[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Król sam, pamiętny tego słowa, które na pobojowisku od mężnego rycerza usłyszał, zalecał pieczę
mieć nad nim.
Prosto spod Płowców Aoktek, nie tracąc czasu, wraz z wo jewodą ciągnąć musiał do Poznania,
aby Czechów uprzedzić.
Biskup Matiasz, litościw nad umarłymi, dla rannych też miał serce ojcowskie.
Florianowi i innym ciężko okaleczonym, których rany spokoju i ducha bezpiecznego potrzebowały,
ofiarował schronienie we dworze swym w Brześciu Kujaw skim.
Tu łatwo ich nawet na noszach przenieść było,
Wojewodzina, która czekać musiała z powrotem do domu, ażby się wojna w Poznańskiem
skończyła, schronić się miała z woli męża do Brześcia.
Tak więc Szary, który wprzód nią się opiekował, zyskał teraz w niej opiekunkę troskliwą.
Brześć i Radziejów napełniły się rannymi, których liczba znaczną była.
Po pierwszym opatrzeniu ran przez kanonika Wacława i po przebyciu gorączki a niemocy, jaka
nastąpiła po niej, Szary, przeciwko wszelkim lekarskim przepowiedniom, w dziwny sposób szybko
do zdrowia przychodzić począł.
Obietnica kró la, w której spełnienie święcie wierzył, niecierpliwość powro tu do domu, zobaczenia
żony, dzieci, ojca, dawały mu siłę cudowną, która z każdym dniem rosła.
W izbie dworca biskupiego leżało ich trzech porąbanych, których wojewodzina odwiedzała
codziennie.
Jeden z nich, Starzą, młody był i rękę tylko miał przeciętą.
Silny i zdrów, przecież rany mu się jątrzyły i cierpiał więcej niż Szary.
Dru
gi, w wieku Floriana, ze zgniecionymi nogami żyć sobie obie cywał, lecz na koń już siąść nie
spodziewał się nigdy.
Szary, choć tak straszliwie poszarpany, wierzył w to mocno, że, byle zszyte rany się zrosły,
zdrów musi być.
Co dzień pra wie tęskniło mu się tak za domem, a niepokój go ogarniał o sąsiada tak wielki, iżby
się był zerwał i jechał na wozie, byle do swoich.
Nie puszczano go.
Biskup Matiasz, co grzebał umarłych, przychodził do nich co dzień i uczył cierpliwości.
Ojcze mój mówił Florian, całując go w rękę ja dla siebie bym cierpliwość miał, ale dla żony i
dzieci, dla starego ojca, których tam porzuciłem na łasce bożej i rodziny mej, trudno mi tu
ścierpieć.
Na wozie bym się dowlókł...
Drogi złe, zimno okrutne, rany nie zgojone mówił biskup.
Czekajciel
Wojewodzina, przed którą bolał i skarżył się Szary, w ostat ku się jego niepokojowi ulitowała.
Miała wóz i wożniki do bre, ludzi podostatkiem.
Sama tu zmuszona siedzieć, tęskniła wielce.
Gdy Szary począł, obwiązany cały, poruszać się i wsta wać na gwałt, aby siłę swą pokazać, rzekła
dnia jednego:
Nie ma z wami rady.
Jeśli ksiądz Wacław dozwoli, od wiozę was żonie.
Gdyby był mógł Szary paść jej do nóg!
Lecz z łóżka mu się ciężko podjąć było.
Ręce jej tylko ucałował.
Tegoż dnia kanonik rany opatrzył i na nalegania odpowie dział, jak to lekarze i duchowni zwykli,
groznym słowem a szorstko;
Chcesz się koniecznie zgubić, trudno ci zabronić rzekł.
Zamiast pociechy, żonie i dzieciom smutek sprawisz.
Czekaj, aż powiem.
Nie zatrzymam dnia jednego, gdy ujrzę, że podróż znieść możesz.
Florian zmilczał, ale w oczy księdzu patrzał co dnia, a ten się uśmiechał.
Jednego dnia wreście ręką rzucił, gdy woje wodzina go spytała po cichu, i dał do zrozumienia, że
jechać z biedy było można.
Wysłano tedy najlepszy wóz, okryto go kabłąkami i skóra .
mi, przyodziano Szarego i po pożegnaniu a błogosławieństwie biskupa Matiasza wojewodzina z
nim wyruszyła w drogę.
Jesień była pózna, pospieszyć z rannym, choćby i chciano, nie pozwolił lekarz, musiano się wlec
noga za nogÄ….
Wojewo dzina, miasto na drugim wozie spoczywać, niemal całą drogę pieszo szła z różańcem w
ręku, jakby pielgrzymkę pobożną odbywała.
Była też to pielgrzymka miłosierdzia.
Florian leżał osłonięty, coraz to się po cichu ludzi rozpytu jąc, kędy byli, jak się miejsca zwały,
ile drogi zrobili.
Jemu podróż wydawała się nieskończoną, a im się bardziej ku Pilicy zbliżali, tym niepokój rósł.
Zdrowie się nie pogorszyło w drodze, bo je nadzieja utrzymywała.
Uśmiech czasami zja wiał się na bladej twarzy jego, to go spędzał niepokój.
Wojewodzina, sama w trosce o męża, krzepiła go, jak mo gła.
Miłościwa opiekunko moja rzekł jej jednego wieczora Florian, gdy go ludzie na noc do izby
znieśli.
Myślę ja sobie ciągle o żonisku i dzieciach.
Kto tam wie, czy do nich doszło co już o bitwie, a o mnie pewno żadnej wieści nie mają.
Co się tam z nimi dzieje, jeśli Domna wie, że naszych tylu padło?
Jak mnie tam na wozie im przywieziecie, gotowi pomyśleć, że im trupa odsyłają z pobojowiska...
Półtora dnia powolnej drogi jeszcze zostawało do Surdęgi, gdy wojewodzina odezwała się:
Chcecie, to pojadÄ™ przodem do waszej?
Florian odpowiedział tylko spojrzeniem wdzięcznym.
Nazajutrz wojewodzina, starszego sługę zostawiwszy przy Szarym, sama pospieszyła do Surdęgi,
jednego dnia się tam dostać spodziewając.
Ludzie, choć im drogę dobrze rozpowiedziano, pobłądzili trochę i noc nadeszła, a Surdęgi widać
nie było.
W ostatku, po przepaścistych groblach i moczarach wlo kąc się, wóz złamano, koło pękło i z
jednym z czeladzi mu siała Halka pieszo iść, szukając schronienia.
Wedle powieści ludzi zamek miał być niedaleko.
Uradowała się wielce, gdy na pagórku ujrzała zabudowania, a w nich światło.
Nie wątpiła wcale, iż grodek to być musiał, do któ
rego dążyła, i dobiwszy się po grobelce do wrót, słudze stukać kazała.
Wrzawę jakąś słychać było na zamku, dla której pewnie bicie do bramy nierychło usłyszano.
Aż wrótny się zjawił klnąc, z drzazgą S w ręku, a za nim kilku strasznych parob ków, którzy na
widok kobiety samej ze służką śmiać się okrutnie i do środka wojewodzinę ciągnąć zaczęli.
Przelękła się w pierwszej chwili, widząc, iż chyba omylić musiała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • wiazdka miśÂ‚ośÂ›ci 2001 3. Neels Betty śÂšwić…teczny romans
  • mescaline.carbonyl chromium
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • acr-forum.keep.pl