[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pani mnie zbywa, pytajac, czy napilbym sie herbaty?
Brenna odeszla od drzwi. Ciagnelo od nich lodowate powietrze. Zblizyla sie do paleniska,
ktore przez noc niemal calkowicie wygaslo.
-Z pewnoscia pan przemarzl - powiedziala, siegajac po zelazny pogrzebacz i rozgarniajac
nim zar. - Mysle, ze herbata bedzie bardzo na miejscu.
-Czekam na wyjasnienie - powiedzial Reilly zniecierpliwionym tonem.
-Wziawszy pod uwage fakt, ze nie mam pojecia, o co panu chodzi, nie powinien pan
oczekiwac wyjasnienia. Wiec moze sie pan napic herbaty.
Reilly Stanton wysunal spod stolu krzeslo i usiadl na nim z niezadowolona mina.
-Po co ja tu w ogole przyjechalem? - myslal na glos. Brenna nie byla pewna, czy chodzi mu
o jej domek, czy o Lyming.
-Jadl pan sniadanie? - spytala ze wspolczuciem. - Jestem pewna, ze znajde jajko lub dwa...
-Nie chce jajek. - Reilly walnal piescia w stol. - Chce sie dowiedziec, co pani wyczynia.
Usiluje pani przekonac hrabiego, ze brak pani piatej klepki? Jesli tak, na nic sie to nie zda. I
tak jest gotow ozenic sie z pania.
Brenna rozpalila ogien i postawila czajnik na plycie.
-Tylko dlatego - rzucila przez ramie, podchodzac do drzwi spizarni - ze jestem jedyna
kobieta...
-...na wyspie, ktorej nie mial - skonczyl za nia Reilly. - Tak, tak, poznalem juz pani zdanie na
ten temat. Ale czy pani naprawde sadzi, ze postepuje rozsadnie? Nie chce pani straszyc,
ale wloczenie sie wsrod grobow osob zmarlych na cholere jest niebezpieczne. Sama pani
wie, ze powietrze wokol nich moze byc zarazliwe.
-Niech pan nie bedzie smieszny - powiedziala, zamykajac stopa drzwi od spizarni, z ktorej
wyniosla bochenek chleba, garnuszek z maslem i sloik dzemu.
-Nie jestem. Nie chce pani obrazic, panno Donnegal, ale bez wzgledu na to, co sobie pani
mysli, otrzymalem lepsza edukacje medyczna od pani i zapewniam, ze pani postepowanie
jest niebezpieczne nie tylko dla niej samej, ale i dla wszystkich mieszkancow tej wioski.
Brenna poczula, ze sie rumieni. Dlaczego ten czlowiek tak bardzo ja denerwowal? Do dzis
czula sie zawstydzona na mysl o tym, jak wykrecila mu palec, ktory przytknal do jej warg.
Ale nie mogla sie opanowac. To dziwne, ze zwykly dotyk tak bardzo ja rozwscieczyl.
Ale tak wlasnie bylo. Tym razem postanowila, ze nie da sie poniesc furii.
-Wiem, ze uwaza sie pan za wielkiego znawce w dziedzinie medycyny - powiedziala,
stawiajac produkty na stole. - Zdaje sobie sprawe, ze przybyl tu pan az z Londynu, aby
zadziwic nas swoja wiedza i, jak przystalo prostej wiesniaczce, powinnam byc panu
wdzieczna za te swiatle pouczenia. Lecz nie zgadzam sie z panska teoria, jakoby moja
bytnosc na cmentarzu mogla sie przyczynic do powrotu zarazy. Nie podzielam bowiem opinii
panskich kolegow, ze cholere powoduja miazmaty, jak to jest w przypadku tyfusu czy
szkarlatyny.
Reilly zdawal sie jej nie sluchac. W irytujacy sposob rozgladal sie po pomieszczeniu.
-To nie w porzadku - przemowil w koncu.
-Wiem, ze nie powinnam podwazac opinii srodowiska medycznego - powiedziala, krojac
chleb. - Ale uwazam...
-Nie o to mi chodzi - przerwal jej, zniecierpliwiony, ze nie nadaza za tokiem jego mysli. - Nie
powinna tu pani mieszkac sama. To nie w porzadku.
Brenna rozejrzala sie wokol siebie.
-To prawda, ze nie korzystam z pokoju rodzicow ani z pokoju, w ktorym mieszkali moi
bracia, ale nie ma pan prawa oskarzac mnie o zagarniecie zbyt duzo miejsca...
-Dobrze pani wie, o co mi chodzi, panno Donnegal - powiedzial, spogladajac na nia
gniewnym wzrokiem. - Mloda kobieta, taka jak pani, nie powinna mieszkac sama. Ani bez
przyzwoitki widywac sie z mezczyznami. Nie sadze, by rodzice pani pochwalali jej
zachowanie, gdyby o nim wiedzieli.
Brenna takze nie sadzila, by je pochwalali. Ale z drugiej strony, zawsze najwazniejsza dla
nich byla praca, wiec lubila sobie wyobrazac, ze gdy sie dowiedza, czym sie zajmowala,
zrozumieja, ze robila to, aby potwierdzic swoja teorie...
-Hrabia wspominal, ze ma pani stryja - ciagnal Reilly Stanton. - I ze rodzice, wyjezdzajac do
Indii, powierzyli pania jego opiece...
Brenna zaczela podejrzewac, ze nowy lekarz ma zamiar wtracac sie do jej pracy na
rozmaite sposoby. Uznala, ze drobny wykret bedzie nie od rzeczy.
-Tak - oparla, smarujac chleb maslem. - W istocie.
-I jak stryj zareagowal na to, ze wrocila pani na wyspe?
-Nie byl zadowolony. Ale nie moge do niego wrocic.
-Niby dlaczego? - spytal Reilly. Wzial kromke chleba, ktora mu podala, i siegnal po dzem.
-Nie rozumie pan. Naprawde nie moge.
-Dlaczego? - powtorzyl i oddal jej posmarowana dzemem kromke. - Prosze. I niech mi pani
nie probuje wmowic, ze uciekla pani, bo pania bil. Nie jestem az tak latwowierny, na jakiego
wygladam. Dobrze wiem, ze kazdy mezczyzna, ktory podnioslby na pania reke, gorzko by
tego pozalowal.
Brenna wpatrywala sie w kromke chleba. Bylo jej glupio, bo miala zamiar skalac dobre imie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl