[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba że są moje - poprawił ją.
. - Ale dzieci robią strasznie dużo hałasu...
- Ty też.
- ...i bałaganią...
- Podobnie jak ty.
- .. .i trzeba im zmieniać pieluszki...
- I tu mnie masz - mrugnÄ…Å‚ do niej porozumiewawczo.
- To nie będzie łatwe.
Alan objÄ…Å‚ jÄ… i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
- Czy to oznacza:  tak"?
Popatrzyła na niego z błyskiem w oku.
- To oznacza:  tak" - wyszeptała. - ,,P" jak  papcio".
Ze swojego miejsca obok ołtarza Alan zauważył, że tym razem
w kościele było mniej ludzi. Właściwie to mu nie przeszkadzało,
najważniejsze, że przyszli ci, na których mu zależało. .
Jego rodzice siedzieli w pierwszej Å‚awce. PÅ‚akali jak bobry. Pam
oczarowała ich równie szybko, jak jego. Matka Pam siedziała po
drugiej stronie. Co chwila ocierała sobie oczy chusteczką, Jej dwaj
bracia wbici we fraki, do których najwyrazniej nie byli przyzwy­
czajeni, stali obok niego, czekając na wejście Pam. Roy, starszy
z nich, wskazał na zabandażowaną rękę Alana.
- Co się stało?
- Małe trudności z obrączkami - wyjaśnił.
- To bardzo w stylu Pam - przyznał Roy. - Radzę ci, żebyś się
ubezpieczył. A tak a propos, gdzie ona się, u licha, podziewa?
Alan próbował nie pokazać po sobie, jak bardzo się denerwuje.
- Na pewno już przyjechała, skoro zaczęli grać.
- Ta melodia leciała już kilka razy - zauważył Roy.
- Może złapały ją poranne nudności - powiedział Alan, starając
siÄ™ odpÄ™dzić nieprzyjemne wspomnienia dnia, kiedy po raz pier­
wszy stanął przed ołtarzem.
- Jest druga...
- Sam wiesz, że kobiety potrafią być... nieprzewidywalne.
Roy uśmiechnął się.
- Użyłbym, innego słowa, ale niech ci będzie.
Minęło kolejne pięć minut. Alan poszukał wzrokiem Jo, która
była druhną Pam. Zagryzła dolną wargę i zgarbiła się nieco.
- Chcesz, żebym poszła zobaczyć, co się dzieje? - zapytała
szeptem.
Alan westchnął. Czuł się, jakby miał kamienie w żołądku. Jeśli
Pam zmieniÅ‚a zdanie i nie zamierza za niego wyjść, pierwszy po­
winien się o tym dowiedzieć. Przeszedł przez kościół, starając się
nie zwracać uwagi na coraz głośniejszy szmer głosów.
Trzęsącymi się dłońmi otworzył drzwi do pokoju, w którym
czekaÅ‚a zwykle panna mÅ‚oda. ZakrÄ™ciÅ‚o mu siÄ™ w gÅ‚owie, gdy zo­
baczył, że jest pusty. Sprawdził toaletę. Również pusta. Zagryzł
zęby i zaśmiał się z goryczą. Zrezygnowała. Zero do dwóch dla
niego.
Wyprostował się i wrócił do kościoła, by powiedzieć wszystkim,
że mogą iść do domu. Jednak kiedy tylko przekroczył próg, usłyszał
znajomy dzwięk klaksonu. Wyjrzał na zewnątrz i zobaczył, jak
poobijane volvo Pam ostro hamuje i zatrzymuje się dosłownie kilka
centymetrów przed pomnikiem jakiegoś świętego.
Nie tak łatwo było wysiąść z samochodu w ślubnej sukni ze
wspaniałym welonem i długim trenem. Kiedy jej się to w końcu
udaÅ‚o, podciÄ…gnęła sukniÄ™ do góry, zdjęła z nóg pantofle na wyso­
kich obcasach i na bosaka pogalopowaÅ‚a w stronÄ™ wejÅ›cia do ko­
ścioła. Na widok Alana stojącego w drzwiach pomachała do niego
ręką.
- Idę! - wrzasnęła. - Już idę!
- GdzieÅ› ty siÄ™ podziewaÅ‚a? - zapytaÅ‚, gapiÄ…c siÄ™ na niÄ… nieprzy­
tomnym wzrokiem. ByÅ‚a naprawdÄ™ piÄ™kna, szczególnie z tym ma­
łym, okrągłym brzuszkiem.
- Pani Wingate zadzwoniÅ‚a - wyjaÅ›niÅ‚a, Å‚apiÄ…c oddech. - Ubz­
durała sobie, że musi kupić rezydencję Sheridanów właśnie teraz.
Dostała znak, że nadeszła odpowiednia godzina. Byłam już ubrana,
więc pomyślałam, że załatwię to po drodze, zanim zauważycie, że
mnie nie ma. - Uśmiechnęła się szeroko.
Alan westchnął ciężko.
- Zmiertelnie mnie przestraszyłaś. Myślałem, że zmieniłaś
zdanie.
Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Nigdy w życiu. Nie uwolnisz się ode mnie, Alanie P. Parishu
- wyszeptała i pocałowała go.
Po chwili uniósł głowę, schylił się i wziął ją na ręce.
- To lepiej chodzmy. Muszę przypilnować, żebyś została moją
żoną, zanim znowu coś się wydarzy.
Odwrócił się i wniósł ją do kościoła.
EPILOG
Alan uniósł do góry ręce.
- Pam - próbował ją uspokoić. - Proszę cię, odłóż pilniczek do
paznokci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl