[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skóra. Wyglądali na stworzenia eteryczne, ulotne, utkane z samego światła.
Istoty powietrzem będące, co składają się z obecności swej i swych czynów czy\
nie tymi słowami opisywał je św. Tomasz w Summie teologii, czyli w dziele, na którym
uczyłem się łaciny?
Och, jak\e pięknie aniołowie ci wyglądali, jak bardzo odró\niali się od otoczenia.
Stali nieruchomo na ulicy, milczący, zamyśleni i wpatrzeni we mnie z ciekawością i troską
swymi szeroko otwartymi oczami.
W tej chwili anioł z wiankiem kwiatów na głowie, w błękitnej tunice ten, który tak
bardzo mnie zachwycił, gdyśmy wraz z ojcem ujrzeli go na Zwiastowaniu w tej oto chwili
anioł ten ruszył w moją stronę.
Zbli\ając się, rósł w moich oczach, robił się wy\szy i nieco większy ni\ zwykli ludzie.
W swoich bezgłośnie szeleszczących eleganckich szatach wyglądał na absolutną emanację
miłości, na niematerialną i wcieloną zarazem ekspresję boskiej woli tworzenia.
Pokręcił głową i uśmiechnął się.
Nie, to tyś jest najdoskonalszym z boskich stworzeń powiedział niskim
głosem, który przebił się dyskretnie przez do chodzące do mnie odgłosy rozmów.
Szedł krokiem typowym dla śmiertelników, stawiając swe czyste, bose stopy na
brudnej i mokrej nawierzchni tej florenckiej ulicy. Nie zwa\ajÄ…c na towarzyszÄ…cych mi ludzi,
którzy zresztą go nie widzieli, zatrzymał się przy mnie, rozpostarł skrzydła i znowu je zło\ył.
Dostrzegłem jedynie fragment upierzone-go kośćca tych skrzydeł nad jego plecami,
przygarbionymi jak u młodego chłopaka.
Miał czystą, błyszczącą twarz, mieniącą się wszystkimi barwami, jakie nadał mu Fra
Filippo. A kiedy się uśmiechnął, ciało me gwałtownie zadr\ało od przypływu niczym nie
zmąconej radości.
Czy to jest właśnie szaleństwo, archaniele? zapytałem.
Czy w ten sposób spełnia się ich klątwa? Jąkam się, mam przywidzenia i
ściągnę na siebie pogardę kształconych mę\ów? mówiąc to, roześmiałem się głośno.
Wystraszyłem tym jegomościów, którzy próbowali mi pomóc. Byli zupełnie
skonfundowani.
Co takiego? Mo\esz powtórzyć?
W tej wszak\e chwili naszło mnie pewne wspomnienie, rozjaśniając mą duszę, serce i
umysł przenikliwie jasnym promieniem, jak gdyby słońce wdarło się nagle do ponurej i
mrocznej celi.
To ciebie właśnie widziałem na tamtej łące; to ciebie widziałem, gdy ona piła
mÄ… krew.
66
Spokojny ten anioł spojrzał mi prosto w oczy. Widziałem jego idealne blond loki, jego
gładkie, nieruchome policzki.
Gabrielu, archaniele powiedziałem pełnym szacunku głosem. Do moich
oczu napłynęły łzy, choć płacząc, czułem się tak, jakbym śpiewał.
Mój chłopcze, mój biedny chłopcze powiedział stary kupiec. Nie stoi
przed tobą \aden anioł. Posłuchaj nas, proszę.
Nie widzą nas powiedział anioł i znowu uśmiechnął się z uroczą swobodą. W
jego wpatrzonych we mnie oczach dostrzegłem odbicie jaśniejącego ju\ nieba. Miałem
wra\enie, \e z ka\dą chwilą jego spojrzenie coraz silniej przenika w głąb mnie.
Wiem odrzekłem. Oni nie wiedzą.
Aleja nie jestem Gabrielem. Nie wolno ci zwracać się do mnie w ten sposób
powiedział uprzejmym i kojącym tonem. Drogi młodzieńcze, daleko mi do archanioła
Gabriela. Jestem Seteus, anioł stró\, nic więcej.
Okazywał mi taką wielką cierpliwość, mnie, moim łzom oraz stojącym przy nas
ślepym i zatroskanym śmiertelnikom.
Był tak blisko, \e mógłbym go dotknąć, lecz nie śmiałem tego uczynić.
Jesteś moim aniołem stró\em? spytałem.
Nie odparł anioł. Nie jestem jednym ze strzegących cię aniołów. Sam
musisz ich odnalezć. Ujrzałeś właśnie aniołów opiekujących się innym człowiekiem, ale
dlaczego tak się stało, doprawdy nie wiem.
Nie módl się teraz powiedział staruszek zirytowanym głosem. Kim
jesteś, chłopcze? Podałeś wcześniej jakieś imię, imię twojego ojca. Powtórz je.
Drugi z aniołów, który najpewniej znieruchomiał ze zdumienia, przełamał nagle swoje
opory i podszedł do mnie w ten sam bezszelestny sposób, jak gdyby twarde, mokre i brudne
kamienie nie mogły zranić ani pobrudzić jego bosych stóp.
Po coś tu przyszedł, Seteusie? zapytał. Patrzył na mnie jednak swymi
jasnymi, opalizujÄ…cymi oczami z takÄ… samÄ… \yczliwÄ… uwagÄ…, z takÄ… samÄ… troskÄ… i
wyrozumiałością.
A ty jesteś z tego drugiego obrazu. Ciebie te\ znam i kocham z całego serca
powiedziałem.
Synu, do kogo to mówisz? zapytał młodszy z mę\czyzn. Kogó\ to
kochasz z całego serca?
Och, a jednak mnie słyszycie zwróciłem się do niego. I rozumiecie moje
słowa.
Tak. Powiedz nam teraz, jak siÄ™ nazywasz.
Vittorio di Raniari odparłem. Przyjaciel i sojusznik Medyceuszy. Syn
Lorenzo di Raniariego, z Castello Raniari w północnej Toskanii. Mój ojciec nie \yje, on i
reszta mojej rodziny. Ale...
Obydwaj aniołowie stali tu\ przede mną, przechylając ku sobie głowy. Wydawało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]