[ Pobierz całość w formacie PDF ]

SK.
Rano zaniósł materiał do redakcji. Młodszego Zeligmana zobaczył tylko z daleka.
Ukłonił mu się z uśmiechem, na co redaktor odpowiedział gestem dłoni i z trzaskiem
zamknÄ…Å‚ drzwi do swojego kantoru.
Ojciec redaktora a opiekun Kalinowskiego siedział na miejscu, siorbał herbatę i czytał
coś przez okulary opuszczone na koniec nosa. Na powitanie Stasia odpowiedział ledwie
ruchem głowy i nawet nie zauważył, że młody współpracownik trzyma coś w ręku, na
widoku.
***
Połowę dnia czekał Staś Kalinowski, żeby ktokolwiek przeczytał jego artykuł. Stary
Zeligman, zajęty swoimi sprawami, zdawał się nie pamiętać, jakie zlecenie otrzymał
praktykant. Przy każdej okazji Staś demonstracyjnie brał swoje dwie kartki do ręki, ale stary
w żaden sposób nie okazywał zainteresowania.
Wreszcie Kalinowski wypatrzył chwilę, gdy drzwi do gabinetu redaktora Zeligmana
były otwarte, a on przebywał za nimi sam jeden.
- Napisałem recenzję, panie redaktorze - zameldował z dumą i położył kartki przed
Zeligmanem.
Ten, zajęty czytaniem czego innego, machinalnie skinął głową. Dopiero gdy się
zorientował, że Staś stoi naprzeciw, zlitował się nad młodym człowiekiem.
- Coś pan napisał? - spytał zaciekawiony. - Zobaczmy...
Wziął kartki do ręki i szybko przebiegł oczami tekst. - Aadne pismo - pochwalił.
Rozłożył kartki na stole i z ołówkiem w ręku szybko czytał tekst, zaznaczając niektóre
fragmenty. Podkreślał, przestawiał kolejność, przekreślał, usuwając słowa, zdania i całe
akapity.
- Interesując... - mruczał. - Nawet dobry początek. To przesuniemy do środka, a to z
końca na początek. To niepotrzebne, to jest zbędne powtórzenie. Ocenę publiczności
całkowicie wywalamy, bo nie od tego pan jest. To jest recenzja sztuki, a nie ocena
zachowania publiczności. Ten kawałek o nagłym braku nafty w lampach bardzo dobry, tylko
go trzeba odrobinę poprawić ...
Staś stał obok, coraz bardziej nieszczęśliwy. Patrzył, jak z jego tekstu, nad którym
mozolił się połowę nocy, zostawały mizerne fragmenty.
- Niezle - ocenił redaktor, gdy skończył, ku wielkiemu zaskoczeniu autora. - Proszę
teraz obejrzeć to dokładnie i poprawić według moich wskazówek. Zmienić kolejność, usunąć
oceny. Przepisać i dać mi do przejrzenia.
Staś z bólem zebrał kartki i z ponurą miną poszedł do swojego kąta. Spędził tam
godzinę lub więcej na poprawianiu tekstu według wskazań Zeligmana. Usunął wszystkie
zakwestionowane fragmenty, naniósł poprawki, skorygował jedno czy dwa sformułowania.
Palił go wstyd i rozczarowanie. Napracował się, a redaktor potraktował jego materiał
ledwie jako notatki. W dodatku okaleczył taki piękny, przemyślany i kunsztownie
zrealizowany pomysł recenzji. Z dwóch kartek wyszła teraz niecała jedna.
Gotowy artykuł zaniósł na biurko redaktora. Kartka leżała tam do końca dnia,
Zeligman nie miał czasu. Dopiero tuż przez zakończeniem roboty redaktor przejrzał
poprawiony tekst i gestem wezwał Kalinowskiego.
- No i widzi pan, że jest lepiej? - zapytał. - Każdy tekst można skrócić, proszę pana.
Zwłaszcza, że to nie jest reklama, więc nie musimy zostawiać ozdobników i mądrzenia się.
Ma być prosto, klarownie, czysto, jasno - wyjaśnił.
- Chodzi o to, żeby tekst był zrozumiały dla ludzi. Czytelnik nie po to płaci trzy
kopiejki za gazetę, żeby nie rozumiał, co w niej stoi.
Poświęcił kilka minut na omówienie z niedoszłym dziennikarzem poprawek i
uzasadnienie każdej z nich..
- Teraz jest w porządku - zakończył. - Zgadza się pan ze mną?
- Tak - przyznał Staś. - Początkowo, nie ukrywam, nie wszystko wydawało mi się
słuszne, ale teraz widzę, że miał pan redaktor rację. Tekst jest dla odbiorcy czytelniejszy.
Zeligman poklepał papier na stole.
- Jestem dość zadowolony - oznajmił. - Prawdopodobnie mogą być z pana ludzie,
zwłaszcza, że nie upiera się pan, że każda napisana przez pana litera jest święta. W tym
zawodzie trzeba być gotowym na zmiany i poprawki. Ma pan zdolność obserwacji, łatwość
pisania, pisze pan poprawnie i lekko. Wydaje mi się, że w przyszłości mógłby pan poważnie
pomyśleć o dziennikarstwie.
- Dziękuje panu redaktorowi - uśmiechnął się wreszcie Staś Kalinowski.
- Oczywiście trzeba się jeszcze trochę pouczyć ciągnął Zeligman. - Są dwie szkoły,
proszÄ™ pana.
Ta ważniejsza jest, moim zdaniem, w redakcji. Tu uczy się człowiek w praktyce. A
praktyka jest niezbędna.
WziÄ…Å‚ wszystkie kartki z tekstem Stasia, te nowe i te stare, niespiesznie zmiÄ…Å‚ je w
kulę i wyrzucił do kosza obok swojego wielkiego biurka.
- Co pan redaktor robi? - zapytał zaskoczony
Kalinowski.
Redaktor wzruszył ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl