[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem i dlatego dzwoniÄ™.
- Mam litografiÄ™ Les trois cierges oznaczonÄ… numerem trzecim w limitowanej serii
czterystu pięćdziesięciu odbitek, ale to jedna z moich ulubionych.
- Sprzedasz mi ją? - spytał. - Wiem, że masz tonę rozmaitych dzieł sztuki i spokoj-
nie zastąpisz tę odbitkę inną. Kto wie, może dzięki temu zrobisz miejsce na nowego
Chagalla.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
- W porządku - powiedziała w końcu Val. - Sprzedam ci tę litografię za tysiąc sie-
demset dolarów. To naprawdę okazja.
- Dzięki, Val. - Cam zapłaciłby dwa razy więcej, żeby Becca dostała ten obraz. -
Kiedy go będę miał?
- A na kiedy potrzebujesz?
- Chciałbym dzisiaj.
- Jeżeli wpadniesz do mnie, możesz mieć obraz dzisiaj.
L R
T
- Dzięki - odetchnął z ulgą. - Już jadę.
- Dlaczego to takie ważne, Cam? - zainteresowała się. - Nie sądziłam, że jesteś ko-
lekcjonerem dzieł sztuki.
Nikomu nie chciał opowiadać o szczegółach swojego życia prywatnego, nawet
dawnej koleżance ze studiów.
- To prezent dla kogoś - odparł wymijająco. - Potrzebuję go na dzisiaj.
- Dla kogoś? - powtórzyła Val. - Chodzi o kobietę?
- Owszem, o kobietę, i więcej informacji ze mnie nie wyciągniesz. Będę u ciebie za
czterdzieści minut.
Schował komórkę i zajął się sprawami, które wymagały jego uwagi. Przez cały
czas jednak myślał o tym, ile dałby za to, aby jego związek z Beccą był idealny. Jako re-
alista wiedział jednak, że nie wszystko pójdzie gładko, dlatego postanowił na dobry po-
czątek ofiarować Becce litografię Chagalla. Oczami duszy widział mężczyznę tulącego
kobietę i miał nadzieję, że gdy obraz zawiśnie na ścianie jej sypialni, Becca już nigdy nie
poczuje się samotna i będzie miała świadomość jego bliskości.
Wyszedł z klubu i wsiadł do tesli. Opuścił dach, po czym wyjechał z Małej Hawa-
ny, kierując się do Miami Shores. Przywykł do działania i do tego, że dostaje, czego
chce, i teraz też tak było. Musiał całkowicie zawładnąć Beccą. Jeśli nawet po drodze po-
pełni jakieś błędy, zdoła jej to wynagrodzić. Musiała zrozumieć, że tym razem jej nie zo-
stawi.
Droga do Val zajęła mu niemal godzinę, chociaż starał się omijać główne korki.
Wreszcie dotarł do jej apartamentowca i po krótkiej rozmowie z Justinem zapukał do
drzwi. Zapakowany obraz już czekał w przedpokoju. Cam wręczył Val czek.
- Dziękuję - powiedział tylko.
- Nie ma za co. Zawsze chętnie sprzedaję sztukę komuś, kto potrafi ją docenić.
Val nie zadawała żadnych pytań, co go ucieszyło. Nie chciał z nią rozmawiać o
Becce, czuł, że to jeszcze nie pora.
L R
T
ROZDZIAA DZIESITY
Cam zostawił samochód pod Luna Azul i piechotą poszedł do Mercado. Teraz, gdy
Justin i Selena wrócili na Manhattan, musiał częściej doglądać projektu, co mu zresztą
odpowiadało, gdyż nie cierpiał bezczynności. Raz po raz powtarzał sobie, że mimo tego,
że mieszkał z kobietą i synem, nie może i nie chce całkowicie się zmienić. Dzisiejszy
dzień tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Był zdecydowany kontrolować swoje re-
akcje i nie pozwolić, aby Becca zdominowała całe jego życie. Nie ukrywał jednak, że
cieszył się na współpracę z nią i liczył na to, że kupcom z Mercado projekty Becki przy-
padnÄ… do gustu.
Rozmyślania przerwał mu dziadek Seleny, najważniejszy z właścicieli sklepów w
Mercado.
- Dobrze, że tu jesteś - oznajmił na powitanie Tomas Gonzales. - Budowlańcy
upierają się, że muszą rozwalić chodnik prowadzący do mojego sklepu z kubańskimi
specjałami. A niby jak klienci będą wchodzili do środka bez chodnika?
- Witaj. - Cam uścisnął rękę Tomasa. - Coś wymyślimy. Kto kieruje budowlańca-
mi?
- Junior. Ten gnojek nie ma krztyny rozumu. Mam ochotę zadzwonić do jego ojca -
mruknÄ…Å‚ Tomas.
Cam ledwie powstrzymał się od śmiechu. Praca nad projektem w społeczności, w
której wszyscy znali wszystkich, nieodmiennie wiązała się z silnymi emocjami.
- Ja się tym zajmę - zapowiedział.
- Wiedziałem, że nie dasz mnie skrzywdzić - ucieszył się Tomas. - W końcu jeste-
śmy rodziną.
- Zgadza się - przytaknął Cam. - Wracaj do sklepu, a ja przyjdę do ciebie, kiedy już
załatwię sprawę z Juniorem.
Zanim wszedł na budowę, dostał kask od brygadzisty. Junior Rodriquez od razu
dostrzegł gościa i podszedł bliżej.
L R
T
- Ten stary doprowadza mnie do szału - oświadczył na wstępie. - Cały chodnik jest
popękany, a to niebezpieczne. Mam ochotę zabronić moim ludziom chodzenia do jego
sklepu i kupowania tam lunchu.
- Musimy znalezć jakieś wyjście. Trzeba naprawić chodnik bez zamykania sklepu
Tomasa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl