[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uznał za Koronę Cierniową. Ten Montesour założył kolejny zakon rycerski, ale maleńki. Nic
z tego nie wyszło. Ledwo znalazłem o nim jakieś drobne wzmianki. Nigdy nie osiągnęli większej
popularności. Było ich zaledwie kilku. Pojawiali się jako goście, a to u Szpitalników na Malcie,
a to gdzieś na Cyprze, ale chyba nie mieli nawet żadnego zamku. Mieli rzekomo coś wspólnego
z relikwią Korony Cierniowej czy czegoś w tym rodzaju. Potem zaczęto oskarżać ich o herezję
gnostycką i tyle. Kilka razy wypływały jeszcze w historii jakieś maleńkie tajne stowarzyszenia,
które odwoływały się do ich tradycji, ale tak samo, jak w wypadku różokrzyżowców, to wszystko
są fantazje, plotki i nieporozumienia. Pewnie ktoś pozazdrościł wolnomularstwa i różokrzyża,
więc dogrzebał się równie efektownej nazwy.
 Czekaj... Jak ten zakon się nazywał?
 Bractwo Cierni. Ale to jest tylko ciekawostka, raczej nieporozumienie.
 Dziękuję  powiedziałem głucho.  Bardzo mi pomogłeś.
 Wysłać ci te materiały mailem?
 ProszÄ™.
Przez dłuższy czas nie wiedziałem, co robić. Bractwo Cierni. Spinofratrzy.
Chodziłem po domu.
Usiadłem przy biurku, wziąłem notatnik i spisałem wszystko po kolei, usiłując połączyć fakty.
Aańcuch zdarzeń, który zaczynał się od Teofaniusza, a kończył na natrętnych wizjach Michała
wiszącego wśród cierni. To, co widziałem we śnie, to nie był świat Pomiędzy. Przypominało
raczej jakiś gotycki teledysk. Co może łączyć historyczne plotki, senne wizje, dziwnych
obcokrajowców, samobójstwo mnicha, %7łałobnika, ciernie i starego misjonarza?
Rzeczywiście klasztor-hospicjum w Mogilnie?
I co miałbym tam niby znalezć?
I właściwie  po co?
Rzuciłem długopis i znowu zacząłem łazić po pokoju.
Ogródek jak ogródek. Dotąd właściwie nie zwracałem na niego uwagi, ale teraz faktycznie
wydawał mi się zaniedbany.
Wiedzma.
Westchnąłem. Gruz rozbiórkowy  też coś.
Dom wydawał mi się jakiś pusty, a ja czułem się jednocześnie dziwnie podenerwowany,
przygnębiony, a na myśl o wczorajszym gościu dziwacznie radosny.
Popiół i kurz... Tyle to wszystko warte.
%7łal mi było umyć patelnię, z której razem zjedliśmy wątróbkę. Co tu gadać, tęskniłem.
Telefon milczał.
 Przecież cię wykończą, durniu  powiedziałem.  Jakieś stuknięte stare baby zrobią z ciebie
marionetkę albo sprowadzą ci na kark nieszczęście. Na co ci to? Zapomnij o niej. Mało na
świecie kobiet?
Mało. Przynajmniej takiej nie spotkałem nigdy dotąd.
 Idz na dziwki  rzuciłem stanowczo.  Upij się. Zajmij własnymi sprawami. Zerżnąłeś
spotkaną przygodnie laskę i szlus. Może i była wyjątkowa, ale i to się zdarza. Chyba jesteś za
stary na takie idiotyzmy.
Odpowiedziało mi milczenie pustych ścian.
Usiadłem ponownie do notesu, usiłując zaprząc mózg do pracy, jednak nie bardzo mi to szło.
A jeśli nie jestem pierwszy?
Skąd przekonanie, że jako jedyny człowiek w historii zdołałem przejść do świata Pomiędzy
żywy?
Tylko dlatego, że nigdy nikogo takiego nie spotkałem? Nikogo poza Alderonem. Ale on był
żywym trupem. No i był jedyny.
A jeśli jednak to się już zdarzało w przeszłości? Siergiej Cziornyj Wołk przecież sprawiał
wrażenie, że świetnie rozumie, o czym mówię, i wiedział, co robić.
Dobra. Powiedzmy, że Teofaniusz też znalazł sposób. Tylko co z tego wynika? Nauczał
i napisał traktat. I tyle. Tysiąc lat temu.
Byłoby mi łatwiej, gdybym miał jakieś jej zdjęcie.
Telefon leżał na stoliku spokojnie, niczym zwinięty w kłębek wąż.
Wystarczyło wyciągnąć rękę i wybrać numer. Po tamtej stronie rozległyby się dzwięki
pozytywki odgrywającej kołysankę Komedy z  Dziecka Rosemary . Usta barwy cynamonu
i smaku mleka z wanilią odezwałyby się tuż przy moim uchu.
Usiadłem, zamknąłem oczy i policzyłem oddechy. Co się ze mną dzieje? Postarałem się po raz
kolejny zebrać myśli, trzepoczące i rozwrzeszczane jak przerażone stado wron.
Czym lub kim był %7łałobnik? Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ze wszystkich istot, jakie
tam spotykałem, najbardziej był podobny do tego, co zwykłem nazywać demonami. Rzadko je
spotykałem i dobrze.
Wziąłem atlas samochodowy i znalazłem to Mogilno. Nawet nie tak daleko. Dziura. Wiocha
ukryta w lasach. Około stu dwudziestu kilometrów. Można obrócić w ciągu jednej nocy.
Odległości w świecie Pomiędzy były takie same jak po tej stronie. Tylko że to nie był mój teren.
Biała plama. Sto dwadzieścia kilometrów niezbadanego interioru, gdzie mogło kryć się wszystko.
 Tu mogą być tygrysy .
Bałem się tam jechać. Wiedziałem, że tutaj niczego nie znajdę. Klasztor-hospicjum. Nie po to
wzniesiono go w jakiejś zapyziałej wiosce, żeby przyjmować gości. Trzeba byłoby udać się do
klasztoru stojącego w świecie Pomiędzy.
Zjadłem samotną kolację, patrząc na zapadający za oknem ołowiany zmierzch. Maleńki
ogródek od strony ulicy nie wyglądał aż tak zle.
Jakby to było oglądać te niesamowite oczy na co dzień? Może moglibyśmy przez jakiś czas
spotykać się w tajemnicy przed jej ciotkami? Czy umiałyby się dowiedzieć? A może ona
umiałaby to przed nimi ukryć? Czy by chciała?
Wykąpałem się. Umyłem zęby.
Napiłem się mleka. A potem zgasiłem światła i poszedłem spać. Normalnie, w łóżku, o wpół
do dwunastej. Jak człowiek. Bez cudów, bez zaświatów i wizji. Zwyczajny sen. Poduszka,
kołdra, szklanka wody na nocnej szafce. Jak normalny człowiek.
Obudziłem się w ułamku sekundy, ogłupiały, niezdolny do zebrania myśli i bezbronny, niczym
sparaliżowany.
Dzwonił telefon stacjonarny. Dzwoniła moja komórka. Płonęły wszystkie światła, grało radio,
telewizor huczał białym szumem, komputer płonął sinym blaskiem ekranu. Wszystko naraz.
Leżałem z otwartymi z przerażenia oczami, zalany elektronicznym zgiełkiem, i nie byłem
w stanie zareagować.
Najpierw myślałem, że mnie napadli. Potem sam już nie wiem, co myślałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl