[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Aż dwa tygodnie zajęło mi rozwiązanie tej cholernej zagadki
- ciągnął. - Wszystko było jasne jak na dłoni, a ja za skarby
świata nie mogłem dojść do tego, dlaczego uciekłaś akurat
wtedy, kiedy wszystko między nami zaczęło się układać. Ta
RS
107
bajeczka o zobowiązaniach wobec klientki nie zwiodła mnie.
Stworzyłem teorię, że wyrwałaś się z szarej codzienności i
pozwoliłaś sobie na drobny wyskok. Gdyby jednak zależało ci
tylko na przygodzie, spędzilibyśmy razem już pierwszą noc.
Dani stała nieruchomo. Powinna była coś powiedzieć, ale jej
umysł odmawiał posłuszeństwa. Podszedł bliżej. Czuła jego
dłonie na policzkach. Jak przez mgłę widziała jego twarz.
- W końcu zrozumiałem, dlaczego wyjechałaś - szepnął.
- Zakochałaś się. Szukałaś idealnego mężczyzny i znalazłaś
go. Znalazłaś nawet więcej, niż szukałaś, prawda?
Czuła jego usta na swoich i stopniowo traciła wszelkie
poczucie rzeczywistości. Czubek jego języka delikatnie sunął po
jej wargach, jakby chciał je rozchylić.
- Powiedz to, Dani. Chcę słyszeć, jak to mówisz.
- Jake...
- Powiedz to. - Chwycił ustami jej dolną wargę i ssał przez
chwilę.
- Kocham cię.
Choć było to szaleństwo, Dani nawet nie próbowała stawiać
oporu. Nie wiedziała, czy on zdarł z niej bluzkę, czy ona zdjęła
ją sama. Nie pamiętała, kto rozpiął wieczorowe spodnie, a
przecież w sekundę była już zupełnie naga. Sięgnęła do guzików
jego koszuli. Potem jej dłonie przesunęły się po jego ramionach
i piersiach aż do klamry paska od spodni. Rozpięła ją, szarpnęła
zatrzask i z niecierpliwością otworzyła masywny suwak.
Westchnął, czując jej dotyk. Jego dłonie też błądziły po jej ciele.
Rozkoszowała się pieszczotami, którymi ją obsypywał.
Powoli osunęli się na miękki dywan. Objęła Jake'a i wtedy
uświadomiła sobie, ze nadal był w koszuli i kożuszku. Po chwili
z westchnieniem przyjęła go głęboko w sobie.
Ruchy jego bioder były mocne i pewne. Od razu wczuła się w
jego rytm. Klamra paska boleśnie uciskała jej ciało. Teraz
jednak liczyło się tylko rosnące napięcie, gwałtowność Jake'a,
to, że był w jej ramionach. W końcu jej podniecenie doszło do
RS
108
zenitu. Wyprężyła się z rozkoszy, którą jego pieszczoty
wydłużały w nieskończoność.
- Jak to się stało, że ty jesteś całkowicie naga, a ja prawie
zupełnie ubrany? - szepnął.
- Bardziej się spieszyłeś niż ja - drażniła go.
- Całą drogę tłumaczyłem sobie, że muszę to załatwić jak
wyrafinowany luzak z miasta. I co? Dziesięć minut po
przyjezdzie zdzieram z ciebie wszystko i rzucam cię na dywan
niczym pastuch, który wrócił z trzymiesięcznego spędu bydła.
- A dla mnie to była czysta przyjemność - szepnęła. - Jest
tylko jedna rzecz...
- Jaka?
- Katujesz mnie klamrą.
Jake zaklął i wyciągnął ją spod jej biodra. Delikatnie masował
wyrazny ślad, który zostawiła.
- Przepraszam. Niestety, zrobił się siniec.
- Nic nie szkodzi. Kto go będzie widział, prócz ciebie? Czy
zawsze znaczysz swoje kobiety?
- Tylko te, które mam zamiar zachować. Spojrzała na niego
pytająco. Wstał, otulił ją swoją kurtką, a potem zamyślony
usiadł na krześle.
- