[ Pobierz całość w formacie PDF ]

choć ból wycisnął jej z oczu łzy, ukochany, ukochany...
Jak ten zawodzący, zwiastujący śmierć wiatr wdarł się na strych? Ile ich tutaj, wprost
roi siÄ™ od drobnych, okropnych istot!
Ale te myśli przeleciały jej przez głowę jak powiew wiatru, nie zabawiły długo, w
następnej chwili o nich zapomniała.
Bo Móri osiągnął już, czego pragnął, i choć ból targnął jej ciałem, przyjęła go z
radością i pokornym podziwem. Pieściła włosy kochanka, nagie ramiona, wąskie biodra.
Ukochany, ukochany, ukochany.
A Móri nie wiedział już, co to myśli, co to rozum. Przelotnie pogłaskał ją po policzku,
otarł łzy, lecz nie uświadamiał sobie, co robi, ogarnięty pragnieniem, które czyniło go ślepym
i głuchym na wszystko. Tiril usłyszała jego jęk, na moment wstrzymała oddech, ale on dał się
porwać pragnieniu, aż wreszcie odnalazł spokój, którego szukał.
Wtedy ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Oddychał ciężko i zaraz osunął się na jej
pierś z zamkniętymi oczami, bezwładne dłonie opadły...
- Dziękuję, najmilsza - szepnął.
Tiril nie czuła nic poza bezgraniczną miłością i bólem, który skutecznie zagłuszył
dręczące ją wcześniej podniecenie. Wiedziała jednak, że przyjemności, o których napomykała
Catherine, przyjdą pózniej. Zrozumiała, jak wspaniałe mogą to być przeżycia.
Dopiero gdy leżeli zmęczeni, starając się odzyskać normalne tempo oddechu, Tiril
pojęła, że w tym krótkim czasie gorączki zapomnienia wydarzyło się jeszcze coś. Ból i
nieskończona czułość dla Móriego zdominowały wszelkie inne doznania. Teraz jednak z
przerażającą wyrazistością przypominała sobie, co zaszło.
Wiatr z zawodzeniem hulający po podziemnych grotach. Otaczająca ją ciemność, oczy
w mroku, świecące, pozwalające się domyślać obecności potwornych istot o skołtunionych
włosach i pajęczo długich członkach. Ich podniecone sapnięcia na widok kochanków.
Straszniejsza jednak była samotność owych grot, grobowa, żałobna pieśń tysięcy
martwych gardeł.
Zwiat Móriego.
Zeszła do tego świata, lecz odkryła to dopiero pózniej. Kochała się z przeklętym, z
czarnoksiężnikiem wędrującym po siedzibach zmarłych.
155
Jego niewidzialni towarzysze zapewniali ją, że będzie bezpieczna. %7łe nie wyruszy na
wędrówkę ścieżkami wyznaczanymi przez blady księżyc, że Móri nie pociągnie jej do swego
piekła na ziemi.
Bo też i tak się nie stało. Słyszała jednak echo krzyku tych, którzy nie mogą zaznać
spokoju, poczuła tchnienie mrocznego świata. Postanowiła odegnać to wspomnienie.
- Przypuszczam, że powinniśmy mieć wyrzuty sumienia - powiedziała.
- To prawda. Masz?
- Nie. A ty?
- Ja też nie - odparł. - Tego nie dało się uniknąć. Dzisiaj, jutro, w przyszłym tygodniu,
i tak by się stało, bez względu na to, jak byśmy się przed tym bronili.
- Nie walczyliśmy zbyt zapamiętale - cierpko zauważyła Tiril
- Wiem. - Roześmiał się. - To było cudowne! Wiem, że sprawiłem ci ból, ale teraz
będzie lepiej. Tylko co my powiemy twojej matce?
- Mamy dwa wyjścia. Albo ją okłamiemy, albo postawimy przed faktem dokonanym.
Byle tylko nie zjawiła się z tak zwanym odpowiednim kandydatem, na męża, bo teraz
musimy się pobrać, czy tego chcesz, czy nie.
- Raczej czy ona tego chce, czy nie. Ja od początku pragnąłem cię poślubić.
Obawiałem się tylko zagrożenia, jakie stanowi mój mroczny świat, a potem twego wysokiego
urodzenia.
- A kiedy to pozamałżeńskie dziecko cieszyło się powszechnym szacunkiem? - spytała
Tiril.
Móri pomógł jej wstać i ubrać się. Przygotowali się do opuszczenia zagraconego
strychu.
- To takie dziwne. - Móri rozejrzał się dokoła. - Zawsze chciałem, aby ten pierwszy
raz, miałem nadzieję, że kiedyś nastąpi, był dla ciebie piękny. Aby stało się to w jedwabnej
pościeli, na łożu z baldachimem, przy świecach, z winem. Ale, o dziwo, miałem wrażenie, że
i tutaj jest pięknie. Tutaj! Wśród tych rupieci, kurzu i...
- Nie mów nic. - Przyłożyła palec do jego ust. - Nie niszcz obrazu tego miejsca!
Czułam jedynie twoją bliskość i miłość, jaka nas łączy. Co, wobec tego, może być brzydkie?
- Masz rację - przyznał Móri. - Ja także właśnie tak czułem.
Ucałował ją delikatnie, chcąc jeszcze raz jej podziękować i potwierdzić swą miłość.
- Porozmawiam z twoją matką - oświadczył, kiedy przez noc wędrowali do domu. -
Sądzę, że ona zrozumie. Jej samej nie jest to obce.
156
Nagle lęk na nowo obudził się w Tiril. Chłód nocy stał się dotkliwy.
- Nero! Zapomniałam o Nerze! Och, nie!
Ale Nero był w domu. Przyprowadził go rozgniewany sąsiad. August i Seline musieli
wysłuchać opowieści, jak to ten piekielny pies przypędził w zaloty do jego suki i nie pozwalał
im wyjść (I ty, Brutusie, pomyślała Tiril, patrząc na Nera w poczuciu wspólnoty). Po
przygotowanej przez Seline dobrej kolacji, obficie zakrapianej gorzałką, sąsiad się
udobruchał, kiedy więc Móri i Tiril wrócili do domu, panowała już pełna zgoda.
- Wyszedłem raz, bo usłyszałem strzał - opowiadał, August. - Ale mamy sezon
polowań i za każdym krzakiem czai się strzelec. Słyszałem też z oddali jakieś krzyki, ale to
nie były wasze głosy. Zrozumiałem, że państwo szukają psa, więc przestałem się już tak
przejmować. Gdybyście jednak wkrótce nie wrócili, zabrałbym muszkiet i poszedł po was.
- Dobrze, Auguście - powiedział Móri, postanawiając opowiedzieć mu o dwóch
napastnikach i losie, jaki ich spotkał, dopiero następnego dnia. August, po wypiciu takiej
ilości gorzałki, mógł nie znieść widoku mężczyzny oplątanego wierzbowymi gałązkami.
Prawdę,mówiąc Tiril i Móriemu na pewien czas udało się zapomnieć o prześladowcach i
bardzo siÄ™ z tego cieszyli.
Wkrótce jednak będą musieli wrócić do rzeczywistości.
Móri w każdym razie radował się, że Tiril nie stało się nic złego, jak obiecali jego
towarzysze. Strach, dręczący go przez tyle lat, okazał się bezpodstawny.
Tak właśnie sądził Móri. Nie patrzył dalej, niż miał ochotę spoglądać.
Tej nocy Tiril nawiedziły niezwykle sny.
Zabarwiło je, naturalnie, przeżycie tego dnia, które miało dla niej największe
znaczenie: miłosne spotkanie z Mórim, długo wytęsknione spełnienie.
Raz po raz budziła się, na nowo przeżywając tę wielką chwilę, kiedy ulegli pożądaniu.
To było takie piękne, Tiril w samotności w swoim pokoju śmiała się uszczęśliwiona.
Nad ranem jednak sny się zmieniły.
Seline już wcześniej napaliła w kominku, w pokoju było ciepło. Tiril, spocona,
odrzuciła na bok kołdrę, żeby trochę się ochłodzić.
We śnie była razem z Mórim, ale nie wszystko działo się jak należy.
Nagle Móri zniknął, lecz ktoś jednak znajdował się przy niej. A może tych istot było
więcej? Sen stał się tak niewyrazny, mglisty, a dzwięki stłumione i głuche.
Z daleka usłyszała zawodzący śmiech, drwiący, drażniący, nieprzyjemny. Próbowała
zawołać Móriego, ale spomiędzy warg nie wydobył się jej żaden dzwięk.
157
Nagle dostrzegła ich dość wyraznie: wielkogłowego, Nauczyciela - Hiszpana, Ducha
Zgasłych Nadziei, któremu właściwie nigdy nie zdołała się przyjrzeć, bo jego widok budził
taką odrazę, i bladego Nidhogga o długich zębach i członkach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl