[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to zobaczyła i dała mu szybkiego buziaka.
- Dasz radę, Michael - powiedziała. - No dalej. Idz tam. Tak trzeba.
Claire pokiwała głową i uśmiechnęła się krzepiąco. Michael uniósł klapę kontuaru i wyszedł
przy akompaniamencie ogłuszających oklasków. W przeciwległym rogu sali stało niewielkie
podwyższenie, obok zamkniętych drzwi z napisem  Biuro , Kiedy Michael tam wszedł, światła
zabłysły w jego złotych włosach i nieziemsko błękitnych oczach.
Wow, pomyślała Claire. To już nie był Michael. To był... ktoś inny.
Eve dała nura pod kontuarem i stanęła obok Claire. Ręce zaplotła na piersi. Miała tęskny uśmiech
na ustach o czerwieni ust Złej Królowej.
- Piękny jest - powiedziała. - Prawda? Claire musiała się z tym zgodzić.
Michael poprawił mikrofon, wypróbował go, zagrał kilka szybkich palcówek, co zawsze robił,
kiedy chciał się uspokoić i uśmiechnął się do tłumu. To był inny uśmiech niż wszystkie, które zwykle
u niego widziała, jakiś taki bardziej radosny. Intensywniejszy, radośniejszy, bardziej osobisty.
Poczuła gdzieś głęboko w środku drżenie, kiedy musnął ją spojrzeniem i natychmiast się tego
zawstydziła.
Ale, kurczę, on był taki seksowny. Nagle zrozumiała, o czym mówił Shane, i poczuła, że nie jest
na to odporna.
Shane dotknął jej ramienia i podał jej drinka. Dokładnie wtedy Michael powiedział:
- Zdaje się, że wszyscy wiedzą, kim jestem, prawda? Mniej więcej osiemdziesiąt procent sali
potwierdziło to grzmiącymi okrzykami. Pozostali, studenci z uniwersytetu, którzy albo trafili tu,
przechodząc, albo dlatego że się nudzili, zrobili niepewne miny.
Michael po raz ostatni poprawił mikrofon.
- Nazywam siÄ™ Michael Glass i jestem z Morganville.
Kolejne okrzyki. Zanim ucichły, Michael zaczął grać piosenkę, z którą często wygłupiał się w
domu. Ale teraz się nie wygłupiał, na serio prezentował swój talent. Skrzył się jak białe złoto, a
muzyka spływała spod jego dłoni jak strumienie światła. Owijała się wokół Claire połyskującą
siecią i dziewczyna aż nie śmiała odetchnąć, nie śmiała się poruszyć, bo Michael grał jak jeszcze
nigdy przedtem.
Udało jej się zerknąć na Shane'a, który też utkwił spojrzenie w Michaelu. Trąciła go łokciem.
Pokręcił głową.
Eve uśmiechała się tak, jakby tego właśnie się spodziewała.
Michael skończył piosenkę płynnie i brawurowo, a kiedy struny gitary wybrzmiały w ciszy, tłum
zamarł w bezruchu. Michael czekał tak samo nieruchomy, a potem cała sala spontanicznie wybuchła
oklaskami i wiwatami.
Claire pomyślała, że uśmiech, jaki rozjaśnił twarz Michaela, był wart wszystkiego, co działo się
w Morganville.
Następny utwór był wolniejszy, słodszy, a Claire ze zdumieniem zorientowała się, że to była
nieco wolniejsza wersja tej piosenki, którą pisał tego wieczoru, kiedy był zbyt zajęty, żeby jechać do
sklepu. Napisał też do niej słowa i jego głos nadał im smutne, pełne bólu piękno.
To była piosenka o Eve.
