[ Pobierz całość w formacie PDF ]

my do szpitala. - Wziął ją za rękę i ruszył w stronę drzwi. Nareszcie będą
wśród ludzi, a dzięki temu zyska sposobność, by ją dotknąć.
W południe następnego dnia Zach stał na progu mieszkania Susan z narę-
czem pudełek.
- Pizza? Ile zamówiłeś? - spytała. W pierwszej chwili z obawą pomyślała
o rachunku, ale szybko doszła do wniosku, że Zach już go zapłacił i nie ma
sensu pytać, czy jest mu coś winna.
- Mnóstwo. Kowboje mają wilczy apetyt, prawda, Ricky? Jeden z pra-
cowników Zacha, którzy przyjechali dziś rano,
uśmiechnął się szeroko.
- Jasne. Zjedlibyśmy konia z kopytami!
- Cóż - odparła niepewnie Susan - zasłużyliście na obiad. Miała komu
dziękować. Pomocników nie brakowało. Mag-
gie i Kate przyjechały około dziewiątej. Kończyły właśnie upychać w pu-
dłach rozmaite drobiazgi.
- Zawołam innych na obiad - mruknęła Susan i ruszyła w stronę drzwi.
- Jak skończymy - powiedział Zach, idąc za nią - od razu pojedziemy na
ranczo.
RS
- Dobrze - zgodziła się niechętnie. Po wielu latach samotnego życia trud-
no jej było komuś zaufać.
Zach chciał jeszcze o coś spytać, ale weszli do sypialni, gdzie siedziały
Maggie i Kate, więc zamilkł.
- Pizza, moje drogie - oznajmiła Susan.
- Przecież mogłam zamówić obiad w  Smacznym kąsku"
- obruszyła się Kate.
- Nie marudz - odparła z uśmiechem Susan. - I tak już wiele zrobiłaś.
Przywiozłaś napoje i pomogłaś w pakowaniu.
Siostry dały jej też mnóstwo dobrych rad i przekonywały, żeby była
ostrożna.
- Gdyby coś się nie udało, daj nam znać. Natychmiast ci pomożemy -
szepnęła Maggie.
- Jesteście kochane - powiedziała wzruszona Susan.
- Mnie również należą się komplementy! - dobiegł ją z tyłu chełpliwy głos
Zacha.
Maggie i Kate roześmiały się serdecznie.
Susan starała się udawać szczęśliwą żonę, co z minuty na minutę stawało
się coraz trudniejsze. W jej życiu zbyt nagle nastąpiły wielkie zmiany; a
wszystko z powodu jednego niewinnego kłamstewka.
Rozejrzała się wokoło. Skarby całego jej życia leżały poukładane w kar-
tonach. Nie było ich wiele.
Zach podsunął jej pudło z pizzą.
- Bałem się, że pakowanie zajmie nam cały dzień - mruknął
- ale dzięki Bogu szybko się uwinęliśmy.
- Daj nam swój telefon i adres - przypomniała Maggie. -Co prawda, co-
dziennie będziesz w mieście, ale chciałybyśmy mieć z tobą stały kontakt.
RS
- Oczywiście. Nie zamierzam trzymać jej w więzieniu. -Zach pochylił się
nad Susan i pocałował ją lekko w policzek. Była zaskoczona tym czułym ge-
stem.
- Kiedy twój dziadek wraca do domu? - Maggie zwróciła się do Zacha.
- Jutro rano - odparł z szerokim uśmiechem. - Zawiozę rodzinę do naszego
gniazdka i wrócę po niego śmigłowcem.
Zapadła krępująca cisza. Zach ujął dłoń Susan i powiedział:
- Nie sądziłem, że wróci żywy na ranczo, ale dzięki tobie udało się.
Przymknęła oczy, próbując powstrzymać łzy. To przez wzgląd na Pete'a
znalazła się w tej dziwnej sytuacji.
Nagle poczuła, że jego usta dotknęły jej warg. Odsunęła się zaskoczona i
wykrztusiła:
- Zach! Wszyscy patrzÄ…!
- Wiem - odparł z porozumiewawczym uśmiechem, jakby chciał jej przy-
pomnieć o niedawnej umowie.
- Czas kończyć pakowanie - powiedziała, wysuwając się z jego objęć.
Pora wrócić do krzątaniny przy bagażach. Obecność Zacha stawała się dla
niej coraz bardziej niebezpieczna.
- Możemy jechać - oznajmił Rick. Jego ciężarówka miała w kabinie dwa
fotele, na których ulokowała się Rosa z młodszymi dziećmi. Pedro stał obok
auta i uśmiechał się szeroko.
- Mogę jechać z Manuelem? - spytał Paul.
- Nie będzie dla ciebie miejsca - odparła Susan. - Pojedziesz z nami. Mo-
żesz zabrać Manuela, o ile jego mama się zgodzi.
- Ale ciężarówka jest taka fajna - tłumaczył chłopiec.
RS
- Pozwól mu pojechać z chłopakami - poprosił Zach. Miał nadzieję, że zo-
stanie z Susan sam na sam. - I tak muszę oddać samochód do wypożyczalni.
Chętnie się z tobą zabiorę.
Spojrzała na niego podejrzliwie, ale tylko uśmiechnął się bez słowa.
- To dobre rozwiązanie - odparła z wahaniem - o ile Rick nie ma nic
przeciwko temu.
Kierowca ciężarówki popatrzył ukradkiem na Zacha, a potem stwierdził,
że bardzo chętnie zajmie się chłopcami. Manuel i Paul z radością wskoczyli
do kabiny.
Wkrótce ciężarówki odjechały.
Kate i Maggie pożegnały się i wsiadły do samochodu.
- Odezwij się, gdy przyjedziesz na miejsce - wołały jedna przez drugą.
- Jazda na ranczo może zająć nam trochę czasu, bo chciałbym jeszcze od-
wiedzić dziadka - powiedział Zach. - Chyba nie masz nic przeciwko temu?
Susan milcząco pokręciła głową. Gdy zostali sami, spytała:
- Będziemy na czas? Obiecałam Rosie, że pomogę jej rozpakować rzeczy.
- Przyjedziemy w porze obiadu.
- W takim razie pojadę za tobą do wypożyczalni. - Odwróciła się i rozej-
rzała po parkingu. - Gdzie jest mój samochód?
- Tutaj - odparł, podając jej kluczyki. - Ten srebrny dżip.
- Niemożliwe! - powiedziała, odsuwając się od niego.
- Daj spokój, kochanie. Musisz pojechać tym autem. Jest twoje.
- Nie masz prawa! - odparła rozwścieczona Susan.
- Zabronisz mi chronić życie i zdrowie mojej własnej żony? Chcę ci w ten
sposób podziękować za pomoc i uratowanie życia dziadka. Uważasz, że dobry
samochód to za mało?
- Ale ja nigdy... Nie możesz tak stawiać sprawy! Przecież nie zrobiłam te-
go dla pieniędzy.
RS
- Masz rację. Nawet gdybym oddał ci wszystko, co mam, nie spłaciłbym
długu. Chcę wyrazić swoją wdzięczność, dając ci nowy samochód, którego
zresztą tak bardzo potrzebujesz - tłumaczył.
- To nie ma nic do rzeczy - odparła.
- Mam rozumieć, że chcesz, abym sam woził cię do pracy? Z radością bym
to robił, ale nienawidzę rano wstawać. Chyba nie zamierzasz poddawać mnie
straszliwym torturom i budzić o świcie, prawda? - przekonywał z ponurą mi-
nÄ….
- Dobrze. Przyjmuję twój prezent, ale tylko do czasu wygaśnięcia naszej
umowy. Potem go sobie zabierzesz.
- Doskonale - ucieszył się Zach. - A teraz wyjaśnię ci kilka szczegółów
dotyczących prowadzenia auta z napędem na cztery koła. Potem ruszamy.
Obiecujesz, że będziesz jechała tuż za mną? - spytał.
Gdy kiwnęła głową, zaczął wyjaśniać, jak należy prowadzić dżipa.
Po chwili Susan wsiadła i uruchomiła auto.
- Zapnij pasy - przypomniał stojący obok auta Zach.
- Dzięki, ale pamiętaj, że nie jestem dzieckiem.
- Racja. - Pochylił się i pocałował ją w usta. Odepchnęła go łokciem, ale
nie potrafiła ukryć figlarnego uśmiechu.
- Nie ma nikogo w pobliżu. Aamiesz naszą umowę.
- Chyba widziałem kogoś z sąsiadów.
- To się nie liczy - odparła pogodnie.
- Przepraszam. Mój błąd. Pamiętaj, że jedziemy na ranczo. Tam mi nie
umkniesz.
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Susan myślała, że już nic jej nie zaskoczy: nowy samochód, troskliwy
mąż, niespodziewana przeprowadzka. Myliła się jednak. Gdy pilotowana
przez Zacha wjechała na ranczo, nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nie spodzie-
wała się, że dom będzie tak obszerny i ładny. Budowano go zapewne z myślą
o dużej rodzinie.
W drzwiach powitała ich Hester.
- Dzień dobry, pani Lowery - powiedziała z miłym uśmiechem na twarzy.
Ukłoniła się grzecznie.
- Proszę mi mówić po imieniu - odparła nieco zakłopotana Susan. - Jesz-
cze nie przywykłam do nowego nazwiska.
- Jak pani sobie życzy - odparła gospodyni. - Paul zaczął już urządzać się
w swoim pokoju. To uroczy chłopiec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl