[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zrobiłem to ostrożnie, w kilku z nich znajdowały się ciężkie przedmioty. Nawet
początkujący psychoanalityk dokonałby na ich podstawie stuprocentowo trafnej
analizy mojej osobowości.
 Jak to rozumieć?  zapytał Nick, marszcząc się w wysiłku myślenia.
 Właśnie wręcz przeciwnie.
 Przestańcie...  mruknął bez przekonania Doug.  Nie mam siły do takich
zabaw. Najlepiej z tym skończcie.
 A propos końca zabawy...  podszedłem do drzwi i zatrzymałem się, chcąc
zapalić papierosa.  Opowiadałem wam, jak siedziałem kiedyś w karcerze?
 W karcerze?  powtórzył Nick.  Myślałem, że spędziłeś w nim cały okres
służby?
Pokiwałem z politowaniem głową. Schowałem zapalniczkę i papierosy.
ZaciÄ…gnÄ…Å‚em siÄ™.
 Miałem cztery doby karceru  powiedziałem do Sarkissiana.  To był karcer
polowy, rachityczna buda, właściwie dwa sracze bez szamb. W jednym siedziałem
ja, w drugim gość z obcego plutonu. Mieliśmy wyjść razem, z tym że on miał trzy
tygodnie. Wściekał się z nudów, wciągał mnie w rozmówki, usiłował grać bez
pionków w szachy i tak dalej. W końcu wymyślił grę akurat dla nas. Zaproponował,
żebyśmy licytowali się słowami z możliwie dużą ilością tych samych samogłosek.
No i ja wygrałem...
Rzuciliśmy słuchawki niemal jednocześnie, tyle że on nieco wcześniej niż ja.
Wyszedłem z domu i pomachałem Pymie. W marszu, jeszcze przed furtką, zapaliłem
papierosa. Zdążyłem przejść kilkaset metrów, gdy z tyłu na zakurzonym glasfalcie
szurnęły koła. Obejrzałem się. Małe, dwumiejscowe cudeńko ze złomowiska.
Kierowca jedną ręką drapał się po głowie nie zdejmując kapelusza, drugą
wskazywał mi miejsce obok siebie. Jednocześnie dodawał gazu i popuszczał
sprzęgło, bo samochodzik tańczył w miejscu, jakby nie mogąc się doczekać
prawdziwej jazdy. Mężczyzna miał śniadą cerę. Wsiadłem. Ruszył, wciąż jeszcze
drapiąc się po głowie, w związku z czym jego kapelusz wbił się w szarą
podsufitkę. Gdy zajął się wreszcie prowadzeniem, zobaczyłem, że podsufitka była
w tym miejscu wytarta albo tylko brudna. Strzepnąłem popiół przez otwarte okno.
Powtórzyłem tę operację, żeby sprawdzić, czy trzęsą mi się jeszcze ręce. Trzęsły
się. Nie mogłem tego zwalić na jakość nawierzchni.
 Jeśli masz jakąś broń czy coś takiego, to zostaw to juz tutaj. Szef lubi
takie gesty dobrej woli...
 Zostawiłem wszystko w domu, łącznie z dobrą wolą.
 Co?
 Mówię, że z broni mam przy sobie tylko portfel.
 Z twojego portfela szef nie zrobiłby nawet packi na muchy.  Zachichotał
radośnie. Skręciliśmy i poleciałem na pysk, gdy wbił stopę w pedał hamulca. 
Przesiadkaa!  zaśpiewał, wskazując ogromne, granatowe pudło merridla na pustych
obręczach.
Wysiadłem i poszedłem w tamtym kierunku. Kierowca tego wozu siedział za
kuloodporną szybą. Nie poruszył się, gdy wsiadłem. Silnik musiał pracować, bo
mężczyzna wcisnął tylko pedał i od razu ruszyliśmy. Sięgnąłem do barku i bez
pytania nalałem sobie trochę koniaku. Pijąc drugą porcję rozpoznałem okolicę i
zrozumiałem, do kogo jadę w gościnę. Przy bramie nie było tym razem goryla,
który wpuszczał karetkę. Pomyślałem, że dobrze by było, gdyby leżał w szpitalu,
takie typy bywają mściwe. Zaraz potem zaświtało mi, że Melmola również może być
mściwy. Dokończyłem koniak. Na podjezdzie czekała czwórka oddelegowanych do
powitania śniadych w ciemnych garniturach. Gdy wóz się zatrzymał, dwóch z nich
ulżyło swoim kieszeniom i skierowało ich zawartość w moją stronę.
 Zastanawiam się, czy wysiadać  powiedziałem do kierowcy.  To jest chyba
kuloodporny wóz?
 Spadaj stÄ…d!  mruknÄ…Å‚ do przedniej szyby.
Drzwiczki od strony ciemnych ubrań otworzyły się, gdy wcisnął coś na konsoli.
Wysunąłem się na zewnątrz i ustawiłem na linii strzału. Dwaj nieobciążeni
palnikami Cyganie obeszli swoich kolegów, jeden po drugim spenetrowali moje
ubranie i skoncentrowali się na nadgarstkach, które uchwycili w wytrenowane
dłonie. Z tyłu zaskrzypiał żwir pod kołami merridla i był to jedyny dzwięk, jaki
usłyszałem od dwóch minut. Moje  kajdanki pociągnęły mnie do przodu, lufy
rozstąpiły się. Cała nasza piątka pomaszerowała do pałacu.
Melmola pojawił się chwilę po tym, jak weszliśmy do salonu. A może poczekalni?
Przebiegł z zaaferowaną miną  wypadł z jednych drzwi, z tego szeregu po mojej
prawej ręce, i po przebyciu trzydziestu metrów zanurkował do jednego z
kilkunastu innych pomieszczeń. Po drodze zdążył zerknąć na mnie, udać, że
poznaje mnie z pewnym trudem i machnąć dłonią gdzieś za siebie i jakby w dół.
Tuż przed zamknięciem drzwi, gdy kajdanki wlokły mnie do zaoferowanego na
gościnę pomieszczenia, Fardi Melmola wysunął czubek głowy i krzyknął:
 Dokładnie pogadam z nim pózniej!
Dodał coś jeszcze w nieznanym mi języku. Moi opiekunowie musieli jednak
kończyć ten sam kierunek filologiczny, bo odpowiedzieli niemal chórem, równie
dla mnie niezrozumiale. Mógł to być dialog:  Nie zapomnijcie odciąć głowy i
oddać do wypreparowania!  Rozkaz, szefie! Albo:  Dajcie mu kieliszek czegoś!
 Z cyjankiem, ma się rozumieć? Przeleciałem jeszcze kilka wariantów, zanim
opiekun z lewej wsunÄ…Å‚ siÄ™ do czwartych z kolei drzwi w o wiele mniej ozdobnej
części pałacu. Wciągnął mnie za sobą, a ja pociągnąłem tego z prawej.
Zrewidowali mnie w milczeniu i o wiele dokładniej niż poprzednio. Dołączył do
nich jeszcze jeden, wyszarpnął z małej walizeczki laskę testera i wykonał nią
dookoła mnie kilkadziesiąt ruchów podobnych do magicznych gestów podrzędnego
hipnotyzera. Na koniec spróbował rozchylić mi laską zęby. Miałem wolne ręce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl