[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zewnêtrzne i wewnêtrzne wskaxniki natê¿enia iloSci promienio-
wania, dziesi¹tki innych aparatów, o których Bykow miaÅ‚ na razie
tylko zielone pojêcie. Pomieszczenie dla zaÅ‚ogi, Å‚adunek, mecha-
nizmy i przyrz¹dy byÅ‚y pokryte budz¹cym zaufanie pancerzem z od-
pornej  bardziej odpornej od pancerzy tytanowych  ogniotrwa-
Å‚ej i radioodpornej masy plastycznej.
Urz¹dzenie sterownicze  Malca niewiele siê ró¿niÅ‚o od zna-
nych Bykowowi systemów. In¿ynier przypuszczaÅ‚, ¿e ukÅ‚ad napê-
dowy jest równie prosty, lecz dla pewnoSci postanowiÅ‚ przejrzeæ
ka¿d¹ Srubkê. Na obiady i kolacje przyje¿d¿aÅ‚ do hotelu zmêczo-
ny, umazany tłustymi grafitowymi smarami, pochłaniał chciwie
55
swoje dania, zamieniaÅ‚ tylko kilka krótkich zdañ z towarzyszami
i wracaÅ‚ do gara¿u lub kÅ‚adÅ‚ siê do łó¿ka. Co rano i po obiedzie
przed hotelem czekał na niego samochód. Nie wolno było tylko
w niczym naruszaæ indywidualnych przepisów treningu i diety prze-
widzianych na okres przygotowawczy. Jermakow bardzo dokład-
nie tego przestrzegał.
Po czterech dniach Bykow po raz pierwszy wyjechał  Mal-
cem w teren. Olbrzymi pojazd z zadziwiaj¹c¹ lekkoSci¹ i prawie
bezszelestnie wysun¹Å‚ siê z gara¿u. Dy¿urny mechanik, uSmiecha-
j¹c siê, machn¹Å‚ rêk¹. Bykow odpowiedziaÅ‚ tym samym gestem
i zamkn¹Å‚ luk wÅ‚azu. NabraÅ‚ szybkoSci.  Malec pêdziÅ‚ po wilgot-
nej tundrze w pÅ‚ynnych rozkoÅ‚ysach, lekko pochylaj¹c siê na sto-
kach wzgórz. Przera¿one ptactwo zrywaÅ‚o siê z krzykiem i wzbija-
Å‚o nad krzakami; podobny do szarej kuleczki przemkn¹Å‚ zaj¹c.
 Malec zbli¿aÅ‚ siê do Sciel¹cego siê nisko pasma mgÅ‚y. Bykow
wÅ‚¹czyÅ‚ podczerwone reflektory. Na ekranie pojawiaÅ‚y siê i znika-
Å‚y biaÅ‚awe zarysy du¿ych zwałów kamieni, dziwacznie powygina-
nych drzew. Bykow rozpêdzaÅ‚ transporter do maksymalnej szyb-
koSci, po czym gwaÅ‚townie hamowaÅ‚ i stawaÅ‚, robiÅ‚ ostre skrêty,
zataczał w miejscu kółka i wtedy na szkła peryskopu padało rude
rozbełtane błoto, które natychmiast zmywały automatyczne wycie-
raczki.
Niespodziewanie, gdy  Malec był na pełnej szybkoSci, By-
kow zauwa¿yÅ‚ przed sob¹ siatkê z kolczastych drutów, skrêciÅ‚ ostro
na prawo i zahamowaÅ‚, jednak byÅ‚o ju¿ za póxno. RozlegÅ‚ siê zgrzyt
i dzwonienie, pod g¹sienicami coS zachrzêSciÅ‚o i transporter sta-
n¹Å‚. Bykow wyskoczyÅ‚ z wozu. Tu¿ za nim ci¹gnêÅ‚y siê w obie
strony pÅ‚oty z kolczastych drutów. PrzecinaÅ‚ je wyciSniêty w grz¹-
skim gruncie Slad  Malca . W płocie powstała olbrzymia wyrwa.
 Tego jeszcze brakowaÅ‚o!  mrukn¹Å‚ Bykow, rozgl¹daj¹c siê
wokół.  Gdzie¿ mnie u licha zaniosÅ‚o?
