[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpoczynku, spokoju i nadziei.
Ciągle musiała uczyć się nowych rzeczy. We dworze życie płynęło inaczej, niż na
wsi. Inne tu były zachowania, inne zwyczaje. Na Boże Narodzenie nikt nie przynosił snopa
zboża do izby, aby zapewnić powodzenie ziemi, ludziom i zwierzętom na cały następny rok.
W salonie postawiono świerczek sięgający sufitu, ozdobiony watą, jabłkami, cukierkami i
wycinankami z papieru.
- Drzewo życia - powiedział Michał Kalinowski na pytanie żony. - Choinka
symbolizuje drzewo życia.
- Aha - skinęła głową Franciszka.
To były jej pierwsze święta poza rodzinną chałupą. Domu, w którym teraz mieszkała,
nie miała za swój, nie dawał on poczucia bezpieczeństwa, nie zapewniał spokoju.
Z lękiem patrzyła w przyszłość. Nie myślała, jak będzie wyglądało jej życie za pięć
lat, za dziesięć, za trzydzieści. Nie zastanawiała się, ale gdy wybiegała myślą choćby tylko
rok naprzód, czas ten wydawał się jej bardzo odległy. I rzadko zastanawiała się, czy
cokolwiek uzyska więcej w domu, gdy zajdzie w ciążę, a następnie urodzi dziecko. Bo to
chyba powinno trochę poprawić jej pozycję.
Tak przynajmniej mówił ojciec. Widziała się z nim niedawno. Tylko raz, ponieważ
teraz jako osoba ze dworu wcale nie miała tyle swobody, aby chodzić gdzie i kiedy chciała.
Ku zaskoczeniu Franciszki okazało się, że we dworze panuje surowy porządek, wszystko jest
bardzo dokładnie zorganizowane i z góry określone. Kiedy mieszkała w chałupie i patrzyła z
oddali na dwór, nigdy nie przyszło jej to do głowy. Zawsze myślała, że państwo wiodą żywot
łatwy i przyjemny, a tylko chłopi borykają się z życiem od świtu do nocy. Teraz okazywało
się, że nie wszystko jest takie, jak wydawało się z pozoru. Choć była żoną dziedzica, nie mo-
gła swobodnie wyjść w pola czy na drogę, bo zawsze było coś do roboty i do dopilnowania.
Pomijając już to, że zawsze w pobliżu znajdowały się jakieś oczy i uszy, gotowe donieść pani
Kalinowskiej o jej lenistwie i marnotrawieniu czasu. Pani Katarzyna wiedziała wszystko,
wszystko słyszała i nigdy nie zapomniała opowiedzieć głośno o tym, co się jej nie podobało.
A nie podobało się starszej pani prawie wszystko, co dotyczyło Franciszki.
***
Na ścianach salonu, wśród rodzinnych fotografii i pociemniałych od starości obrazów,
jeden portret wyróżniał się szczególnie. Był to niewielki rysunek, oprawiony w ciemne
dębowe ramki. Przedstawiał młodego człowieka w gimnazjalnym mundurze. Wysokie czoło,
wesołe, wyraziste oczy, nos może nazbyt duży, ale kształtny. Zwracały uwagę włosy - dość
długie, jasne, falujące. Młody człowiek patrzył przed siebie odważnie, jakby z wyzwaniem, a
na wargach miał lekki uśmiech.
Obrazek ten od razu spodobał się Franciszce, chyba najbardziej ze wszystkich, jakie
znajdowały się we dworze. Aadny był też ten z panią w szerokiej sukni i różą we włosach, ale
Franciszka od razu odgadła, że to jej teściowa w latach młodości i zwykle omijała go
wzrokiem. Natomiast portret młodego mężczyzny miał dziwną siłę przyciągania.
- Czy to ty, Michale, w młodych latach? - zapytała przy jakiejś okazji.
Pan Kalinowski zaprzeczył.
- Nie. To Janek, mój stryj. Tak wyglądał w szesnastym roku życia. Sam to narysował,
był bardzo zdolny.
- Bardzo do ciebie podobny.
Michał Kalinowski przystanął przed portretem i zadumał się.
- Tak mówią. Nie znałem go, umarł zanim przyszedłem na świat. Niedługo jego
urodziny, to znaczy rocznica urodzin, dowiesz się więcej.
- Jak to? - nie zrozumiała Franciszka.
- Moja matka zawsze o nich pamięta. Sama zobaczysz.
Pan Jacek Nowacki z Topolan odebrał postępowanie Michała Kalinowskiego jako
osobistą zniewagę. - Z chłopką się ożenił! Do mojej Justysi chodził, a z chłopką się ożenił!
Wiedział wprawdzie, że pan Michał postąpił wbrew woli matki, ale tak czy inaczej
postąpił nieodpowiedzialnie, narażając przy tym zaprzyjaznionych sąsiadów na wstyd i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]