[ Pobierz całość w formacie PDF ]
złego. A napisanie takiego listu jest bez wątpienia przestępstwem. Wynajmie pry-
watnego detektywa, może nawet adwokata. Oni go obronią, oni odkryją, kto za
tym stoi.
Nawet gdyby jakimś cudem zdobył pieniądze i przelał je na wskazane konto,
nic by to nie dało. Tak jak wcześniej uchylił drzwi, teraz otworzyłby bramę i Ricky
bez względu na to, kim ten łotr był w każdej chwili mógłby zażądać więcej.
Oczywiście, bo cóż by go powstrzymało?
Gdyby miał odwagę, uciekłby na Key West czy do innego ciepłego miejsca,
gdzie nigdy nie pada śnieg, i żyłby pełną piersią, nie zważając na szaraczków
z Bakers, którzy plotkowaliby na jego temat przez następne pół wieku. Tak, ale
Quince odwagi nie miał i dlatego był taki smutny.
Patrzyły na niego dzieci, uśmiechnięte, piegowate buzie, zęby w drucianych
aparatach. Omal nie pękło mu serce i wiedział już, że znajdzie te przeklęte pie-
niądze i wyśle szantażyście. Tak, musiał chronić dzieci. Nie zrobiły nikomu nic
złego.
Aktywa banku były warte dziesięć milionów dolarów. Zarządzał nimi ojciec,
który właśnie warczał na kogoś w korytarzu. Miał osiemdziesiąt jeden lat, wciąż
był bardzo rześki, ale osiemdziesiąt jeden lat to osiemdziesiąt jeden lat. Kiedy
umrze, Quince będzie musiał zawalczyć z siostrą z Chicago, lecz bank na pewno
przejdzie na niego. A wtedy czym prędzej go sprzeda i wyjedzie z Bakers z kil-
koma milionami w kieszeni. Jednakże zanim to nastąpi. . . Cóż, nie miał wyboru,
musiał robić to, co zawsze, czyli uszczęśliwiać starego.
Gdyby ten podły oszust wyjawił prawdę, zdruzgotany ojciec natychmiast
zmieniłby testament. I bank, i całą resztę odziedziczyłaby siostra.
Kiedy stary przestał warczeć, Quince wyszedł z gabinetu i, nawet nie spoj-
rzawszy na sekretarkę, nalał sobie kubek kawy z ekspresu. Zignorowawszy tę
wstrętną babę w drodze powrotnej, zamknął drzwi na klucz, przeczytał list po
raz czwarty i spróbował zebrać myśli. Zdobędzie pieniądze, wyśle je szantażyście
i będzie się żarliwie modlił, żeby Ricky zniknął z jego życia. Jeśli nie zniknie
i zażąda więcej, Quince pójdzie do lekarza po środki nasenne.
Pośrednik handlu nieruchomościami, z którym miał zjeść lunch, był chodzą-
cym na skróty ryzykantem, niewykluczone, że oszustem. W głowie Quince a za-
świtał pewien plan. Wejdzie z nim w spółkę. Wezmą kilka szemranych kredytów,
zawyżą cenę kilku działek, pożyczą komuś na wysoki procent, opchną ziemię ja-
kiemuś figurantowi. Quince się na tym znał, wiedział, co robić. Tak, zdobędzie te
52
pieniÄ…dze.
Ludzie uważali, że złowieszcze reklamy polityczne Lake a wywierają potężne
wrażenie. Po pierwszym tygodniu intensywnej kampanii przeprowadzono rozle-
głe sondaże, które wykazały szokujący wzrost rozpoznawalności jego nazwiska
skoczyła z dwóch do dwudziestu procent choć reklamy jako takie nie po-
dobały się prawie nikomu. Były przerażające, zatrważające, a ludzie nie chcieli
myśleć ani o terrorystach, ani o pociskach rakietowych szmuglowanych przez po-
grążone w mroku góry. Owszem, reklamy oglądali (trudno je było przeoczyć)
i rozumieli zawarty w nich przekaz, jednak większość przyszłych wyborców po
prostu wolała mieć święty spokój, gdyż za bardzo pochłaniało ich robienie i wy-
dawanie pieniędzy. Gospodarka przeżywała wielki boom, dlatego wszelkie dys-
kusje ograniczały się do stałych tematów dyżurnych, takich jak wartości rodzinne
i obniżenie podatków.
Dziennikarze traktowali Lake a jak kolejnego ekscentryka do chwili, gdy
w jednym z przeprowadzonych na żywo wywiadów publicznie ogłosił, że w nieca-
ły tydzień na jego konto wyborcze wpłynęło ponad jedenaście milionów dolarów.
Spodziewamy się dodał skromnie że za dwa tygodnie będziemy mieli
dwadzieścia milionów . (Miał zadbać o to sam Teddy Maynard.) No i wtedy się
zaczęło.
Dwadzieścia milionów w dwa tygodnie? To prawdziwy rekord, prawdziwa
sensacja w Waszyngtonie zrobiło się gorąco. Szaleństwo osiągnęło szczyt, gdy
Aaron Lake wystąpił wieczorem w kolejnym wywiadzie na żywo w wywiadzie
transmitowanym przez dwie z trzech działających w stolicy stacji telewizyjnych.
Wyglądał wspaniale: szeroki uśmiech, gładkie słówka, dobrze skrojony garnitur,
ładna fryzura. Takiego faceta można by wybrać.
Ostatecznym potwierdzeniem faktu, że jest poważnym kandydatem do prezy-
denckiego urzędu, był atak ze strony senatora Britta. Senator Britt z Marylandu
prowadził kampanię już od roku i w prawyborach w New Hampshire ugruntował
swoją pozycję, zdobywając drugie miejsce. Zgromadził na koncie dziewięć milio-
nów dolarów, znacznie więcej wydał i zamiast walczyć o fotel w Białym Domu,
połowę czasu musiał tracić na zbieranie pieniędzy. Miał dość tej żebraniny, dość
ciągłych redukcji personelu i zamartwiania się o reklamy, dlatego kiedy jeden z re-
porterów spytał go o Lake a i jego dwadzieścia milionów dolarów, Britt warknął:
To brudne pieniądze. %7ładen uczciwy kandydat nie zgromadziłby w tym czasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]