[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opierajÄ…c na Biblii, a drugÄ… na trumnie.
Kiedy wszedł do salonu, podniosła wzrok.
- Elijah. - Uśmiechnęła się kącikami ust, lecz w oczach pozostał smutek. - Czy Blade
przyjechał z tobą?
- Jest z mojÄ… matkÄ….
Usiadł obok na krześle i ujął jej dłoń.
- Tempie tak się o was martwiła.
- Wiem. Jak siÄ™ czujesz, Elizo?
Azynabiegłyjej do oczu, lecz pokręciła głową i dzielnie się uśmiechnęła.
- To stało się tak szybko... Był taki zadowolony. - Spojrzała na leżącą na kolanach Biblię.
- Chciałabym, żeby był tu pastor Cole.
- Gdzie jest teraz?
- W Kansas... w Baxter Springs. Opiekuje się uciekinierami z różnych plemion
indiańskich, którzy się tam schronili. - Spojrzała na trumnę. - Może spotka tam Kippa. Na
pewno chciałby wiedzieć o Willu.
- Na pewno.
Do salonu wszedł Blade w towarzystwie Tempie i złożył Elizie kon-dolencje.
Zaległa cisza.
- A gdzie jest Sorrel? - zapytała Tempie, rozglądając się po pokoju.
- Chyba pobiegła do ogrodu - odpowiedział Lije.
90
- Mam nadzieję, że nie odeszła zbyt daleko od domu. W okolicy kręci się pełno
bandytów i zdarzają się akcje odwetowe. - Odwróciła się i spojrzała błagalnie na Blade'a.
- Próbowałam przekonać Elizę, że w Oak Hill może być niebezpiecznie. Wszyscy
wiedzą, że sympatie ojca były
120
zawsze po stronie Północy. Teraz kiedy Kipp i Alex przeszli na stronę Unii, nie powinna
zostawać tu sama. Powinna zamieszkać z nami w Grand View.
- Tak byłoby rozsądniej, Elizo - powiedział Blade.
- Rozsądnie czy nie, zostanę tutaj - oznajmiła zdecydowanym tonem. -Tu jest mój dom.
Zbudowaliśmy go wspólnie z Willem. Tu urodziła się Susannah. - Wzmianka o córce
oderwała jej myśli od tego tematu. - Muszę pamiętać, żeby wysłać list do Susannah -
powiedziała z westchnieniem. -Jeden Bóg wie, kiedy do niej dotrze. Nie można teraz
ufać poczcie.
- Daj go mnie - powiedział Lije. - Dopilnuję, by dotarł do Susannah.
- Jak... - Tempie urwała raptownie, a w oczach pojawił się lęk. -Znowu wyruszacie na
Północ?
Lije starał się unikać bezpośredniej odpowiedzi.
- Nasz pułk patroluje północną granicę terytorium, a w Missouri jest wielu zwolenników
Południa. Dopilnują, by list dotarł na Wschód.
Azy wdzięczności błysnęły w oczach Elizy.
- Dziękuję - powiedziała, ściskając go za rękę.
Kiedy Lije odjeżdżał po pogrzebie w torbie przy siodle miał list do Susannah. W
przeciągu tygodnia jego pułk otrzymał rozkaz wymarszu na Północ.
13
Fort Scott, Kansas Listopad 1862
orywisty północno-zachodni wiatr przewalał się nad równinami Kansas, wzniecając
tumany kurzu. Diana, która właśnie weszła do poczekalni na stacji kolejowej, otrzepała
pobieżnie szary kostium i rozejrzała się wokół. Nagle poczuła, że ktoś dotyka jej łokcia.
Odwróciła się i spojrzała w uśmiechniętą twarz swego towarzysza, majora Adama
Clarka, lekarza wojskowego z pobliskiego fortu.
- Proszę spocząć, a ja dowiem się, o której przyjeżdża pociąg. -Wskazał na stojącą pod
ścianą drewnianą ławkę. - Miejmy nadzieję, że się nie spózni.
- Miejmy nadzieję - powtórzyła Diana i ruszyła w stronę ławki. Po niezbyt wygodnej
podróży wojskowym ambulansem, nie miała
jednak wielkiej ochoty na siadanie. Podeszła więc do brzuchatego piecyka
121
i wyciągnęła ręce ku przyjemnemu ciepłu. Z drugiej strony stał niskiego wzrostu
mężczyzna w średnim wieku, ubrany po cywilnemu. Jego twarz wydała jej się znajoma,
lecz dopiero, kiedy się uśmiechnął, rozpoznała w nim sprzedawcę z miejscowego sklepu.
- Dobrze, że Charlie rozpalił w piecyku - odezwał się mężczyzna. -Okrutnie dziś
dmucha.
Diana skinęła głową i zadrżała na wspomnienie ostrych podmuchów.
- Zima jest tuż-tuż.
91
- Ma pani rację. - Zerknął w okno. - Już niedługo ten wiatr będzie rozpędzał tumany
śniegu. - Tu spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Wybiera się pani w podróż?
- Nie, czekam tu na pastora Cole'a. Ma przyjechać najbliższym pociągiem.
- Pastor Cole? - Zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć, skąd zna to nazwisko. -
Czy to nie ten misjonarz od Indian obozujÄ…cych w LeRoy?
- Ten sam.
- Tak myślałem. Raz czy dwa widziałem go w sklepie. To pani znajomy?
- Znam go od dzieciństwa.
Tak naprawdę zaprzyjazniła się z nim w ciągu ostatniego roku. Wolała jednak nie
dociekać kryjących się za tym powodów. Duma nie pozwalała jej przyznać, że szukała
kontaktu z pastorem w nadziei uzyskania jakiś wiadomości o Lije. Zawsze z
niecierpliwością oczekiwała na opowieści Nathana ojej byłym narzeczonym.
Zaręczyny zostały zerwane. Wszystko się między nimi skończyło. Diana postanowiła
rozpocząć nowe życie bez Lijego. Rzuciła się w wir pracy, codziennych zmagań i walki,
ukrywając za uśmiechem ból i rozczarowanie. Mimo to...
Podszedł Adam Clark, ukazując w uśmiechu atrakcyjne dołeczki.
- Pociąg powinien niebawem nadjechać.
- Wspaniale. - Diana uśmiechnęła się do niego. - Obawiałam się, że będziemy musieli
długo czekać.
- Nie miałbym nic przeciwko temu - rzucił lekkim tonem, któremu przeczyło gorące
spojrzenie.
Diana nie po raz pierwszy zauważyła, że Adam Clark wpatruje się w nią, ale udawała, że
tego nie dostrzega.
- Obawiam się, że nie mam tyle cierpliwości co pan.
- Cierpliwość jest w moim zawodzie koniecznością - odpowiedział. -Nawet gdyby się
chciało, procesu leczenia nie da się przyspieszyć.
- W istocie ma pan rację - przyznała, zdając sobie sprawę, że w ten subtelny sposób
daje jej do zrozumienia, iż wie ojej nie zabliznionej
122
ranie w sercu i skłonny jest czekać, aż wyzdrowieje. Wzruszyło ją okazane jej
zrozumienie.
- A niech to - odezwał się sprzedawca ze sklepu. - Czy to nie pan jest tym doktorkiem z
fortu?
- We własnej osobie. -Adam Clark ściągnął rękawiczkę i podał rękę sprzedawcy. -
Doktor Adam Clark z Abilene.
- Josiah Hubbard. Miło mi pana poznać, doktorku... Przepraszam, chyba powinienem
powiedzieć  majorze"- poprawił się, spoglądając na naszywki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl