[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słychać było jedynie mój oddech. Wampirzyca otrząsnęła się.
- Nigdy się nie zakochuj, moja droga. Miłość to słabość.
Nie wiedziałam, czy mówi o sobie, martwym chłopcu czy o Blackwoodzie. Teraz jednak interesowało mnie coś innego. Musiałam skłonić kobietę
do odpowiedzi na moje pytania.
- Powiedz, do czego konkretnie potrzebuje mnie Blackwood.
- Jesteś niegrzeczna, moja droga. Czyżby ten stary wilk nie nauczył cię manier?
- Powiedz, jak Blackwood zamierza się mną posłużyć.
Syknęła, ukazując kły. Popatrzyłam jej w oczy, jakby była wilkołakiem, którego zamierzałam zdominować.
- Mów.
Spuściła wzrok, wyprostowała się i wygładziła spódnicę, udając zakłopotanie, nie wściekłość. Ale mnie nie oszukała.
- Jest tym, co je - ustąpiła wreszcie. - Mówił ci. Nie słyszałam o czymś takim, skąd miałam wiedzieć, co robi? Myślałam, że żeruje tak, a nie inaczej
ze względu na smak. Ale on przejmował ich moce. Tak jak wezmie twoją. Wtedy będzie miał mnie w swojej władzy Zniknęła.
Gapiłam się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. %7łerując na mnie, Blackwood posiadłby moc... Wciągnęłam nerwowo powietrze. Nie...
Moc tego, co robiłam przed chwilą - kontrolowania duchów. Gdyby została, zasypałabym ją pytaniami. Ale przecież nie była jedynym duchem w
okolicy.
- Hej, już poszła - powiedziałam łagodnie. - Możesz wyjść.
Pachniał trochę inaczej niż kobieta, choć oboje otaczała głównie woń zakrzepłej krwi. Różnica była drobna, lecz dostrzegalna. Jego zapach
wyczuwałam przez całą rozmowę z duchem wampirzycy; stąd wiedziałam, że nie odszedł. To on nawiedzał dom Amber i omal nie zabił Chada.
Pojawił się, stopniowo wyrazniejąc. Siedział na betonowej posadzce, plecami do mnie. Tym razem widziałam go lepiej. Miał na sobie ręcznie szytą
koszulę, choć szwaczka nie posiadała szczególnego talentu. Nie pochodził ani z tego, ani z poprzedniego wieku, raczej gdzieś z osiemnastego.
Uwolnił jedno wiadro i potoczył
je, aż uderzyło w kraty pustej celi dębca. Rzucił mi przez ramię ponure spojrzenie, po czym spojrzał na pozostałe wiadra.
- Będziesz mnie zmuszała do mówienia? - zapytał.
- Nieładnie postąpiłam - przyznałam wymijająco. Nie zamierzałam przebierać w środkach, jeśli mogłoby to pomóc mnie, Chadowi czy Corbanowi. -
Ale nie mam zamiaru przejmować się kurtuazją wobec kogoś, kto chce mnie skrzywdzić. Wiesz, dlaczego chciała mojej krwi?
- Jeśli dałabyś krew z własnej woli, mogłaby zabijać dotykiem -
wyjaśnił. - Ale to nie działa, gdyby ci ją ukradła. Choć i tego może spróbować, to złośliwa jędza. - Machnął ręką w kierunku pudeł na stole,
wysypując z jednego paczki orzeszków ziemnych. Kilka zawirowało w powietrzu niczym miniaturowe tornado i spadło, kiedy się znudził zabawą.
- Dotykiem?
- Zmiertelnika, wiedzmę, nieczłowieka, wampira, może zabić każdego. Kiedy żyła, nazywano ją Babka Zmierć. - Popatrzył na mnie z
nieodgadnioną miną. - To znaczy, gdy była wampirem. Nawet inne wampiry się jej bały. Kiedyś przypadkiem dowiedział się, co ona umie.
- Blackwood?
Duch odwrócił się do mnie. Jego ręka przeszła przez wiadro, którym się bawił.
- Opowiadał mi. Raz po tym, jak nadeszła jego kolej, aby z niej pić, bo była Panią chmary, zabił w ten sposób jednego wampira. -
Pomniejsze wampiry pijały krew przywódcy chmary, który w zamian żerował na nich. Kiedy stawały się silniejsze, nie potrzebowały już pożywiać się
krwią władcy. - Mówił, że był wściekły i dotknął tej wampirzycy, a ona obróciła się w proch. To samo potrafiła zrobić Pani. Ale już kilka dni pózniej
nie mógł tego powtórzyć. A ponieważ jego następna kolej żerowania przypadała za kilka tygodni, wynajął
prostytutkę, nieczłowieka, lecz nie pamiętam, do jakiego rodzaju należała, i wypił z niej całą krew. Moc tej istoty pozostała w Jamesie na dłużej.
Zaczął eksperymentować i odkrył, że im dłużej pozwala żyć nieludziom podczas żerowania, tym dłużej posiada ich moc.
- Nadal potrafi to robić? To znaczy zabijać dotykiem? - Nic dziwnego, że miał całe miasto dla siebie.
Chłopak potrząsnął głową.
- Nie. A ona już nie żyje, więc nie może czerpać jej mocy. Choć ona nadal może zabijać, jeśli nakarmi ją krwią. Tyle że teraz, kiedy ten stary Indianin
umarł, nie potrafi jej kontrolować. Ona lubi zabijać, ale nie lubi robić tego, czego chce James. A szczególnie tylko tego, czego on chce i nic poza
tym. Wykorzystywał ją przy prowadzeniu interesów, a w interesach - oblizał usta, jakby starał się przypomnieć sobie dokładne słowa Blackwooda -
w prowadzeniu interesów najważniejsza jest precyzja. - Uśmiechnął się, spoglądając niewinnie wielkimi, błękitnymi oczyma. - Ona lubi krwawą rzez
i lubi udowadniać Jamesowi, że jest na tym polu od niego lepsza. Raz, zanim zdał sobie sprawę, że nie ma nad nią władzy, tak zrobiła.
Wściekł się wtedy.
-
Blackwood przetrzymywał tu zmiennokształtnego -
powiedziałam, układając zdobyte informacje w całość. - I żerował na nim, aby mieć pod kontrolą kobietę, która tu przed chwilą była.
- Ma na imię Catherine. A ja John. - Chłopak spojrzał na wiadro, które się poruszyło. - Był miły. Carson Dwanaście Ayżek.
Rozmawialiśmy czasem, opowiadał mi różne historie. Powiedział, że nie powinienem poddawać się Jamesowi, nie powinienem być jego
zabawką, tylko odejść do Wielkiego Ducha. I że kiedyś mi pomoże. -
Tym razem w uśmiechu ducha dojrzałam cień złośliwości. - Ale był
złym Indianinem. Kiedyś, gdy był chłopcem niewiele starszym ode mnie, zabił człowieka, by zabrać jego konia i portfel. Od tamtej pory nie mógł
wykorzystać swojego daru. Nie potrafił mi powiedzieć, co mam zrobić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]