[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pocałowała go i już w drzwiach odrzekła:
– Prośba? Hm. Nie przypominam sobie, żebyś mnie
prosił. – Zmarszczył brwi zdziwiony. – Oznajmiłeś, że
chcesz, żebym za ciebie wyszła. Proponuję, żebyśmy
oboje to sobie przemyśleli, a w następną sobotę spotkali
się i porozmawiali. Dam się zaprosić na kolację, oczywiś-
cie jeśli nagłe wezwania nam nie przeszkodzą.
– W następną sobotę? Dopiero za tydzień!?
104
LUCY CLARK
– Tak – odrzekła i ze słodkim uśmiechem zamknęła
drzwi.
Zaskoczony stał jeszcze przez chwilę w miejscu. Nie
mógł uwierzyć, że Elizabeth zamknęła mu drzwi przed
nosem. Potem uśmiechnął się do siebie. Zrobiła to, co
chciała. Tak trzymać! Pojechał do siebie i pierwsze kroki
skierował do kuchni. Wyjął butelkę napoju imbirowego,
oparł się o blat i zaczął rozpamiętywać ostatnie wydarzenia.
Poprosił Elizabeth o rękę!
Nie... Zaraz, zaraz... Co ona powiedziała? Że jej nie
poprosił? Właściwie miała rację, stwierdził w myśli.
Oznajmił tylko, że chce, by za niego wyszła. Dobrze, że
nie zapytała dlaczego. Chociaż obawiał się, że to pytanie
się pojawi, i to raczej prędzej niż później.
Przeszedł do salonu i stanął przed zrobioną wiele lat
temu fotografią przedstawiającą jego i brata. Pociągnął
łyk napoju, przełknął i przemówił na głos:
– Co ona dla ciebie znaczy, braciszku? Przepustkę do
lepszego życia czy coś więcej? Kochasz ją?
Postał jeszcze chwilę przed zdjęciem, potem wyszedł
z pokoju i wrzucił butelkę do pojemnika na szkło.
Czy sobie też zadałem te same pytania: Co ona dla
mnie znaczy? Czy ją kocham? Wiedział, że tak.
W ciągu swojego krótkiego pobytu w Coober Pedy
Elizabeth stała się dla niego kimś bardzo ważnym i blis-
kim, i obojętnie czy pod ziemią, gdy wspólnie szukali
opali, czy na szosie, gdy razem ratowali czyjeś życie,
cieszył się, że ma ją przy sobie.
Dziś rano widział przez okno, jak uruchamia pikapa
i odjeżdża. Radość bijąca z jej twarzy zdumiała go. Duma
rozsadzała mu serce – ta dziewczyna nareszcie nabrała
pewności siebie.
ODROBINA SZALEŃSTWA
105
W pracy nie brakowało jej zdecydowania, lecz w życiu
prywatnym tak. Teraz, gdy okazało się, że nie boi się
działać pod wpływem impulsu, czy będzie potrafiła
przeciwstawić się ojcu? Marcusowi? A w końcu mnie?
To dlatego wspomniał dziś omałżeństwie. Nie chciał,
by wyjeżdżała. Dopiero przy niej czuł, że żyje. Przy-
zwyczaił się do widoku jej twarzy.
Ciemnymi korytarzami, po omacku szukając drogi,
dotarł do sypialni. Czy w życiu też po omacku szukam
drogi? – zastanawiał się. Czy dlatego zapragnąłem ożenić
się z Lizzie? Czy potrzebuję kogoś, kto pomoże mi
przebrnąć przez ciemne ścieżki mojej przeszłości? Czy
chcę się z nią ożenić tylko dla osobistej korzyści? Czym
się więc ŕożnię od Marcusa?
Zapalił światło, zrzucił buty i padł na łóżko. Założył
ręce za głowę, wzrok wbił w sufit.
Elizabeth Blakeny-Smith. Co za długaśne nazwisko!
I pewnie ma kilka imion pośrodku. Nie mógł uwierzyć, że
jeszcze tylu rzeczy o niej nie wie. Ale jedno wie z pew-
nością: odkąd przyjechała do miasta, od tamtej pierwszej
chwili, kiedy ją pocałował, jego życie znów nabrało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]