[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i rodzice. Czas zatrzymał się na chwilę, byłam w raju. Wtedy chyba najmocniej czułam, \e
bardzo
kocham rodziców, konia, zachodzące słońce, lekki wiaterek, cały świat. Wtedy na chwilkę
pokochałam i siebie, a z tym zawsze miewałam kłopoty.
Pózniej podobnie czułam się tylko dwa razy w \yciu. Raz gdy miałam osiem lat. Był
pierwszy dzień wakacji. Szósta rano, słońce, ulice puste, wyszłam na spacer z Wiwunią
suczką mojego \ycia. Miałam kucyki, które smagane wiatrem, łaskotały mnie po twarzy,
nową sukienkę i frunęłam, a obok mnie największy skarb mój pies. Za drugim razem
szłam na pierwszą randkę z moją równie\ pierwszą, wielką miłością i stopami ledwo
dotykałam ziemi.
W Jastrzębcu mieliśmy jeszcze więcej zwierząt ni\ w Warszawie. Niektóre z nich to były
zwierzęta słu\bowe". Krowy, owce, kozy i część koni nale\ały do PAN-u. Nasze, poza
psami i kotem Mońkiem, były sowy puszczyki, sroka, salamandry plamiste 116 (ojcu
udało się je rozmna\ać), papu\ki faliste, Fajka i na pewno jeszcze inne, których nie pamiętam.
Jedną z ciekawszych osobowości tamtego okresu był pan sroka Kasiek. Wykarmiony przez
moją mamę od nieopierzonego maleństwa, zawojował całą okolicę, i to dosłownie. Jego
męskie imię wynikało z pomyłki. Najpierw nazywał się Kaśka, a potem, kiedy wyszła na jaw
jego płeć, nie było sensu robić mu wody z mózgu i został Kaskiem.
Sroki, tak jak pozostałe krukowate, mają wy\sze IQ ni\ niejeden obywatel RP, ale Kasiek do
tego miał charakter capo di tutti capi. Uwa\ał, \e pracownicy Instytutu nie powinni
przekraczać bramy zakładu bez okupu. Kilka minut przed przyjazdem autobusu dowo\ącego
personel z Warszawy Kasiek siadał na słupku przy bramie i czekał. Ka\dy, kto chciał
przekroczyć furtkę, musiał się opłacić czymś smacznym. W przeciwnym razie doznawał
dotkliwych ataków na głowę. W sroczym dziobie drzemie du\a siła.
Terrorysta trafił za kratki woliery w ogrodzie. Wypuszczany był tylko w dni wolne od pracy,
ale i tak zawsze udawało mu się
komuś przyło\yć. Całą naszą rodzinę bardzo kochał, co nie przeszkadzało mu ciągle
wprowadzać zamęt w domu. Potrafił naśladować bezbłędnie głosy wszystkich domowników.
Szczekał jak pies, miauczał jak kot, śpiewał jak mój ojciec, narzekał jak moja mama i płakał
jak ja. Poza tym udawał autobus, traktor i spikera radiowego. Kasiek do\ył póznej starości,
ale ju\ beze mnie. Kiedy miałam sześć lat, rodzice się rozstali. Z Kaśkowego domu mama
zabrała mnie i walizkę. Wróciłyśmy na Wspólną do Beby.
Moi rodzice byli nieudanym mał\eństwem. Ciągle się kłócili i w domu nie było dobrej
atmosfery. Mimo to kochałam ten dom, a ich rozstanie musiało być dla mnie tak bardzo
przykrym prze\yciem, \e mój dziecięcy mózg wymazał je z pamięci. Mam tam czarną dziurę
i nie pamiętam ani początku, ani końca przeprowadzki.
Mój" Jacek
W 4
Na Wspólnej mieszkaliśmy pod numerem 34, a obok, pod 33, mieszkał Jacek. Urodziliśmy
się w tym samym roku. On w sierpniu, 118 a ja we wrześniu. Oboje byliśmy jedynakami i
bardzo przypadliśmy sobie do gustu. Rodzice Jacka, Igor i Iza Dziaczkowscy, zaprzyjaznili
się z moją mamą, a my z Jackiem mogliśmy zapomnieć o samotności jedynaków.
Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu.
Trudno mi wracać do tamtych wspomnień, gdy\ jesienią 2006 roku Jacek zginął tragicznie.
Zabił go na pasach dla pieszych rozpędzony samochód. Wtedy, gdy wszystko w jego \yciu
zaczęło układać się szczęśliwie, odszedł nagle, na zawsze. Miał czterdzieści osiem lat.
Poznaliśmy się, gdy Jacek miał ponad dwa lata, tak jak ja. Nie miałam rodzeństwa, więc w
pewnym sensie Jacek zastąpił mi brata. Prawie przez całe dzieciństwo i okres dorastania
byliśmy nierozłączni. Myślę, \e byliśmy bardzo podobni i dlatego tak bardzo przylgnęliśmy
do siebie. Staliśmy się bratem i siostrą".
Ojciec Jacka, Igor, był lekarzem i przebywał wtedy w Afryce, gdzie prowadził szpital
polowy. Przyje\d\ał do domu tylko na urlopy. Przychodziło wtedy mnóstwo znajomych, a on
opowiadał i pokazywał zdjęcia. Pamiętam, jak kiedyś goście popijali trunki ze
Nie miałam rodzeństwa, więc Jacek zastąpił mi brata, grudzień 1962.
sklepów wolnocłowych i słuchali, jak pan Igor wykonał cesarskie cięcie pod narkozą
alkoholową, bo poza whisky nie miał w buszu innych odurzających środków. Gdy goście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]