ZwróciÅ‚ uwagê na półkolisty budyneczek z jasnego betonu, le-
dwie widoczny we mgle, chocia¿ oddalony nie wiêcej ni¿ o dwa-
dzieScia kroków.
 Hej, taaam! Luudzieee!  zawołał.
Odpowiedzi nie było. Jedyne głosy, jakie słyszał, to szum desz-
czu i smêtne pobrzêkiwanie drucianej siatki. Bykow wahaÅ‚ siê przez
chwilê, lecz wreszcie ruszyÅ‚ zdecydowanym krokiem do okr¹gÅ‚e-
go budynku. Była to budowla całkiem niezwykła. W gładkich wy-
sokich Scianach nie znalazł ani okien, ani drzwi, nie dostrzegł nawet
56
otworów wentylacyjnych, jedynie nad sam¹ ziemi¹ zauwa¿yÅ‚ nie-
wielkie otwarte na oScie¿ kwadratowe drzwi. Nieco dalej z trawy
wystawaÅ‚a betonowa rura z okr¹gÅ‚ym, zardzewiaÅ‚ym daszkiem. By-
kow zbli¿yÅ‚ siê do drzwi i zajrzaÅ‚ do wnêtrza. ZdoÅ‚aÅ‚ jedynie za-
uwa¿yæ, ¿e byÅ‚o tam ciemno i ciepÅ‚o. Za plecami zgrzytnêÅ‚o ¿ela-
zo. In¿ynier obejrzaÅ‚ siê i zamarÅ‚ na widok sceny, jak¹ mo¿na
zobaczyæ tylko w koszmarnym Snie: daszek betonowej rury zwisaÅ‚
obok niej, a z wnêtrza ziemi wyÅ‚aziÅ‚ jakiS stwór z kulist¹, pozba-
wion¹ oczu gÅ‚ow¹.
Aleksiej nie zd¹¿yÅ‚ uprzytomniæ sobie, ¿e ju¿ gdzieS widziaÅ‚
tak¹ istotê, gdy owo coS rzuciÅ‚o siê na niego. Chocia¿ otwór rury
znajdowaÅ‚ siê ze trzy metry od Bykowa, tajemniczy stwór pokonaÅ‚
tê przestrzeñ jednym skokiem. In¿ynier ju¿ ochÅ‚on¹Å‚ z pierwszego
wra¿enia, a do tego zjawa nie miaÅ‚a ¿adnego pojêcia o d¿udo...
WystarczyÅ‚o kilkanaScie sekund, aby powaliæ j¹ na plecy. Aleksiej
przycisn¹Å‚ przeciwnika do ziemi i zadaÅ‚ mu kilka ciosów w miej-
sce, gdzie u ludzi zwykle bywa twarz. PodniósÅ‚ siê w sam¹ porê,
gdy¿ z rury wyÅ‚aziÅ‚a jeszcze jedna zjawa.
Teraz sprawy przybraÅ‚y inny obrót. Niewiele pomogÅ‚o d¿udo.
Na szczêkê Aleksieja zwaliÅ‚ siê potê¿ny cios i in¿ynier rozci¹gn¹Å‚
siê jak dÅ‚ugi. Zjawa chwyciÅ‚a go za nogi i powlokÅ‚a nie wiadomo
dok¹d. Trudno siê broniæ bêd¹c mocno trzymanym za nogi. By-
kow wiedziaÅ‚ o tym dobrze i nie stawiaÅ‚ oporu, czekaj¹c, co bêdzie
dalej. Zjawy zatrzymaÅ‚y siê, lecz nie puszczaÅ‚y swej ofiary. Alek-
siej próbowaÅ‚ unieSæ siê, opieraj¹c siê dÅ‚oñmi o trawê. BolaÅ‚y go
rozbite w pierwszym starciu piêSci. UsÅ‚yszaÅ‚ tupot i obok ukazaÅ‚a
siê trzecia zjawa. Nagle Bykow poczuÅ‚, ¿e jest wolny. OdwróciÅ‚
siê bÅ‚yskawicznie i usiadÅ‚, z trudem obracaÅ‚ bol¹c¹ gÅ‚owê.
RozejrzaÅ‚ siê. Le¿aÅ‚ za ruf¹  Malca . Zjawy staÅ‚y tu¿ przy nim
i wyczyniaÅ‚y jakieS ruchy rêkami przy swych gÅ‚owach. W koñcu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl