[ Pobierz całość w formacie PDF ]
we mnie bolało widząc jego wewnętrzny ból.
- Nie mam duszy. - Powiedział, ale była nić wątpliwości w nim. - Nie
zostaliśmy stworzeni by ją mieć. Zostaliśmy stworzeni by służyć, a nie
rozkoszować się Stworzeniem Bożym.
Służyć? Pomyślałam, a następnie odłożyłam do rzeczy które muszę
przemyśleć pózniej.
- Cóż, nie zostałeś wyrzucony, bo umiłowałeś kogoś, prawda? -
Powiedziałam, obserwując moje buty ścierając grube pęknięcia gdy
powoli podchodziliśmy do Nakity. To był pierwszy raz gdy odważyłam się
zapytać go o jego przeszłość, i choć wydawało się niewygodne, chciałam
wiedzieć. - Znalazłeś wartość w życiu, nie tylko w czyjejś duszy. Nie
możesz znalezć wartości czegoś czego nie masz, prawda?
- N... nie. - Wyjąkał, ale Nakita już otworzyła drzwi i czekała na nas.
Chłodne powietrze wypłynęło, ale to nie dlatego miałam dreszcze.
Barnaba ma duszÄ™, prawda?
Podążyłam za Nakitą do środka, widząc wyblakły dywan z płaską,
czarną plamą, która musiała być starą gumą do żucia. Pachniało jak
suchy brud i była też gruba warstwa kurzu na wąskich odcinkach drewna
między dywanem schodów i ścianą.
Rząd otworów pocztowych pokrywał jedną ścianę z podrapanym
stołem poniżej.
Było kilka kawałków poczty siedzi, i nic więcej.
- Na górę? - Zaproponowałam, a Nakita rozpoczęła się, potem ja, a
na końcu Barnaba, najprawdopodobniej wciąż myśli o swej duszy lub o
jej braku. Ktoś grał muzykę zbyt głośno i szybko wzrosła jak
wchodziliśmy na górę.
Ominęliśmy drugie piętro i ruszyliśmy w górę ostatnich schodów.
Muzyka pochodziła z trzeciego piętra. To uderzyło we mnie, bas
połączony z gitarą i kiepski wokal gdy wspinaliśmy się. Moja ciekawość
zamieniła się w grymas twarzy gdy zdałam sobie sprawę, że agresywna
muzyka pochodziła z mieszkania, przy którym zatrzymała się Nakita. C3,
apartament w rogu, na poddaszu. Poszłam nie mówiąc, że mamy Tammy
prawdopodobnie nie było w domu.
Nagle czując wątpliwości wytarłam ręce w moje jeansy. Nie miałam
pojęcia, co mogłabym powiedzieć, żeby nie brzmieć na szaloną. Mnie nie
obchodziło czy brzmiałam na szaloną w tym momencie. Pamięć jak dwoje
z nich umiera była zbyt straszna, by podjąć prawdziwe ryzyko.
- Więc? - Nakita podpowiedziała.
- To jest zły plan. - Powiedział Barnaba, ale oparł się obok mnie,
dzwoniÄ…c i pukajÄ…c do lakierowanych drzwi.
Plan? Kto mówi o jakimś planie? Ja nawet nie mam planu!
Pomyślałam w panice gdy pies zaczął dziko szczekać, a cienki pasek
światła pochodzącego z pod drzwi przyćmił gorączkowe skrobanie łap.
Zza drzwi rozległ się głos dziecka mówiącego by pies się zamknął, a
następnie, z serią muzyki, otworzyły się drzwi.
- Tak? - Powiedział Johnny, ledwie patrząc w górę znad gry w ręce,
gdy Seether w "Fake It" strzelił, jedną stopą odsuwając żółtego psa. Wciąż
był ubrany w swoje szkolne ubranie, koszulkę polo i czarne Dockersy nie
pasujÄ…c do otoczenia nieposprzÄ…tanego pokoju dziennego za nim z
brudnymi naczyniami na niskim stoliku do kawy.
Przylegający pokój stołowy nie był znacznie lepszy, stół przykrywało
czymś co wyglądało jak podręczniki z college'u.
Na prawo była otwarta kuchnia, tuż przy wąskim przejściu.
Zbladłam na wspomnienie pokoju w płomieniach, a moje oczy poszły do
sufitu, przypominając sobie piękne, śmiertelne loki złota i czarni i piekące
gorąco w moich płucach kiedy Johnny umierał w moich ramionach.
Dziś wieczorem? Zastanawiałam się, wystraszona. Tak musiało być.
Wizja była bardzo czysta. Jest twoją siostrą w końcu powiedział
Barnaba odkąd ja zagubiłam się w przerażeniu ze wspomnień.
Wciąż grając w swoją grę, Johnny odsunął się do tyłu.
- Tammy! - WykrzyknÄ…Å‚ ponad muzykÄ….
- Twoi przyjaciele są tu! - Z głową w dół, podszedł do pokoju z lewej.
W kuchni, zaczął dzwonić telefon. Pies, wciąż szczekał. Nie wiedząc, co
zrobić, wszyscy staliśmy w drzwiach.
- Wchodzcie. - Johnny powiedział, odchodząc do tyłu i zabijając
ninja w tym samym czasie, a następnie głośniej krzyknął. - Tammy! - Nie
patrząc w górę, przesunął się do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Patrzyłam na dwoje z nich, a następnie na pusty pokój.
- Czy mamy iść? - Barnaba przesunął się do przodu. - Chciałbym. -
Powiedział, ustawiając się tuż za progiem. - W przeciwnym razie, jak
tylko nas zobaczy, trzaśnie nam drzwiami w twarz.
- Trochę wiary, Barnaba. - Powiedziałam gdy przesunęłam się za
Nakitą i stałam nogami tylko na linoleum, które zaczynało się w kuchni.
- Mam mnóstwo wiary. - Powiedział Upadły Anioł kiedy pochylał
się i wywabiał psa bliżej. - Wierzę, że jest to zły pomysł. Ona nie będzie ci
wierzyć. Będzie myśleć, że jesteśmy stuknięci. Ma zamiar zadzwonić na
policję, jeśli nie będzie ocalona, a jeśli nie zadzwoni, to ucieknie.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na drzwi. Nie wydawało się słuszne
zamknąć je.
Nakita przesunęła się by stać jeszcze głębiej w kuchni, ustawiając
się, tak że mogła zobaczyć całe główne pomieszczenie.
- Jest bardzo głośno tutaj. - Powiedziała, patrząc na telefon, który
wciąż dzwonił. Może spalone stereo będzie tym co się zapaliło. Zaczęłam
się zastanawiać, jak tych dwoje przeżyło nawet tak długo, kiedy z
powrotem z sypialni przyszedł sfrustrowany. - Powiedziałam, żebyś to
odebrał Johnny?
Głośność muzyki gwałtownie spadła o połowę. Trzy sekundy
pózniej, drzwi naprzeciwko pokoju Johnnego otworzyły się a Tammy
wyszła, kołysząc włosami, kiedy podreptała do salonu i zaczęła rzucać
poduszkami z kanapy szukajÄ…c telefonu.
- Gdzie jest ten cholerny telefon? - Wymamrotała, wyrywając go. Jej
oczy były zwężone i wyglądała na szaloną. Obrócił się, ona podskoczyła i
zatrzymała się, widząc nas stojących w kuchni, Barnaba nadal skulony
kiedy potarł uszy pieska. Telefon w ręku zadzwonił ponownie, zdawał się
wyszarpnąć ją z jej zaskoczenia.
- Och, nie. - Powiedziała, zauważając mnie. - Wynoś się! -
Krzyknęła, machając swoją rękę na mnie. - Johnny! Nie powinieneś
pozwolić na to by weszli!
- To do ciebie! - Przyszedł jego ukryty głos. - Nie jestem twoim
głupim sekretarzem.
Ciemne emocje, zaczęła mieć dla nas, zatrzymując się, gdy zdała
sobie sprawę, jak bezbronna była. Trzymając telefon jak broń, warknęła:
- WynoÅ› siÄ™. - Przed otwarciem kciukiem linii telefonicznej.
- Halo? - Powiedziała, patrząc na nas stojących. - Przykro mi, panie
Tambu. Johnny pod głosił, kiedy byłam w łazience. Jest na dole. -
Zmarszczyła brwi. - Powiedziałam, że przepraszam! - Powiedziała, i
odłożyła go. Drżąc, stawiła nam czoła. - Powiedziałam wam żebyście się
wynosili! - Mówiła głośno, ale patrzyła przerażona, co mnie zdziwiło,
dlaczego nie powiedziała swojemu sąsiadowi że byliśmy tutaj.
- Tammy, po prostu posłuchaj. - Powiedziałam, myśląc, że
pozostawienie otwartych drzwi może pomogło. - Nie zamierzamy cię
skrzywdzić. Jesteś w tarapatach.
- Jestem w tarapatach? - Tammy wskazała telefonem na nas. - Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]