[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyprostował się i puścił rękę Kateriny. Uśmiech Królowej Zniegu
wyparował, gdy Jake odwrócił się w stronę stolika Isabelli. Cassie
musiała zasłonie usta dłonią, by ukryć uśmiech zadowolenia. Ten
wyraz twarzy Kateriny? Chciałaby odcisnąć go w marmurze i dla
potomności postawić go na postumencie w auli w akademii.
- Cześć, Isabello, cześć Cassie. - Jake odsunął krzesło i usiadł. -
Isabello, znowu byłaś na zakupach? Tatuś zastawił ranczo?
Argentynka szturchnęła go w ramię.
- Ranisz mnie, Jake, jak zwykle mnie ranisz.
- Przyganiał kocioł garnkowi. W twojej uwadze jest sporo ironii. Co
kupiłaś?
Z zaróżowionymi z radości policzkami Isabella podniosła torbę i
otworzyła, żeby mógł obejrzeć zawartość. Cassie znowu spojrzała w
stronÄ™ stolika Kateriny.
- Nie bolą cię plecy? - zapytała sucho. - Pełno w nich sztyletów.
- Hę? - Jake się odwrócił, ale Szwedka szybko skryła pełen jadu wzrok.
- A! Katerina. Jest spoko. - Jego ostre rysy zmiękczył bezradny
uśmiech. - Cóż, właściwie niesamowita.
- Niesamowita - mruknęła Cassie. - To na pewno. Zastanawia mnie,
gdzie jest jej kumpelka Keiko.
- Ma karę - rzucił Jake, mrugając do niej porozumiewawczo. - Dziś
rano wezwano ją do gabinetu dyrektora. Najwyrazniej niezle dał jej
popalić.
- Serio? - spytała dziewczyna, udając zaskoczenie. A więc sir Alric nie
skończył z tą wredną małpą na nocnym opieprzu? Nie mogła
powstrzymać uśmiechu. - Biedna Keiko.
- Ojej. Dyrektor czasem siÄ™ jednak denerwuje, nawet na Wybranych. -
Isabelli udało się nadać głosowi zmartwiony ton. - Czy Katerina nie
jest zła, że z nami siedzisz?
- Eee, dlaczego miałaby się złościć? Chciałem tylko pogadać z... wami.
Cassie usłyszała to lekkie zawahanie i zdała sobie sprawę, że Jake jest
skupiony wyłącznie na niej. Zrobiła grozną
rhinę. Nie tylko miał złowrogi zwyczaj lunatykowania, miał też mniej
więcej tyle samo taktu co Szwedka. Specjalnie uśmiechnęła się do
Isabelli, pomijajÄ…c Jake'a.
- Tak? A o czym?
-Właściwie, Cassie, moglibyśmy zamienić... słowo?
- Z nami? Pewnie. Czego chcesz? - Zastanawiała się, czy sięgnie nogą,
żeby go z całej siły kopnąć.
- Ja... - nerwowo odwrócił się w stronę Isabelli. Cassie widziała, jak
rumieniec zalewa jej policzki i dziewczyna wstaje, zgniatając w ręku
lnianą serwetkę. - Przepraszam, jestem tępa. Oczywiście, to coś
prywatnego. - Pochyliła się, całując współlokatorkę w policzek, i
złapała torby z zakupami. - Wiecie, jednak nie jestem głodna. Do
zobaczenia w szkole, Cassie. - Wykrzywiła usta w wymuszonym i zbyt
radosnym uśmiechu, odwróciła się i wyszła z restauracji.
Cassie zauważyła zadowolony uśmieszek Kateriny.
-To było naprawdę chamskie - wysyczała, wstając gwałtownie. - Idę z
nią. Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, możesz zapytać przy mojej
przyjaciółce.
Jake złapał ją za nadgarstek.
- Cassie, proszÄ™. ProszÄ™.
- Wypchaj siÄ™.
- Przepraszam, okej? - Jego szept był pełen desperacji. -Słuchaj,
wynagrodzę jej to. Przyrzekam, że ją przeproszę. Proszę, zostań. To
ważne. Naprawdę ważne.
Spojrzała na niego gniewnie.
- Wynagrodzisz jej to?
- Tak, hm, tak, obiecuję. Cassie spojrzała na niego twardo.
- Kwiaty.
- Co? - mrugnÄ…Å‚.
- Kwiaty. To jedyny sposób, żeby przeprosić dziewczynę. Czy ty o
niczym nie masz pojęcia?
- Kwiaty?
Doznała jędzowatego olśnienia. Naprawdę powinien za to zapłacić.
- Kup orchideÄ™. PorzÄ…dnÄ… orchideÄ™.
- Dobra, dobra, obiecuję. A teraz wysłuchasz mnie?
- Pięć minut - warknęła. - I zabieraj łapy. Puścił jej rękę, jakby był
zdziwiony, że dalej ją trzyma.
- Co wczoraj robiłaś, Cassie?
Zawahała się, zaskoczona jego bezpośredniością. Usiadła.
- Czy to nie dość osobiste pytanie?
- Daj spokój, proszę. Nie baw się w gierki. To ważne.
- Tak? Jak ważne?
Podniósł widelec i zaczął się nim bawić.
- Cassie, co robiłaś w nocy na trzecim piętrze?
- Lunatykowałam. Wydaje mi się, że to dość powszechn nawyk.
Zapadła niezręczna cisza.
- Słuchaj, ja... - odetchnął głęboko. - Ja tylko...
- Tak? Ty tylko co? W co ty się bawisz, Jake? - Nie mogła powstrzymać
szyderczego śmieszku. - Tak desperacko chcesz być blisko Królowej
Zniegu?
Odłożył widelec z powrotem na lniany obrus.
- Cassie, wiem, że to wygląda dziwnie, ale przysięgam, że nie robię nic
złego. Proszę, powiedz mi, dlaczego tam byłaś?
- Nie, dopóki sam mi nie powiesz, słoneczko.
- Dobrze - przesunął ręką po króciutkich włosach. -A powiedz mi
choć jedno? Wiem, że Darke strasznie objechał Keiko, ale co
powiedział tobie?
- Niezbyt wiele - wzruszyła ramionami, rozglądając się po sali w
poszukiwaniu czegoś, co mogłoby odwrócić jego uwagę od tego
tematu. Gdzie do diabła jest ten kelner?
- Czy on... ci groził? - nie odpuszczał Jake.
- Oczywiście, że nie. Nie bądz śmieszny.
- A Ranjit?
- Co? Co z nim?
- Czy on ci groził? W salonie. Czy coś mówił? Cassie się zawahała. Nie
było go tam, Jake... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • php include("s/6.php") ?>