[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzie widzą to zupełnie inaczej. Większość dziewcząt poczytuje sobie za za-
szczyt, gdy jakiś mężczyzna wybierze którąś z nich na czasową żonę.
- A więc po prostu nie powinnam zwracać na to uwagi? - spytała, patrząc
mu w oczy.
- Jeśli chcesz tu zostać i nie wpaść w depresję -rzekł poważnie - rzeczy-
wiście nie powinnaś zwracać na to uwagi.
Ręka Georgii nadal była uwięziona w silnym uścisku jego dłoni. Czuła,
że mimo złości, jaką w niej budził, jego bliskość i dotyk sprawiają, iż czuje
siÄ™ bezpieczna.
- A zatem pogodziłeś się już z tym? - naciskała zaniepokojona faktem,
jak silnie reaguje na jego obecność.
- Patrzysz codziennie na wygłodzone dzieci i ich matki, które mają dość si-
ły, by dotrzeć do twojego szpitala. Nie próbowałeś interweniować w Addis
Abebie o dodatkowe dostawy żywności na te tereny?
- To bezcelowe. - Ryker wzruszył ramionami. - Istnieje system dostar-
czania żywności dla ludności mieszkającej na tych terenach, ale środki są
ograniczone. Poza tym... kiedyś przez sześć miesięcy pracowałem w innej
części Etiopii, gdzie panowały bardzo zbliżone warunki. Zorganizowano
S
R
tam dość sprawny system pomocy żywnościowej. Tubylcy otrzymywali
rozprowadzane przez Amerykanów ziarno. System dystrybucji polegał na
tym, że każdej rodzinie przydzielano ilość ziarna uzależnioną od wagi naj-
mniejszego dziecka. Chcesz wiedzieć, co z tego wynikło? - Popatrzył na
nią ironicznie. - Dobrze, powiem ci. Większość rodzin wybierała jedno
spośród swoich dzieci, przypuszczalnie to, które i tak było najmniejsze i
najsłabsze, i głodziła je po to, by w czasie rozprowadzania ziarna osiągnęło
jak najniższą wagę. Dzięki temu mogli otrzymać większą rację. Nie podoba
mi się to, Georgia... ale nie mogę tego zmienić, choć wszystko się we mnie
gotuje, kiedy na to patrzÄ™.
- Robisz wszystko, co w twojej mocy - powiedziała pojednawczym to-
nem. - I na pewno dzięki temu zmieniasz coś na lepsze. Przepraszam za to,
co powiedziałam - dodała, spuszczając oczy. - Niektóre z tych dzieci żyją.
Gdyby do Etiopii nie dostarczano żadnej pomocy humanitarnej, większość
z nich już dawno zmarłaby z głodu.
- Chciałbym wierzyć, że to prawda. Zastanawiam się tylko, czy zdajesz
już sobie sprawę, w co się wpakowałaś?
Zupełnie nieoczekiwanie na jego twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech.
Przez dłuższą chwilę milczeli, patrząc sobie w oczy. A potem, zanim Geor-
gia zdążyła zaprotestować, Sam delikatnie dotknął dłonią jej policzka, objął
ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Nawet nie próbowała się opierać, kie-
dy usta Rykera dotknęły jej warg, zostawiając na nich delikatny, ulotny po-
całunek.
- Zobaczymy siÄ™ jutro - szepnÄ…Å‚ po chwili, odsuwajÄ…c siÄ™ od niej.
S
R
Skinęła głową, zupełnie wytrącona z równowagi tym, co się stało. W co
się wpakowała? Pytanie to dręczyło ją przez cały wieczór. Nawet kiedy
wziąwszy prysznic i przebrawszy się w pidżamę, kładła się kilka godzin
pózniej do łóżka, wciąż nie potrafiła znalezć na nie odpowiedzi.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Następnego ranka Georgia niespiesznym krokiem szła do szpitala, rozko-
szując się ciepłym wietrzykiem, który delikatnie muskał wierzchołki drzew.
Po drodze minęła gromadkę kobiet i dzieci, kryjących się przed słonecz-
nym żarem w jednym z nielicznych skrawków cienia, które kurczyły się, w
miarę jak słońce wznosiło się na niebie. Wbiegając szybko po schodkach
do pawilonu przychodni, pomachała im ręką na powitanie. Znalazłszy się w
środku, szybko przebrała się w fartuch i poszła do pokoju pielęgniarek.
- Cześć! - przywitała ją Jan. - Jak spałaś?
- Jak suseł - odparła z uśmiechem Georgia.
Nie mogąc sobie pozwolić na następne spóznienie, nastawiła tym razem
budzik pół godziny wcześniej, niż było to konieczne.
- Dobrze się śpi po pracowitym dniu. Jaką mamy sytuację? - Przebiegła
wzrokiem listę, którą podała jej Jan i pokiwała głową. - Wygląda na to, że
czeka nas dziś mnóstwo roboty. Lepiej zacznijmy bez zwłoki.
- Nie chcę cię martwić - powiedziała pielęgniarka, uśmiechając się pół-
gębkiem - ale pacjentów jeszcze przybędzie.
- Czy już ci mówiłam, że potrafisz się zatroszczyć o moje morale? - za-
pytała ze śmiechem Georgia. - Dobrze, zaczynajmy - dodała poważnie.
S
R
Siadając za stołem w gabinecie lekarskim, z przygnębieniem przeczytała
listę podstawowych leków, jakimi rozporządzał szpital. Rozpoczęła się
długa procesja pacjentów. W czasie tego pracowitego przedpołudnia Geor-
gia niejednokrotnie myślała z wdzięcznością o Jan
i Denie Kindwe, niewysokiej etiopskiej pielęgniarce, która służyła jej za
tłumaczkę.
Kilka godzin pózniej otarła pot z czoła, skończywszy opatrywać jątrzący
się wrzód na nodze kolejnego pacjenta. Mężczyzna, który siedział na leżan-
ce w pokoju zabiegowym, miał trzydzieści lat, ale wyglądał na sześć-
dziesiąt. Georgia patrzyła ze współczuciem, jak bez słowa skargi znosił jej
zabiegi, choć musiały mu one sprawiać okropny ból.
- Powiedz mu - zwróciła się do Deny, z trudem siląc się na uśmiech - że
dzięki opatrunkowi wrzód powinien się szybko zagoić. Musi się tylko sta-
rać, żeby go nie zamoczyć.
I nie można liczyć na to, że mu się to uda, pomyślała z goryczą, kiedy
Dena tłumaczyła jej zalecenia. Jeśli jedynym zródłem wody do picia jest
brudna rzeka, w której ludzie, a czasem także zwierzęta, również się kąpią,
szanse na zachowanie podstawowych zasad higieny sÄ… raczej niewielkie.
- Wytłumacz mu - mówiła dalej - że musi zagotować wodę przed uży-
ciem. - Odsypała trochę tabletek do małego pojemnika i wręczyła go pa-
cjentowi. - Ten środek pomoże w gojeniu się nogi. Niech bierze trzy pa-
stylki dziennie.
Mężczyzna skinął głową, kiedy pielęgniarki pomogły mu wstać z leżanki
i pokuśtykał do wyjścia.
S
R
- Mam poczucie, że uczestniczę w przegranej bitwie - westchnęła Geor-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]