[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przyrodnią - dodał Hale bez zająknięcia.
Młoda kobieta uśmiechnęła się na wieść, że Kat nie była jego dziewczyną. Nie stanowiła zagrożenia.
Była tylko malutką dziewczynką, tak bladą i chudą, że od razu było widać, że nie spędziła za dużo
czasu na włoskim wybrzeżu.
- Kończysz już? - spytała Kat ze szczerym poirytowaniem.
- No. - Hale mówił tonem znudzonego miliardera, którym przecież był. - Mają tu różne fajne gadżety.
Kat jakoś wątpiła, żeby geniusze, którzy stworzyli najwspanialsze łodzie świata, byli zadowoleni,
słysząc, że ich wynalazki zostały sprowadzone do fajnych gadżetów", ale nawet jeśli ekspedientka
podzielała to odczucie, nie dała nic po sobie poznać.
- To kupujesz coś czy nie? - spytała Kat.
- Ech... no... - Hale zaczął krążyć po salonie. - To mi się nawet podoba.
Gdyby Kat nie wiedziała, co to jest, mogłaby pomyśleć, że wybrana przez Hale'a łódz to był tylko
model, replika -pomniejszona do miniatury, żeby mogła się zmieścić w salonie. Ale oczywiście nie
było to nic takiego. I w tym oczywiście rzecz.
Sirena Royal była najmniejszą cywilną łodzią podwodną świata. Niewiele większa od syren, na cześć
których ją
ochrzczono. Miała metr osiemdziesiąt długości i metr dwadzieścia wysokości, była z grubsza
wielkości gocarta - dokładnie taka łódz, która mogła zanurzyć się w niewielkiej rzeczce wpływającej
do fosy Taccone. Dokładnie taka łódz, która - w tej chwili - stanowiła ich jedyny trop.
- Tak - powiedział Hale, cofnął się o krok i przyjrzał się jej z podziwem. - Biorę.
- Eccellente, signorl - zawołała ekspedientka, ale Hale kiwnął tylko na Kat.
- Masz kartÄ™ kredytowÄ…, siostrzyczko?
Kat z wielką radością podeszła za dziewczyną do wysokiej lady, przy której ta zaczęła wyciągać różne
formularze i przerzucać papiery, dopóki blada dłoń Kat nie spoczęła na jej własnej, zatrzymując ją w
pół ruchu.
- Jeśli mogę być z tobą szczera, Lucio - powiedziała Kat, odczytując imię kobiety z identyfikatora -
mój kochany braciszek jest znudzonym małym chłopcem. - Spojrzała na Hale'a kątem oka. - Lubi
zabawki.
Nie miała pewności, czy Hale ją słyszy, ale tak czy inaczej akurat w tym momencie wziął do ręki
model światowej klasy jachtu regatowego i zaczął wydawać z siebie bulgoczące odgłosy, jakby łódz
właśnie zatonęła na dnie jeziora.
- Trzy lata temu przekonał swoją mamę, żeby kupiła willę nad jeziorem Como, bo chciał mieć jakieś
miejsce do zabawy. - Kat zamilkła na chwilę, bo przypomniała sobie, że rodzina Hale'a rzeczywiście
miała dom na północy Włoch. - Rok pózniej kupił dwudziestopięciometrowy jacht, bo chciał coś do
zabawy.
Stojący za jej plecami Hale wykorzystywał właśnie trzymany w ręce model, żeby zbombardować
kubek pełen ołówków.
Kat nachyliła się do ekspedientki i zniżyła głos.
- Ale chłopcy nie lubią dzielić się swoimi zabawkami, prawda, Lucio?
Ekspedientka pokręciła głową.
- Nie.
- Tak więc, kiedy bracia Bernard kupili w zeszłe wakacje trzydziestometrową łódz, mój kochany
braciszek nie był zbyt uszczęśliwiony. - Wbiła znów spojrzenie w Hale'a i ściszyła głos do
konspiracyjnego szeptu. - A niestety, kiedy on nie jest szczęśliwy, jego matka też nie jest szczęśliwa, a
kiedy jego matka nie jest szczęśliwa...
Lucia pokiwała głową.
- Rozumiem. Tak.
- Mówię to pani dlatego, że on naprawdę musi być jedynym facetem z Sireną Royal - nie jednym z
facetów z Sireną Royal. - Kat przywołała pełen współczucia uśmiech. -Proszę mi uwierzyć, jeśli
wrócimy do domu i dowiemy się, że jest jakiś inny...
- Och nie, nie ma! - zawołała Lucia.
- Na pewno? - spytała Kat.
- No, szczerze mówiąc... - Lucia rozejrzała się ukradkiem po sali, jakby to, co miała zaraz powiedzieć,
mogło sprawić, że trzy pokolenia Mariano przewrócą się w grobie. - To wszystko jest raczej na pokaz,
wie pani? Nie mamy aż tak wysokiej sprzedaży.
W kącie salonu Hale usadowił się w środku Sireny Royal i zaczął z zaangażowaniem wcielać się w
pilota bombowca z okresu drugiej wojny światowej zrzucającego bomby na niczego
niepodejrzewających wrogów.
- Ale te łodzie są naprawdę ekstra - powiedziała Kat. -Trudno mi w to uwierzyć.
- Naprawdę - uspokajała Lucia. - W zeszłym roku sprzedaliśmy tylko dwie.
- Wiedziałam! - Kat załamała ręce i ruszyła w kierunku Hale'a. - Mówiłam bratu, że bracia Bernard
będą już...
- Ależ nie, proszę pani - powiedziała Lucia. - Nie sprzedaliśmy ich żadnym braciom.
- Nie? - Kat odwróciła się do niej. - Jest pani pewna?
- Ależ oczywiście. Pierwsza była na firmę. Robią jakieś badania pod wodą. Przypomina to trochę...
- A druga? - spytała Kat, podchodząc.
- To ktoś, kto być może obraca się w tych samych... kręgach, co pani rodzina - zasugerowała ostrożnie,
ale Kat pomyślała sobie: Trafiłaś w sedno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]