Claire odebrało oddech. Nie miała pojęcia, że muzyka może mieć aż taką siłę. Kiedy rozejrzała
się po kawiarni, zobaczyła to samo w twarzach innych ludzi. Wszyscy byli urzeczeni. Nawet Oliver,
który stał za barem, był jak porażony. A w półcieniu Claire dostrzegła jeszcze jedną osobę - Amelie,
w zamyśleniu kiwającą głową, jakby przez cały czas, podobnie jak Eve, wiedziała.
Sam miał oczy pełne łez, ale się uśmiechał.
Głos Michaela ścichł do szeptu, a potem piosenka się skończyła. Tym razem oklaski nie cichły, a
okrzyki zamieniły się w ryk na całe gardło.
Michael jeszcze raz poprawił mikrofon.
- Oszczędzajcie siły, ludzie - powiedział, przekrzykując hałas, i się uśmiechnął. - Dopiero
zaczynamy.
Claire jeszcze nie spędziła w Morganville przyjemniejszego wieczoru. Nigdy w aż takim stopniu
nie czuła się częścią czegoś, nigdy nie czuła jeszcze podobnej jedności w pomieszczeniu pełnym
ludzi tak od siebie odmiennych. Niczego nieświadomi studenci poklepywali po plecach noszących
bransoletki mieszkańców Morganville, wampiry uśmiechały się swobodnie do ludzi i nawet Oliver
wydawał się pod wrażeniem ogólnej euforii.
Michael zszedł ze sceny dopiero po trzech bisach i owacji na stojąco. Podszedł do Eve, mocno j
ą uściskał, a potem pocałował tak czule, że Claire aż musiała odwrócić wzrok. Kiedy przerwali,
żeby złapać oddech, Michael nadal się uśmiechał.
- I co? - spytał. - Nie było beznadziejnie, prawda? Shane wyciągnął do niego rękę.
- Nie było. Stary, gratulacje.
Michael zignorował rękę i uściskał Shane'a, a potem odwrócił się do Claire. Bez wahania go
objęła. Był cieplejszy niż zwykle i spocony; nie miała pojęcia, że wampiry mogą się pocić. Może
zazwyczaj nie musiały zbytnio się wysilać.
- To było niesamowite - szepnęła Claire. - Po prostu... niesamowite. Wow. Mówiłam już, że
niesamowite?
Cmoknął jaw policzek, a potem odwrócił się, bo sporo osób napierało z tyłu, chcąc mu uściskać
rękę i pogratulować. Wiele z nich to były ładne dziewczyny. Claire wycofała się i stanęła u boku
Shane'a.
- Widzisz, o co mi chodziło? - powiedział Shane. ~ Dobrze, że Eve tu jest. Facetowi coś takiego
może uderzyć do głowy.
- Nawet wampirowi?
- Ha. Wampirowi zwłaszcza.
Potrwało to z piętnaście minut, zanim kolejka fanów zmniejszyła się. Wtedy przy stolikach
zrobiło się luzniej, zostali tylko zatwardziali kofeiniści. Claire i Shane złapali krzesła i nowe napoje,
a Eve pomagała Michaelowi pozbierać rzeczy.
- Dziękuję - powiedziała Claire do Shane'a.
Uniósł brwi.
- Za co?
- Za najlepszą randkę w moim życiu?
- To? Nie. Przeciętnie było. Stać mnie na znacznie więcej.
Przechyliła głowę.
- NaprawdÄ™?
- Absolutnie.
- Masz ochotę to udowodnić?
W jakiś sposób jej dłoń znalazła się w jego. Pogłaskał ją, wzbudzając dreszcz.
- Któregoś dnia - powiedział. - Niedługo. Jasne.
Złapała się na tym, że znów wstrzymuje oddech, myśląc o rysujących się możliwościach. Shane
uśmiechnął się szelmowsko i nagle nabrała ochoty, żeby tu i teraz długo go całować.
- Gotowi? - Michael stanął przy stoliku i spojrzał na nich.
Trochę tej błyskotliwości, którą emanował na scenie, znikło i znów był normalnym, zwyczajnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl