[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostawił na wieszaku przy tylnym wejściu. Wezmie ją w drodze do garażu.
O ile uda im się dotrzeć tak daleko.
Schody prowadzące na parter znajdowały się zaledwie kilka kroków
dalej. Luke czuł drżenie rąk Kariny. Kiedy dotarli do pierwszego stopnia, spoj-
rzał w dół, lecz dojrzał jedynie ciemność rozproszoną tylko poświatą z okien.
A potem to zobaczył. Nie, nie coś czy kogoś, tylko ruch, gdzieś tam, u
podstawy schodów. Zaraz też pojawił się wąski strumień światła z latarki,
który przeszył ciemność i oświetlił różne przedmioty. Luke wiedział, że jeśli
precyzyjnie ustali zródło światła, pozna dokładną pozycję napastnika. Zcinał
mocniej broń.
59
R
L
T
Zwiatło powędrowało w górę, w ich kierunku. Ten, kto buszował na dole,
odnalazł więc schody. Luke usłyszał jakieś głosy. A zatem włamywacz nie był
sam, miał przynajmniej jednego wspólnika.
Intruzi musieli uznać, że Luke i Karina są na górze, bo ruszyli w stronę
schodów.
Luke podniósł pistolet, gotów do strzału, choć nie wiedział nawet, do
kogo celuje. Wiedział za to, że oddając pierwszy strzał, sam też stanie się ce-
lem. Co miał więc zrobić? Wycofać się? Kazać Karinie wrócić do pokoju? A
może...
W tym momencie dopadł go strumień światła. Zaskoczony Luke zamienił
się w słup soli. Naprężył się, przygotowując się na przyjęcie kuli. W tej samej
chwili Karina głośno, niemal spazmatycznie, wciągnęła powietrze. Promień
światła natychmiast dopadł ją a potem zgasł.
Nie rozległ się żaden strzał. Luke zrozumiał, dlaczego tak się dzieje.
Napastnicy zobaczyli Karinę. A ją mieli dopaść żywą. Mając takie rozkazy,
tylko idiota ryzykowałby strzelaninę w ciemnościach. Gdyby Karina zginęła,
gniew Solokova byłby nie do opanowania.
Na szczęście Luke'a nie krępowały niczyje rozkazy.
Wymierzył w ciemność u stóp schodów, nie przejmując się, czy trafi w
kogoś. Chodziło mu przede wszystkim o demonstrację siły, o pokazanie, że jest
czujny i zamierza się bronić, że należy się go bać.
Wystrzelił.
Karina znowu gwałtownie wciągnęła powietrze, co usłyszał mimo huku
broni. Zaraz potem rozległy się przekleństwa, dobiegły też Luke'a odgłosy
szamotaniny. Intruzi wycofali się w stronę tylnego wejścia. Luke ponownie
wymierzył, gotów w każdej chwili znów wystrzelić.
60
R
L
T
Czekał, aż usłyszał stłumione trzaśniecie. To zamknęły się tylne drzwi.
Luke miał nadzieję, że za plecami włamywaczy.
Opuścił broń i ruszył przed siebie.
Chodz rzucił. Musimy się stąd wydostać.
Szybko, ale zachowując czujność, zaprowadził ją schodami w dół.
Istniało prawdopodobieństwo, że napastnicy próbowali ich oszukać i zaczaili
się w ciemnościach, dlatego Luke zatrzymał się u stóp schodów i wyjrzał zza
rogu, przeczesując wzrokiem korytarz prowadzący do kuchni. Spojrzał na tylne
wejście. Przez okno wpadało znacznie więcej światła niż na górze. W
korytarzu panował mrok, ale najwyrazniej nikogo w nim nie było.
Poszli? wyszeptała Karina.
Chyba tak. Chodz.
Dlaczego? Może lepiej zadzwonić na policję?
Nadal szeptała, choć już trochę głośniej.
Nie odparł Luke, wpatrując się w korytarz.
Nie mam ochoty siedzieć w ciemności i czekać, aż się zjawią.
Powinniśmy się stąd wynieść, tak na wszelki wypadek.
Nie wiadomo, do czego zdolni są ci ludzie, pomyślał, ani jak daleko mógł
posunąć się Solokov. Tak długo, jak dom nie był w stanie zapewnić Karinie
bezpieczeństwa przed intruzami, Luke wolał, żeby przebywała gdzie indziej.
A sąsiedzi? Jeżeli słyszeli wystrzał, czy nie zawiadomią policji?
Nawet jeśli słyszeli, to wątpię, żeby pojedynczy strzał o tej porze
zwrócił ich uwagę. Wmówią sobie, że im się przesłyszało.
Dotarli do kuchni. Złapał kurtkę wiszącą obok drzwi i zarzucił ją na
plecy, zmuszając Karinę do cofnięcia ręki. Poczuł brak jej ciepła, co nie było
miłe, lecz zaraz zrobił wszystko, by odpędzić od siebie narastające uczucie.
61
R
L
T
Otworzywszy tylne drzwi, ostrożnie sprawdził otoczenie. Nie dostrzegł
nikogo, więc wyszedł śmiało na zewnątrz, ciągnąc Karinę za sobą, a potem
odwrócił się i zamknął za sobą drzwi. Chociaż przypuszczał, że napastnicy już
dawno się ulotnili, cały czas zachowywał czujność. Dopiero kiedy znalezli się
w samochodzie, lekko się rozluznił.
Po chwili pędzili pustą ulicą. Jechali drogą prowadzącą do najbliższego
komisariatu, więc gdyby ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję, musieliby
minąć się z radiowozem. Tymczasem po policji nie było śladu, podobnie jak
wtedy, gdy Viktor został ranny. Luke odetchnął z ulgą.
DokÄ…d jedziemy?
Spojrzał na nią kątem oka. Patrzyła prosto przed siebie. W przebłyskach
światła latarni, które mijali w regularnych odstępach, dostrzegł, że na jej twa-
rzy malowały się zmęczenie i rezygnacja. Stłumił w sobie odruch współczucia.
Ot, po prostu Karina musiała odpocząć. On zresztą też.
Znajdziemy jakieś lokum na noc. Ukryjemy się tak, żeby nas nie
znalezli.
Skinęła głową, mruknęła coś cicho. Znów poczuł coś, co bardzo
przypominało... Och, musi to zdusić w sobie!
Miał za zadanie czuwać nad jej bezpieczeństwem, nic więcej.
62
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Apartament w hotelu był przestronny i luksusowo wyposażony. Na tyle
przestronny, że salon miał większy metraż niż salon w domu Luke'a. Drzwi
prowadziły do sypialni, pośrodku której znajdowało się ogromne łóżko
przeznaczone dla dwóch osób, chociaż tej nocy miało być zajęte tylko przez
KarinÄ™.
Kładz się tutaj powiedział Luke, być może błędnie odczytując jej
zaintrygowany wzrok. Ja prześpię się na kanapie.
Karina odwróciła się. Luke stał kilka kroków za nią i właśnie zamykał
drzwi. Zasuwy jęknęły, bolce wskoczyły na swoje miejsce i pokój stał się
fortecą, do której nie sposób było się dostać, nawet gdyby ktoś próbował
wyłamać drzwi. Poczuła ulgę.
Luke zdjął kurtkę, pod którą miał koszulkę kupioną na stacji benzynowej.
Była o rozmiar za mała, ale innych nie było. Materiał przylegał do ciała,
podkreślając męską sylwetkę, ale Karina była zbyt zmęczona, żeby zwrócić na
to uwagÄ™.
Rzucił kurtkę na krzesło i odwrócił się do Kariny, która spytała:
Co teraz?
Nie wiem, musimy coś zdecydować. Myślę, że przynajmniej na razie
jesteśmy tu bezpieczni. Nawet jeżeli nas wyśledzą, raczej nie przyjdą po nas tej
nocy. Włamanie do domu to jedno, ale włamanie do hotelu pełnego ludzi to
drugie. Cholera, od razu trzeba było przeprowadzić się do hotelu. Tak byłoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]