[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To ja, Brenna. Muszę z tobą porozmawiać.
Tyl ko przez chwilÄ™.
W domku nadal panowała cisza. Brenna otworzyła
szerzej okno i zajrzała do pokoju. Było tak ciemno,
że dostrzegła tylko zarys łóżka.
- Obudz siÄ™, Ryderze!
Usiadła na parapecie. A może był w łazience lub
wcale się jeszcze nie położył?
- Nie śpię.
Głos Rydera dotarł do Brenny nie od strony łóżka,
lecz z przeciwnego kąta pokoju. Instynktownie cofnęła
132 M%7Å‚CZYZNA ZNAD JEZIORA
się i zaczęła schodzić z parapetu, ale j ednym ruchem
ręki Ryder ją zatrzymał.
- Och! - szepnęła. - PrzeraziÅ‚eÅ› mnie. Ni e reago­
wałeś na pukanie w okno, pomyślałam wiec, że nie
ma ciÄ™ w pokoju.
- Usłyszałem chrzęst żwiru na ścieżce, a potem
zobaczyÅ‚em ciÄ™ na parapecie. PostanowiÅ‚em siÄ™ prze­
konać, co zamierzasz zrobić.
- Przyszłam tu z ki l ku powodów. Po pierwsze, aby
cię przeprosić za moje okropne zachowanie. Straciłam
panowanie nad sobÄ…. Wybacz mi .
- Ajakie są inne powody? - zapytał sucho.
Brenna westchnęła. Ryder nie zamierzał ułatwiać
jej zadania.
- Chciałam podziękować za to, że pomogłeś Crai-
gowi i mnie. Podtrzymałeś nas na duchu i sprawiłeś,
że wieczór upłynął w spokoju. Bez ciebie byłoby
znacznie gorzej.
- Rozumiem. Co jeszcze?
Brenna zawahała się przez chwilę. Ni c więcej mówić
nie zamierzała. Zwyciężyła jednak wrodzona uczciwość.
- Co do zazdrości o brata, to... to miałeś trochę
ragi - przyznała.
- %7łe robi to, na co ty się nie zdobyłaś?
- Przecież każdy człowiek ma od czasu do czasu
ochotę robić coś innego niż zwykle. Ja też. To
naturalne. Ale wybrałam pracę w college'u i jestem
z tego zadowolona. Ty i Craig jesteście zupełnie inni.
- Zupełnie?
- Chyba tak. Wyboru dokonałam dawno temu
i nic j uż nie zmienię.
- Na zmiany nigdy nie jest za pózno - powiedział
Ryder łagodnym głosem. - Ni kt nie jest przypisany
na zawsze do swego zawodu i nie musi przez całe
życie iść raz ustaloną drogą.
- Jestem zadowolona ze swojej egzystencji! - za-
M%7Å‚CZYZNA ZNAD JEZKMtA 133
wołała Brenna. - Jestem dobra w swoim zawodzie
i to daje mi satysfakcję. Od czasu do czasu myślę
sobie o innych sposobach na życie, na przykład
o takim j ak twój, ale to nie oznacza, że sama mam
na niego ochotę. W głębi duszy może i podziwiam
życie peÅ‚ne przygód. Ale z pewnoÅ›ciÄ… nie pochwala­
łabym wielu rzeczy, które ty robiłeś. Lubię moją
pracÄ™!
- W porządku. Jesteś więc szczęśliwa w swojej
wieży z kości słoniowej.
-Tak.
- To dobrze, ale pozostaje jeszcze jedna sprawa.
- Jaka?
- Nasza. Czekam, aż pogodzisz się z tym, że do
mnie należysz.
- Ni gdy na to nie przystanę! Zr ozum wreszcie, że
należymy do dwóch różnych światów!
- To nie ma znaczenia.
- Nieprawda! Chcę mieć kogoś, kto będzie mnie
rozumiał, kogoś z mojego środowiska. Tobie jest
potrzebna zupełnie inna kobieta. Bardziej atrakcyjna
i łaknąca burzliwego życia...
- Ty i ja potrzebujemy siebie nawzajem - przerwał
jej Ryder. - Czy nadal tego nie widzisz?
- A co z miłością? - wyrwało się nagle Brermie.
Zł a na siebie, zagryzła wargi. Ni e wolno jej było
posługiwać się argumentem tak nieracjonalnym.
- Z miÅ‚oÅ›ciÄ…? - powtórzyÅ‚ Ryder. - Mówi Ä™ o waż­
nych sprawach, a nie o jakichś bliżej nieokreślonych
odczuciach. Brermo, nie brak ci przecież inteligencji.
Bierz więc pod uwagę tylko fakty. One dowodzą, że
mnie potrzebujesz, lecz jeszcze trochÄ™ siÄ™ obawiasz.
- Wcale się nie boję! - wykrzyknęła Brenna.
- Boisz się mnie dlatego, że, j ak j uż mówi łem,
stanowię dla ciebie zagrożenie. Mi ej odwagę pokonać
własny strach.
134 M%7Å‚CZYZNA ZNAD JEZIORA
Ryder z uporem obstawał przy swoim. Brenna
mi ała tego serdecznie dość.
- Przyszłam tutaj po to, żeby cię przeprosić, a nie
na bezsensownÄ… dyskusjÄ™. Dobranoc. - JakÄ…Å› czÄ…stkÄ…
siebie marzyła skrycie, by Ryder nie pozwolił jej odejść.
- Przyjmuję przeprosiny. Dobranoc - powiedział
spokojnie. Zeszła z parapetu i szybko ruszyła w stronę
domku.
Nagle za plecami usłyszała miękki głos Rydera:
- Brenno!
- SÅ‚ucham?
- Mogłaś go zatrzymać.
- Kogo? Craiga? - Brenna nie rozumiała, co Ryder
ma na myśli.
- Zostałby, gdybyś mu się zwierzyła z własnych
kłopotów i opowiedziała o sytuacji, jaka się wytworzyła
w college'u.
- To nie byłoby w porządku - wyjaśniła. - Ni e
mogłam przecież użyć uczuciowego szantażu.
- Wiem. Jesteś rzetelnym człowiekiem. Zawsze
wolisz walczyć uczciwie, nawet wtedy, kiedy wiesz, że
przegrasz. Spij dobrze, moja pani. %7Å‚yczÄ™ ci dobrej nocy.
f
ROZDZIAA DZIEWITY
Następnego ranka, we wspólnej skrzynce pocztowej,
Ryder znalazł list adresowany do swej sąsiadki. Poszedł
więc do Brenny. Zastałją w kuchni. Robi ła śniadanie.
- Jest korespondencja do ciebie. - Położył kopertę
i usiadł przy stole. - Herbata gotowa? - zapytał
bezceremonialnie.
O mały włos, a Brenna upuściłaby trzymane w ręku
jajko. Od rana, po bezsennie spędzonej nocy, była
strzępkiem nerwów. Mi ot ał y nią sprzeczne uczucia,
wpadała w skrajne nastroje.
- Tak. Możesz sobie nalać - odpowiedziaÅ‚a. Pode­
szła do stołu i wzięła kopertę do ręki. Był to list od
Diany Bergen.
- Pisze ktoś z przyjaciół? - spytał Ryder, nalewając
sobie herbatÄ….
- Koleżanka z college'u. - Brenna rozerwała kopertę
i szybko przebiegła wzrokiem treść listu. - A więc tak
to wszystko się skończy - powiedziała półgłosem.
- Co? - spytał Ryder.
- Profesor Paul Humphrey przyspieszył przejście
na emeryturę. Jutro wieczorem odbędzie się pożegnalne
przyjęcie. Di ana pisze, że byłoby dobrze, gdybym się
na ni m zjawiła. Ze względów czysto taktycznych.
- Tu Brenna wyraznie się skrzywiła. - O przyjęciu
Diana nie mogła mnie wcześniej uprzedzić, gdyż nie
ma tutaj telefonu. - Raz jeszcze rzuciła wzrokiem na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl