[ Pobierz całość w formacie PDF ]

albo morelowy. Cholernie subtelny.
Kiedy została mi wręczona druga buteleczka, zadygotałem z podniecenia. W pośpiechu
otworzyłem flakon i zacząłem wąchać. Zapach prawie powalił mnie na kolana: ostry, intensywny
jak Chanel N°5, sÅ‚odkawy jak Hugo i tajemniczy jak Rush od Gucciego. Zdecydowanie damski
zapach. Rozkoszny. Skojarzył mi się z domem nad brzegiem jeziora, polnymi kwiatami, wanilią.
- Wspaniały - mruknąłem.
Mężczyzna w czarnym garniturze przytaknął.
- Bardzo by pan chciał posiadać jeden z tych zapachów, prawda?
- zapytał w końcu - Jest pan podekscytowany.
- Owszem - odparłem niemal natychmiast. - Jednak obawiam się, że nie stać mnie na kupno
ani jednego.
- Zatem mam dla pana niespodziankę. Proszę ocenić, który z nich jest najlepszy i
najbardziej fascynujący, a potem proszę go sobie zatrzymać.
Popatrzyłem na niego uważnie.
%7łartuje sobie ze mnie? - pomyślałem. Nie miałem pojęcia, gdzie tkwił haczyk
- To jakaś forma promocji? Reklamy? - zapytałem.
- Nie, nic z tych rzeczy. Jestem tu, bo wiem, że zna się pan na sprawie i potrafi rozpoznać
dobry zapach. Dlatego też firma, po przejrzeniu pana dokumentów, stwierdziła, że najbardziej
nadaje się pan na osobę, która mogłaby wydać opinię na temat owych perfum. W zamian za to
jedne z nich mogą należeć do pana.
Generalnie rzecz ujmując, nie miałem powodów, aby dalej węszyć spisek. Jakiś czas temu
wysyłałem aplikację do dopiero powstającej firmy, mającej zajmować się produkcją perfum.
Pamiętam, że zastanawiałem się, czy nie będą produkować przypadkiem jakichś gówien, aby
następnie opchnąć je na lewo.
Pokręciłem znacząco głową
- Rozumiem - wymamrotałem po chwili - Cóż, zatem nie widzę problemu. Myślę, że
powinienem czuć się zaszczycony
Mężczyzna wyszczerzył zęby i bez wahania podał mi dwa kolejne flakony. Zacząłem
wąchać i oceniać zapachy. Musiałem przyznać, że były ujmujące, wprost niebiańskie. Nie miałem
wątpliwości, że firma szybko zabłyśnie na rynku. Kiedy skończyłem delektować się ostatnim
zapachem, usłyszałem:
- Teraz proszę wybrać sobie jeden.
Podjęcie decyzji zajęło mi kilka sekund. Chwyciłem do ręki kilku- dziesięciomililitrową
złotą buteleczkę i oświadczyłem, że ten zapach najbardziej mi się podoba.
Mężczyzna uścisnął mi dłoń.
- Zatem, jest już pana.
- Dziękuję serdecznie.
- To ja bardzo dziękuję. Na wszelki wypadek zostawię swoją wizytówkę. Myślę, że
niedługo pan się ze mną skontaktuje. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Podniosłem na niego wzrok, zaciekawiony.
- Dlaczego miałbym dzwonić? - zapytałem.
- Hmm. - Facet roześmiał się. - Po prostu, aby porozmawiać - dokończył już bardziej
poważnym tonem.
Nie bardzo wiedziałem, jak zareagować.
Miałem właśnie raz jeszcze podziękować za prezent i pożegnać się z nieznajomym, gdy w
moim umyśle zrodziło się ostatnie pytanie:
- Kiedy zaczynaliśmy rozmowę, powiedział pan, iż wie, że znam się na gotowaniu -
zacząłem ostrożnie, nieznacznie się uśmiechając - I dodał pan, że to spotkanie będzie dotyczyło
także tej dziedziny. Czy mogę się dowiedzieć, co pan miał na myśli?
Gdy na mnie spojrzał, dostrzegłem błysk w jego oku.
- To, proszę pana, również jest tajemnicą - odrzekł. - Sam pan zobaczy, co miałem na myśli.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Proszę mi wierzyć, zrozumie pan niebawem.
To był wyjątkowo dziwny facet. Stuprocentowy ekscentryk. Kiedy wyszedł, przez moment
stałem na korytarzu, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Po chwili wszedłem do pokoju i
usiadłem w fotelu. Wpatrywałem się w złotą buteleczkę moich nowych perfum.
Resztę dnia spędziłem przed komputerem, grając w szachy. Co jakiś czas odbierałem
telefony od znajomych i rodziców, a równo o szesnastej wyszedłem z psem na spacer. O
dwudziestej wyskoczyłem do pobliskiego marketu po kilka puszek heinekena i mrożoną pizzę.
A teraz... teraz znowu boli mnie głowa. Poza tym odczuwam głód. Chyba pójdę coś
przekąsić. Tylko co? Sam nie wiem, na co mam ochotę. Może usmażę mielone klopsiki? To nie jest
zły pomysł.
Smażone klopsiki. Hmm. Tak sobie teraz pomyślałem, że chyba lepsze byłyby surowe.
24 kwietnia 2004, sobota
Jestem potwornie zmęczony. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo wyczerpujący. Wyczerpujący
i, jakby to powiedzieć... dziwny.
Wstałem równo o piątej i wyszedłem z psem na spacer. Cała dzielnica Chelsea pogrążona
była we mgle. Podążałem spokojnie ulicą Chey- ne Walk, delektując się świeżym powietrzem.
Obok mnie rzeka leniwie mknęła swoim kursem. Rozmyślałem o mężczyznie w czarnym
garniturze, o perfumach i... klopsikach.
Na siedemnastą byłem umówiony z Robertem na partyjkę pokera. Robert jest moim
znajomym jeszcze z czasów studiów - jedną z nielicznych osób z tamtego okresu, z którą utrzymuję
stały kontakt. Mieszka na West Endzie wraz z żoną, dwójką dzieci i wielkim, kudłatym psiskiem.
Ostatnio dość często spotykamy się popołudniami, aby pograć w karty, wypić kilka piw i
powspominać lata, kiedy w naszych sercach tkwił młodzieńczy bunt. Stary, poczciwy Robert...
Jednak w chwili obecnej nie o Robercie chciałem wspomnieć, a o Ber- niem - moim
owczarku niemieckim. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl