[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tego, co przeżył na posterunku straży obywatelskiej w Kamae, miał nie
zapomnieć nigdy. Nie bez racji ludzie nazywali ten posterunek Domem Bólu.
Nazajutrz po przywiezieniu go tam, kazano mu wejść do jakiegoś małego pokoju.
Czekało już na niego dwóch Europejczyków. Jeden miał rudą brodę.
Jak ci na imię? zapytał rudobrody, gdy drugi z nich na razie tylko patrzył
z okrucieństwem w oczach.
Njo-ro-ge.
Ile masz lat?
Dziewiętnaście mniej więcej.
Sema efendi! wrzasnął czarny ze straży obywatelskiej zza drzwi tego
małego pokoiku.
Efendi.
Czy złożyłeś przysięgę?
Nie!
Sema efendi szczeknÄ…Å‚ tamten znowu.
Nie, efendi.
Ile złożyłeś przysiąg?
Powiedziałem, że żadnej, efendi!
Uderzenie nastąpiło błyskawicznie. Oślepiło go i ukazało ciemność. Nie
zobaczył, jak wzrok szarych oczu się przesuwa.
Złożyłeś przysięgę?
Ja jestem uczniem w szkole, ejendi wyjaśnił odruchowo podnosząc ręce
do twarzy.
Ile przysiąg złożyłeś?
%7Å‚adnej, proszÄ™ pana.
Jeszcze jeden cios. Azy spłynęły mu po policzkach, chociaż nie chciał płakać.
Przypomniał sobie pogodny nastrój w szkole. Raj utracony.
Czy znasz Bora?
To& mój brat.
Gdzie on jest?
Ja& nie& wiem&
Potem leżał na zakurzonej podłodze. Szarooki poczerwieniał z gniewu. Już nie
przemówił do niego poza tym, że go nazwał cholernym Mau Mau. W kilka sekund
potem chłopca zabrał jeden z tych dwóch strażników stojących pod drzwiami. Njoroge
był nieprzytomny. Broczył krwią, bo podkute buty szarookiego dokonały swego dzieła.
Ocknął się pózno wieczorem. Z chaty niedaleko tej, w której leżał, usłyszał
krzyk kobiety. Może to krzyczy Njeri albo Nyokabi? Wzdrygnął się na myśl o tym.
Całym sercem pragnął zobaczyć je obie, zanim umrze. Bo był pewny, że to już koniec.
Może śmierć wcale nie jest taka straszna. Człowiek zapada w wielki sen, nigdy już się
nie budzi, żeby odczuwać żywą trwogę, podsycać swoje gasnące nadzieje, Wypominać
niespełnione marzenia.
Ale oni jeszcze z nim nie skończyli. Nazajutrz znów znalazł się w tym pokoiku.
Co zrobić, kiedy ponowią te pytania? Kłamać? Czy dadzą mu spokój, jeżeli na
wszystko będzie odpowiadał: tak ? Wątpił. Czekał obolały, spuchnięty. Ale najgorsze
było to, że nadal nie wiedział, o co chodzi.
Ty jesteÅ› Njoroge?
Taak.
Czy złożyłeś przysięgę?
Wszyscy patrzyli na niego. Zawahał się. Zobaczył wśród nich pana
Howlandsa. Szarooki spostrzegł to chwilowe wahanie i rzekł:
Uważaj, masz mówić prawdę. Jeżeli powiesz nam prawdę, wypuścimy cię.
Pod wpływem bólów przeszywających od stóp do głów on był gotów
odpowiedzieć tak . A przecież mimo woli, cofając się o kilka kroków ku drzwiom,
powiedział nie . Nikt go nie tknął.
Głos po raz pierwszy zabrał pan Howlands:
Kto zamordował Jacoba?
Przez chwilę Njoroge stał straszliwie wstrząśnięty. Zbierało mu się na
wymioty.
Zamordował? szepnął ochryple z całkowitą niewiarą. i nagle chciał już
tylko wiedzieć, czy jej, Mwihaki, nic nie grozi. Zapomniał na ten moment, że zwraca
się do wrogów.
Biali obserwowali go uważnie.
Tak. Zamordował.
Kto?
Ty nam to powiesz.
Ja, proszę pana? Ależ&
Tak. Ty nam to powiesz.
Pan Howlands wstał i podszedł do Njorogego. Wyglądał przerażająco.
Szczypcami ujął genitalia Njorogego i zaczął ostrożnie szczypce zaciskać.
Wykastrujemy ciÄ™ tak jak twojego ojca.
Njoroge wrzasnÄ…Å‚.
Powiedz nam. Kto naprawdę kazał ci dostać się do domu Jacoba, żeby
zebrać informacje o?&
Njoroge nie słyszał ani słowa: to tak okropnie bolało. A przecież ten człowiek
coś mówił. i przy każdym pytaniu zaciskał szczypce mocniej.
Wiesz, twój ojciec zeznał, że to on zamordował Jacoba.
Njoroge wrzeszczał. Pan Howlands obserwował go bacznie. Nagle zobaczył, że
on wznosi wzrok w górę, wyciąga ręce jak gdyby w błaganiu, po czym bezwładnie
osuwa się na podłogę. Wtedy obrzucił go już tylko jednym przeciągłym spojrzeniem,
popatrzył na policjantów i wyszedł. Rudobrody i szarooki śmieli się szyderczo.
Ale już Njoroge nie został poddany żadnym torturom i gdy po paru dniach
jako tako odzyskał siły, wypuszczono zarówno jego, jak obie jego matki.
W chacie, gdzie zamknięto Ngotha, było ciemno. Ngotho nie wiedział, czy jest
dzień, czy noc. Mrok i jasność oznaczały dla niego jedno i to samo, mijanie czasu
zamieniło się w nicość. Usiłował spać, ale nie mógł leżeć w żaden sposób, bo tylko
pośladki go nie bolały. Więc przez całe doby musiał pozostawać wciąż w pozycji
siedzącej. Na próżno przywoływał sen, żeby znalezć ulgę. Siedział tak i pragnął
zapomnieć o życiu w ogóle. Bo niezależnie od bólu jakoś dziwnie sobie uświadamiał,
że życiu nie sprostał.
Zawiódł swoich synów i świadomość tego dawno już kamieniem legła mu na
sercu. Jeszcze zanim stało się to nieszczęście, życie pozbawione wszystkiego, co
wysoko cenił, straciło dla niego wszelki sens.
Pomimo bólu wcale jednak nie ubolewał nad śmiercią Jacobo. W istocie
bezpośrednio po śmierci naczelnika czuł wdzięczność do Boga. Oto akt bożej
sprawiedliwości. Przez parę dni chodził wyprostowany, dopóki nie dowiedział się, że
w związku z tym morderstwem aresztowano jego syna, Kamauego. Przez półtora dnia
był w rozterce. Ale gdy następna noc zapadła, już wiedział, co zrobi. Lud Gikuyu
powiada: Dość, że hiena u nas najadła się? raz. Skoro jednak biali wywrócili to
prawo plemienne, krzycząc: Ząb za ząb , najlepszym przecież wyjściem dla Ngotha
było ofiarować ten swój stary ząb, którym on nie zdołał wgryzć się w cokolwiek
dostatecznie głęboko. Niemniej Ngotho nie potrafiłby nigdy powiedzieć, skąd wziął
odwagę, żeby wejść do biura komisarza okręgowego. Jego wyznanie wstrząsnęło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]