAA 7
Wez go, zanim mnie pogryzie. Alan włożył jej w ramiona wyrywający
się, puchaty kłębek. Ten idiota cały czas na mnie warczy. Dlaczego siedzisz na
chodniku?
Sama nie wiem. Raine raz jeszcze usiłowała wstać. Biegłam i nagle
się przewróciłam. Może skręciłam sobie kostkę czy coś takiego.
Boli cię? Zaskoczył ją żywy niepokój w jego głosie.
Chyba tak. To takie krępujące. Ukląkł przed nią.
Która noga?
Prawa.
Alan ostrożnie obmacał kostkę i zjechał palcami niżej, do czubka stopy,
gdzie widniało nieładne, krwawe zadrapanie.
Auu... powiedziała. To tutaj.
Nie wiem, czy sobie czegoś nie złamałaś. Możesz wstać?
Chyba tak.
Więc trzymaj psa, a ja pomogę ci się podnieść.
I co dalej?
Albo ciÄ™ zaniosÄ™ do domu, albo zadzwonimy po pogotowie.
Myślę, że może jakoś uda mi się dokuśtykać. Auu! Stała, obejmując
go ręką w pasie; Charlie zaskomlał i położył jej głowę na ramieniu.
Nie sprzeciwiaj mi się, Raine. Chociaż ten jeden, jedyny raz.
Pochwycił ją w ramiona i przycisnął do szerokiej, muskularnej piersi.
Charlie zamilkł, co Raine uznała za całkiem rozsądne i postanowiła pójść jego
śladem. Dzieci, które tymczasem wróciły z przedszkola, czekały już na nich
wraz z Claire i EdwinÄ… przed domem.
Całe szczęście, że go złapaliście! zawołała Claire.
Czy coś ci się stało, moja droga? podbiegła do nich Edwina.
Raine jest ranna! rozpłakała się Vanessa.
Nie, nie zaprzeczyła Raine. Nic mi nie będzie. Vanessa pociągnęła
nosem i przyłączyła się do reszty dzieci, które ich obiegły.
Niech ktoś wezmie tego psa zarządził Alan, przekrzykując zgiełk. I
zejdzcie z drogi, żebym mógł zanieść Raine do domu.
Dzieci rozstąpiły się jak Morze Czerwone, Joey otworzył im drzwi i Alan
skierował się z Raine w stronę jej sypialni.
Nie zaprotestowała. Połóż mnie w salonie. Westchnął i zmienił
kierunek.
Nie ruszaj się! nakazał, kładąc ją na kanapie.
Nie mam zamiaru, przynajmniej w tej chwili.
O mój Boże! jęknęła Edwina, załamując ręce. Nie miałam pojęcia,
że ten pies tak wyskoczy zza drzwi.
Nie obwiniaj się, kochanie. Claire poklepała ją pocieszająco po
ramieniu. Do wesela się zagoi. Alan już tego dopilnuje.
Naprawdę? Raine uniosła nogę, opierając stopę na poręczy kanapy.
Naprawdę? zawtórowała jej niedowierzająco Edwina.
Naprawdę oświadczył stanowczo Alan, patrząc groznie na zebranych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]