[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ście, możesz mu to ode mnie przekazać.
- Carrie...
- Nie udzieliłam ci jeszcze głosu, więc milcz. Te-
raz ja mówię. Ty tylko słuchasz. Chcę wiedzieć, czy
zrozumiałeś, co do ciebie powiedziałam. Wystarczy, że
kiwniesz głową.
Ryan zaciął usta, naciągnął głębiej na czoło kape-
lusz i wziął głęboki oddech.
- Więc jak? Ro-zu-miesz? - wycedziła Carrie.
- O tak, proszę pani - odrzekł Ry, w którego głosie
bez zdziwienia posłyszała nutkę irytacji. Zwietnie, po-
myślała. Sam jest sobie winien. Teraz łatwiej jej przyj-
dzie iść dalej na całego, nie spuszczając z tonu.
- Chcę usłyszeć: Tak, proszę pani. Rozumiem, że
mam nie wtrącać się do pani życia, bo to nie moja
sprawa, z kim siÄ™ pani widuje i co pani robi".
Ry spiorunował ją wzroKiem i powiedział:
- Już ci to raz powiedziałem. Nic się tymczasem
nie zmieniło. Twoje życie zawsze będzie moją sprawą.
Carrie postanowiła zignorować jego słowa i ciąg-
nęła dalej:
- Chcę to usłyszeć, Ry. Obiecaj mi, że kiedy zo-
69
S
R
baczysz mnie znów z Nathanem Beldonem, nie zbliżysz
się do nas bardziej niż na sto metrów. Jeśli w ogóle
jeszcze mnie z nim zobaczysz - dodała z żalem w sercu.
W końcu ile takich upokorzeń może znieść mężczyzna,
zanim siÄ™ wreszcie na dobre nie podda i nie spakuje
manatków... Nathan z pewnością doszedł już do kresu
wytrzymałości.
- Carrie, on nie jest dla ciebie.
- Nie ty będziesz o tym decydował - zawołała, pie-
niÄ…c siÄ™ z oburzenia. - Dlaczego nie zostawisz mnie
wreszcie w spokoju?
W jej oczach dostrzegł łzy, kiedy opuściła bezrad-
nie ręce i odezwała się cicho:
- Ry, przecież ty sam mnie nie chcesz... więc dla-
czego nie zostawisz mnie w spokoju?
O, mój Boże.
Dobry Boże. Czy to możliwe, że ona to powiedzia-
ła. Ty sam mnie nie chcesz... Zawstydzona, odwróciła
siÄ™ do niego plecami.
O rety, pomyślał Ry z bólem w sercu na widok jej
zwieszonych smutno ramion.
On jej nie chce? Z trudem stłumił jęk. Jakże to
możliwe...
Wystarczy na nią spojrzeć. Piękna, inteligentna, do-
bra, troszcząca się o innych. A teraz biedna cała drży,
zagniewana i zraniona, i to wszystko przez niego. Tak,
on jej pragnie, i to z całej duszy, z całego serca. Pragnie
jej jako kobiety.
70
S
R
Delikatnie objął ją za ramiona i obrócił ku sobie.
Natychmiast poczuł, jak to pragnienie zaczęło burzyć w
nim krew.
Jaki mężczyzna przy zdrowych zmysłach mógłby
jej nie pragnąć? Jaki mężczyzna z krwi i kości nie
chciałby jej wziąć w ramiona i scałować wszystkich łez,
które potoczyły się jej po policzkach?
Poczuł, że nie jest w stanie dłużej nad sobą pano-
wać. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że jej pełne,
jędrne piersi oparły się o jego pierś.
Gdy spojrzał jej w oczy, spostrzegł, że lśnią nie tyl-
ko od wezbranych łez, ale także ze zdumienia i ocze-
kiwania. I wtedy wiedział, że jest już po nim.
Nie było na świecie takiej siły, która mogłaby go
powstrzymać. Opuścił głowę, dotknął ustami jej warg i
cały się zatracił w jej westchnieniu.
yle robisz, zle, zle. Te słowa pobrzmiewały mu w
głowie, ale ustąpiły wreszcie pod naporem uczucia, któ-
re kazało mu całować ją z takim przejęciem i uczuciem
szczęścia, jakby otwarły się przed nim wrota raju.
Słodka. O, jaka słodka. I jaka seksowna, jaka na-
miętna, kiedy tak przylgnęła do niego całym ciałem.
Powinien natychmiast przestać, odsunąć się od niej. Ale
nie potrafił.
Po prostu nie potrafił.
Cudowna Carrie. Uwielbiał w niej wszystko, wszyst-
ko w niej go fascynowało. Była zarazem zmysłowa
71
S
R
i nieśmiała, swawolna i niepewna, i Ry zapragnął jej tak
bardzo, tak jak nigdy nikogo dotÄ…d.
Porwał ją na ręce i położył na kanapie.
Szaleństwo. Absolutne szaleństwo. Nie wolno mu
do tego dopuścić.
Zaraz przestanie, odsunie się od niej. Da jej spokój.
Tylko jeszcze chwilkę na nią popatrzy, na jej różo-
we, pięknie wykrojone, rozchylone usta, na trzepocące
rzęsy, lśniące oczy.
Tak, natychmiast musi przestać się w nią wpatry-
wać, inaczej oszaleje z tego pragnienia. Nieodpartego
pragnienia całowania jej teraz, i za chwilę, i potem, i
zawsze. Rozebrania jej, poczucia jej oddechu, bliskości
jej nagiego ciała...
I w tym momencie posłyszał jej cichy szept:
- Ry, kochaj mnie...
Czyżby to ona?
Tak, to ona. Więc kto?
Carrie - mała siostrzyczka Travisa.
Carrie, która jest jeszcze dziewicą.
Ta prawda podziałała na niego tak, jakby mu ktoś
wylał wiadro zimnej wody na głowę. To się nie może
stać.
Bardzo ostrożnie i delikatnie zmusił się, by rozluz-
nić uścisk, po czym opuścił ręce i postąpił krok do tyłu.
Obwiniając się o brak panowania nad sobą, spojrzał
w jej szkliste oczy i próbował znalezć słowa, które mo-
głyby wszystko naprawić.
72
S
R
Ale nie było takich słów. Jego zachowanie było
niewybaczalne. To, czego on pragnął, nie było tym,
czego ona potrzebowała.
Zły na siebie, a także trochę na nią, że nie miała
dość instynktu samozachowawczego, by bronić się
przed takim drapieżcą jak Beldon, Ryan wpadł wreszcie
na pomysł, jak się powinien teraz zachować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]