[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chciała spłukać samo wspomnienie jego osoby. Lęk narastał z każdą sekundą.
Nikos z przykrością zauważył, że uciekła w popłochu. Jego zdenerwowanie sięgnę-
ło zenitu, gdy usłyszał, że architekt prosi o przełożenie spotkania na następny dzień. Z
wściekłością wyraził zgodę, wyłączył aparat i wcisnął go do kieszeni.
R
L
T
Wciąż zły na siebie, że niepotrzebnie przeżywa ponowne spotkanie z Sophie, po-
dążył w ślad za nią do domu. Przemierzył ciasny salonik, pochylił głowę w drzwiach i za
głosem cieknącej wody wszedł do kuchni. W środku panował przyjemny chłodek. Grube
ściany dobrze chroniły przed upałem. Sophie myła ręce nad zlewem.
- Czy tę wodę można pić? - spytał, nadal zbyt ostrym tonem.
Sophie gwałtownie obejrzała się, jakby ją zaskoczyło jego pojawienie się.
%7łeby nie podszedł bliżej, zdjęła szklankę z suszarki, napełniła ją i postawiła na sto-
le, odwracajÄ…c wzrok.
Nikos wypił duszkiem całą zawartość. Zimna, czysta woda smakowała wybornie.
Orzezwiła go.
Sophie szorowała paznokcie szczoteczką. Ponieważ nie mogła do wieczora patrzeć
w ścianę, w końcu wytarła ręce i zebrała odwagę, żeby spojrzeć na Nikosa.
Wyglądał oszałamiająco w nienagannym, szytym na miarę garniturze. A ta twarz!
Wręcz doskonała, jak oblicze klasycznego posągu.
Za to jej wizerunek pozostawiał wiele do życzenia. Krępowało ją, że widzi ją brud-
ną, spoconą i potarganą. Powiedziała sobie, że nie dba o jego opinię. Uznała natomiast za
swój obowiązek poruszenie pewnej ważnej kwestii:
- Dziękuję, że pożyczyłeś mi pieniądze. Zwrócę ci wszystko, jak tylko będę mogła.
Przykro mi, że nieprędko będzie to możliwe.
Słowa z trudem przeszły jej przez usta. Odniosła wrażenie, że dostrzegła zdziwie-
nie w jego oczach, ale wolała nie sprawdzać, zwłaszcza że zaraz wzruszył ramionami.
- Nieważne. Grunt, że wywiozłem cię z Londynu, z krawędzi rynsztoka.
Sophie zacisnęła zęby.
- Przyrzekam, że oddam całą sumę - naciskała.
Nie wyobrażała sobie wprawdzie, kiedy i w jaki sposób ją zgromadzi, ale choćby
miała na nią pracować całe lata, nie chciała mu nic zawdzięczać.
Ponowne wzruszenie ramion wyprowadziło ją z równowagi. Jasno dał do zrozu-
mienia, że kwota, która ją ratowała, nic nie znaczy w jego budżecie.
- Jeśli zechciałabyś mi wyświadczyć przysługę, daj mi coś przekąsić - poprosił. -
Nie jadłem lunchu po drodze.
R
L
T
Sophie zesztywniała. Tylko tego jej brakowało! Z niecierpliwością wyczekiwała
jego wyjazdu.
- Nie sądzę, żeby wiejska kuchnia odpowiadała twoim gustom - ostrzegła.
- Twoim chyba też nie. Przywykłaś do bardziej wyrafinowanej - zadrwił.
Sophie nie skomentowała uszczypliwej uwagi. Nie widziała sensu. Gniewny błysk
w oczach Nikosa powiedział jej, że milczenie zdenerwowało go bardziej niż cięta riposta.
- Doznałaś rozczarowania, prawda? - kpił dalej w żywe oczy. - Pewnie oczekiwa-
łaś, że zafunduję ci luksusowe wakacje?
- Nieważne, co sobie wyobrażałam - odparła z godnością. - Polubiłam to miejsce.
Dobrze mi tu. Spokojnie.
Zaskoczyła go, choć podzielał jej opinię. Lecz od kiedy to Sophie Granton lubiła
spokój? Popatrzył na nią badawczo. Rzeczywiście robiła wrażenie zadowolonej z miejsca
pobytu. Najwyrazniej czuła się tu jak w domu. Skoro tak, to mogła go czymś poczęsto-
wać, zwłaszcza że solidnie zgłodniał.
- To co, dostanę jakąś kanapkę? - przypomniał już znacznie łagodniej. Nawet pa-
trzył inaczej. - Kiedyś już mi zrobiłaś, pamiętasz?
O tak, pamiętała doskonale. Ostatnie zdanie zwróciło jej myśli ku przeszłości...
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Wybiła północ. Tego wieczoru Nikos zabrał ją na kolację i do teatru. Pózniej spa-
cerowali Południowym Wybrzeżem, trzymając się za ręce. Liczyli rzezbione delfiny
podpierające słupy wiktoriańskich lamp, gawędzili o wszystkim i o niczym, póki nie roz-
bolały jej nogi w butach na wysokim obcasie. Wtedy nie wiadomo skąd wyczarował sa-
mochód. Po powrocie do domu poczuli, że okropnie zgłodnieli. Zabrała go więc do
kuchni. Zrobiła mu piętrową kanapkę, tak wysoką, że przewróciła się na stół. Nałożyła
na nią połowę zawartości lodówki! Zaśmiewali się do łez. Potem porwał ją w ramiona,
pocałował raz, potem drugi, do utraty tchu, tak słodko, że straciła kontakt z rzeczywisto-
ścią.
Z bólem w sercu wróciła do terazniejszości:
- Mam tylko ser i szynkę - zastrzegła szorstkim tonem.
Nie miała najmniejszej ochoty szykować mu jedzenia. Przeszkadzało jej, że stoi tak
blisko, że zajmuje jej myśli, że jego obecność wypełnia całą skąpą przestrzeń.
Dlaczego wciąż tak na mnie działa? - pytała bezradnie samą siebie. Nie mam już
dwudziestu lat. Mężczyzni dawno przestali mnie interesować... z wyjątkiem tego jedne-
go.
Niestety musiała przyznać, że mimo upływu czasu uczucie nie wygasło, nawet nie
osłabło.
Pospiesznie otworzyła lodówkę, żeby odwrócić uwagę od jego osoby. Wyjęła ma-
sło, ser, szynkę. Wyciągnęła z pojemnika chleb i odkroiła dwie kromki. Kiedy wszystko
pokroiła i złożyła razem, z kamienną twarzą postawiła przed nim talerzyk.
Podziękował z roztargnieniem, po czym wskazał durszlak z truskawkami na su-
szarce.
- Mogę liczyć na deser?
Sophie bez słowa przełożyła część zawartości na miskę.
- Zjedzmy je razem - zaproponował. - Najlepiej na zewnątrz. Wyniosę ci krzesło.
R
L
T
Nie czekając na odpowiedz, wziął jedno i ruszył ku drzwiom. Sophie podążyła za
nim z zaciśniętymi ustami i miską owoców. Nie chciała z nim jeść deseru. W ogóle nie
chciała nic robić razem z nim. Najlepiej, żeby zostawił ją w spokoju. Na zawsze.
Cierpiała męki. Wciąż nie przebolała, że go straciła.
Przede wszystkim nigdy do ciebie nie należał, samolubna, naiwna idiotko, przy-
pomniał jej bezlitosny, wewnętrzny głos. Uległaś dziecinnym, egoistycznym złudzeniom,
marzeniom o wiecznym szczęściu, na które nie miałaś szans.
Przyspieszyła kroku, jakby mogła zostawić za sobą złe, ponure myśli.
Tymczasem obiekt jej posępnych rozważań rozsiadł się wygodnie przy stoliku w
małym patiu i ze smakiem zajadał swój lunch. Ponieważ słońce mocno grzało, zdjął ma-
rynarkę. Na domiar złego rozluznił krawat, rozpiął górny guzik koszuli i podwinął ręka-
wy, eksponując mocne, smukłe przedramiona.
Jakże wspaniale wyglądał! Biel koszuli pięknie kontrastowała ze śródziemnomor-
ską opalenizną. Pożerała go wzrokiem. Mogłaby tak patrzeć i patrzeć, bez końca, jak za
pierwszym razem. Tak jak za każdym razem, kiedy go widziała. Gardziła sobą za to, że
nadal nieodparcie jÄ… pociÄ…ga.
W końcu Nikos podniósł na nią wzrok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl