[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie chciało cię drukować?-
- Oni wydawali tylko literaturę faktu. Mógł­
bym u nich publikować, ale ten gatunek literacki
mi nie leżał. Jen, która jeszcze się uczyła, prze­
niosła się do innego college'u na północy, żeby
uciec jak najdalej ode mnie, jak to określiła,
i zacząć wszystko od początku. Curtis był tam
dziekanem. Nie minął rok, jak Jen umarła.
Ellie ścisnęła rękę Jeffa.
- Jakie to straszne. Biedna dziewczyna.
- Przez cały czas pozostawaliśmy w kontak­
cie. Dostawałem od niej sporo listów; pisała
między innymi o starszym mężczyźnie, z którym
się spotyka. Twierdziła, że on ją czasami przeraża,
a w ostatnim liście donosiła, że chce z nim zerwać.
- Pokazywałeś te listy policji?
- Tak. Ale oni trzymali się swojej wersji,
według której ktoś włamał się do jej mieszkania,
natknął się na nią, okradł i zabił. Jak się domyś­
lasz, nigdy nie odnaleziono tego zabójcy...
- Rozmawiałeś z Curtisem?
- Nie. Właśnie wtedy wziął urlop naukowy.
Pozwolili mu opuścić stan. - W głosie Jeffa
pobrzmiewała gorycz. - A kiedy zeszłej jesieni
dotarła do mnie wiadomość o innej studentce
zamordowanej w taki sam sposób, rzekomo
również przez włamywacza, który zwiał, wie­
działem, że muszę coś zrobić, żeby sprowoko­
wać bydlaka, zapędzić go w ślepy zaułek i zde­
maskować.
- Ale wtedy byłeś już człowiekiem sukcesu.
- Po śmierci Jen rzuciłem się w wir pracy.
Pisałem książki coraz bardziej mroczne, aż stały
się tak ponure, że w końcu zaczęły się sprzeda­
wać. Okazało się, że na horrorze można zarobić.
Jednak obsesyjnie zależało mi na utrzymaniu
mojej tożsamości w tajemnicy. W końcu nie
pisałem dla sławy. Dla pieniędzy, owszem. Nie
mować otwarcie jej zajazdu, pomógłbym jej
odnieść sukces, na którym jej bardzo zależy.
- No i zainteresowałeś się tą sprawą.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Posadziłem
cały mój dział reklamy do opracowania jej wit­
wypieram się tego. Tyle że strzegłem swojej
prywatności.
- Więc w jaki sposób zetknęliście się z Livvy?
- Przysłała maila na mój adres internetowy,
informując mnie o zamiarze zorganizowania
weekendu z zagadką kryminalną w tle. Napisa­
ła, że nie przypuszcza, żeby tak znany pisarz
zechciał napisać dla niej odpowiedni scenariusz,
ale że
gdybym mógł swoim nazwiskiem fir­
którą następnie wysłałem do Davidsona. Chcia­
łem go przekonać, że jego obecność na otwarciu
zajazdu będzie nie lada gratką. Obiecałem mu, że
sam nadam temu rozmach i rozgłos, no i że swój
pobyt, włącznie z kosztami podróży, ma trak­
tować jako prezent.
- A on wtedy zadzwonił do mnie i zapytał,
czy nie zechciałabym się z nim tutaj spotkać.
- Kiedy się zjawiłaś, byłem wściekły. Wszyst­
ko mieliśmy już przygotowane. Lori i Bob,
a także pokojówka Beverly, byli wtajemniczeni
w nasze przedsięwzięcie, znali scenariusz i dob­
rze grali swoje role.
- A Joseph? Też należał do twojej grupy ?
- Nie, on jest tutejszy. Okazał się najwięk-
Internecie i odpowiedniej broszury,
ryny w
że
- To też. Ale jednocześnie wiedziałem,
jesteś kobietą dla mnie.
cię zobaczyłem?-
- Byłeś wściekły.
szym plotkarzem w Cliff's Cove. Livvy kazała
mu się natychmiast spakować i opuścić zajazd.
Moją gwiazdą była Lori. Miała zacząć flirtować
z Curtisem, żeby wzbudzić zazdrość Boba, po­
tem spotkać się z Curtisem na osobności, a na­
stępnie spławić go tak, jak zrobiły Jen i Missy.
Lori trenowała dżudo i ma czarny pas, więc
Curtis nie poradziłby sobie z nią tak łatwo.
- Ale nie połknął haczyka.
- Okazał się sprytniejszy.
- Jakoś mi to nie pochlebia.
- A ja przez ciebie omal nie dostałem szału.
Po diabła tu przyjechałaś?- Założenie było takie,
że Curtis nikogo ze sobą nie przywiezie.
- Bo też nie przywiózł. Zapłaciłam sama za
swoją podróż. Poznaliśmy się w zeszłym roku
i zdawało się, że coś nas łączy... tylko sobie za
dużo nie wyobrażaj. To była dziwna znajomość.
Na miejscu okazało się, że Curtis chce... no, nie
będę ukrywać, możesz sobie wyobrazić, czego
chciał. A ja uznałam, że parodniowy wyjazd
dobrze mi zrobi, że się rozerwę... Stwierdziłam,
że jeśli coś do niego poczuję, to dobrze. Jeśli nie,
też dobrze. Kiedy go tutaj zobaczyłam, od razu
wiedziałam, że to nie jest mężczyzna dla mnie.
- Chcesz wiedzieć, co ja pomyślałem, kiedy
Powiedział to
tak zwyczajnie, jakby takie
deklaracje składane prawie od niechcenia były
czymś zupełnie naturalnym. A tymczasem Ellie
omal nie spadła z kanapki.
Dopiero po chwili odzyskała głos.
- Całkiem nieźle to ukrywałeś.
- Nieprawda. Jestem nieśmiałym facetem.
Zwykle nie całuję kobiet, które widzę po raz
pierwszy, a ciebie pocałowałem.
- To prawdziwa ulga.
- Czy to znaczy, że ci się to spodobało?
Przysunął się bliżej, ale Ellie go odepchnęła.
- Chwileczkę. Wiedziałeś, że jestem w nie­
bezpieczeństwie, więc dlaczego tak późno dotar­
łeś na pomost?-
- Myślałem, że jesteś w swoim pokoju.
Chyba z
pół godziny biłem się z myślami,
aż wreszcie poszedłem, żeby ci wszystko po­
wiedzieć, ale kiedy nie odpowiedziałaś na
moje pukanie, wpadłem w panikę. Nikt cię
nigdzie nie widział, Curtisa także nie było.
I wtedy... możesz mi nie wierzyć, ale usłyszałem
płacz. To on sprowadził mnie na górę; jak
wariat biegłem po schodach, aż dotarłem na
pomost.
- Ale ja go nie słyszałam.
- Nikt go nie słyszał. Myślę, że coś mną
kierowało.
Ellie aż zadrżała. Przez chwilę nie mogła
wydobyć głosu.
- Mnie płacz przyciągnął do okna pierwszego
wieczoru. Właśnie wtedy cię zobaczyłam.
- Tak, tak. Odgrywaliśmy z Lori scenę mor­
derstwa.
- A ja przez ciebie zaczęłam podejrzewać, że
zwariowałam.
- Livvy miała ochotę udusić mnie za to, że
przez moje niedopatrzenie zobaczyłaś mnie
i tamtą scenę w oknie. Mam wobec niej wielki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • ing Myths 01] Ravaging Myths (pdf)(1)
  • Czechow Antoni Pojedynek (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl