[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rosebud miała gdzie popasać. W kuchni pełno było cynowych misek i talerzy. Narąbał drzewa i
rozpalił ogień, by zagrzać wodę do golenia. Jedną z rzeczy, które zabrał z chaty Donaldsona była
brzytwa w podłużnym, stalowym futerale. Aż trudno było uwierzyć, jak łatwo się ogolić, mając
mydło i gorącą wodę. Mieszkając w lesie lub maszerując z wojskami, golił się zaledwie
zwilżywszy twarz zimną wodą.
Po MIESICU w forcie zjawili się ludzie, ale wtedy akurat Craig przebywał w górach, aby
sprawdzić zastawione tam sidła. Było ich ośmiu i przyjechali w trzech długich, stalowych pudłach
toczących się na srebrnych kołach o czarnych obrzeżach. I wcale nie ciągnęły ich konie.
Jednym z przybyszów był przewodnik i gospodarz pozostałych siedmiu mężczyzn,
profesor John Ingles, dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Montany w Bozeman.
Najważniejszym z jego gości był senator ze stanu Montana, który przyjechał tu aż z Waszyngtonu.
Towarzyszyło mu trzech deputowanych do parlamentu stanowego w Helenie i trzech urzędników z
departamentu edukacji. Profesor Ingles otworzył kłódkę i wszyscy weszli do środka.
- Panie senatorze, szanowni panowie, witam w Fort Heritage - zaczął uroczyście John
Ingles, promieniejąc radością. Fort Heritage oznaczał ucieleśnienie jego marzeń, jego realizacja
kosztowała go dziesięć lat pracy i mnóstwo starań. Dzisiejszy dzień był ich ukoronowaniem.
- Ten fort i placówka handlowa są dokładną repliką, w najmniejszych szczegółach, fortów
pogranicza z czasów nieśmiertelnego generała Custera. Nadzorowałem wszystkie prace osobiście,
dbając o każdy detal.
Oprowadzając gości po drewnianych budynkach, opowiadał, w jaki sposób narodził się
pomysł budowy fortu, jak zainteresował nim Towarzystwo Historyczne Stanu Montana i
Towarzystwo Kulturalne, jak po wielu usilnych staraniach uzyskał środki na jego postawienie.
Mówił z entuzjazmem, którym w kilka chwil zaraził swoich gości.
- Wizyta w Fort Heritage będzie niezwykłym doświadczeniem edukacyjnym dla dzieci i
młodzieży nie tylko z Montany, lecz również jak oczekuję, z sąsiednich stanów. Już teraz mamy
zarezerwowane wycieczki autokarowe z Wyoming i Dakoty Południowej. Na samym krańcu
Rezerwatu Kruków znajduje się osiem hektarów pastwisk dla koni i stajnie. Będziemy tam kosić
siano kosami, jak w dawnych czasach. Turyści będą mogli zobaczyć na własne oczy, jak
wyglądało życie pogranicza sto lat temu. Zapewniam panów, że niczego podobnego nie
znajdziecie w całej Ameryce.
- Podoba mi się to - powiedział z uznaniem senator. - A co z personelem tego obiektu?
- Najlepsze zachowałem na koniec, senatorze - odparł profesor. - To nie będzie muzeum,
ale funkcjonujący fort z lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku. Mamy środki na
zapewnienie wakacyjnego zatrudnienia sześćdziesięciu młodym ludziom. Pracownikami będą
studenci szkół aktorskich ze wszystkich głównych miast Montany. Mamy też sześćdziesięciu
własnych ochotników. Ja sam wcielę się w postać majora Inglesa z Drugiego Pułku Kawalerii i tym
samym obejmę dowództwo fortu. Będę miał pod komendą sierżanta, kaprali i ośmiu szeregowych
kawalerzystów - wszystko to studenci, którzy doskonale jeżdżą konno. A konie wypożyczymy od
zaprzyjaznionych ranczerów. Zatrudnimy tu również młode kobiety, udające kucharki i praczki.
Inni studenci będą odgrywać role traperów z gór, zwiadowców z Wielkich Równin i osadników
podróżujących na zachód w kierunku Gór Skalistych. Dogadaliśmy się też z prawdziwym
kowalem, dzięki czemu zwiedzający będą mogli zobaczyć na własne oczy jak się podkuwa konie.
W kaplicy wewnątrz fortu będziemy uczestniczyć w nabożeństwach oraz śpiewać psalmy i hymny
z tamtych czasów. Dziewczęta będą oczywiście spać w osobnym budynku, pod opieką asystentki z
mojego wydziału Charlotte Bevin. Osobne baraki mieszkalne przeznaczono też dla żołnierzy i
gości. Proszę mi wierzyć - dopilnowaliśmy naprawdę wszystkiego.
- Ale w dzisiejszych czasach młodzi ludzie mają pewne potrzeby. Jak zapewni im pan
warunki do utrzymania higieny oraz świeże owoce i warzywa? - spytał jeden z kongresmanów z
Heleny.
- Słuszna uwaga - rozpromienił się profesor. - W trzech dziedzinach musieliśmy odstąpić
od pełnego autentyzmu. Przede wszystkim nie będzie tu żadnej sprawnej broni, a jedynie modele
strzelb i pistoletów poza kilkoma prawdziwymi, z których będzie można strzelać wyłącznie ze
ślepych nabojów, a i to jedynie pod nadzorem. Jeśli zaś chodzi o higienę, widzieli panowie
zbrojownię? Są tam repliki springfieldów na stojakach, ale za specjalną ścianą jest też prawdziwa
umywalnia z ciepłą wodą. A ten ogromny zbiornik na deszczówkę? Mamy również zainstalowane
pod ziemią rurociągi i bieżącą wodę. Do zbiornika prowadzą ukryte drzwi, a w środku znajduje się
zasilana gazem chłodnia na mięso, owoce i warzywa. Gaz pochodzi wyłącznie z butli. No i to cała
nowoczesność. Elektryczności w ogóle nie mamy.
Znajdowali się właśnie przy drzwiach baraku dla podróżnych. Jeden z przybyszów zajrzał
do środka.
- Zdaje się, że macie tu chyba nieproszonego gościa - zauważył. Wszyscy spojrzeli ze
zdziwieniem na wyłożoną kocami pryczę w rogu. Potem znalezli końskie łajno w stajni i żar z
ogniska na zewnątrz. Senator ryknął śmiechem.
- Wygląda na to, że niektórzy turyści nie mogli się już doczekać. Może ma pan tu
prawdziwego trapera z Dzikiego Zachodu?
Wszyscy roześmiali się.
- A tak na poważnie, to chciałem panu pogratulować, profesorze. Kawał świetnej roboty.
Jestem pewien, że wszyscy obecni podzielają mój pogląd. Ten fort to dla naszego stanu prawdziwy
skarb.
Na tym zakończyli zwiedzanie. Profesor, zamykając bramę na kłódkę, wciąż zastanawiał
się nad zasłaną pryczą i końskim łajnem. Potem odjechali.
Ben Craig powrócił z polowania dwie godziny pózniej. Pierwszym znakiem czyjejś
obecności były zablokowane, belką od wewnątrz, drzwi w pobliżu kaplicy. Był pewien, że
zostawił je tylko lekko przymknięte.
Sprawdził główną bramę, ale wciąż była zamknięta na kłódkę. Przed fortem znalazł
dziwaczne ślady na ziemi podobne do tych, które zostawiają wozy ale szersze i o zygzakowatym
wzorze.
Ze strzelbą w dłoni przedostał się przez palisadę. Po godzinie sprawdzania uznał, że w
forcie nie ma nikogo.
Zdjął belkę z tylnych drzwi, wprowadził Rosebud do środka, umieścił ją w stajni i
nakarmił. Następnie przyjrzał się śladom na dziedzińcu. Były tam odciski podeszew i butów, ale
brak śladów końskich kopyt. Wyglądało to wszystko bardzo dziwnie.
DWA tygodnie pózniej zjechała załoga fortu I tym razem Craig nikogo nie zobaczył, udał
się bowiem na obchód pułapek zastawionych u podnóża gór Pryor.
Była to już całkiem pokazna kawalkada. Trzy pełne ludzi autokary, cztery samochody z
dodatkowymi kierowcami, którzy mieli odprowadzić je do miasta oraz dwadzieścia koni w
wielkich srebrnych przyczepach. Kiedy wszystko już wyładowano, pojazdy powoli odjechały.
Pracownicy przebrali się w stroje odpowiednie do swoich ról. Każdy miał ze sobą plecak
pełen odzieży i rzeczy osobistych. Profesor zabronił przywożenia czegokolwiek  współczesnego .
Czegokolwiek na prąd lub na baterie. Nie wolno było mieć przy sobie nawet książki wydanej w
dwudziestym wieku. Uparł się, że odmiana musi być całkowita, nie tylko pod kątem zachowania
autentyzmu realiów ale i nastawienia psychicznego.
- Z czasem naprawdę uwierzycie, że jesteście ludzmi pogranicza, żyjącymi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl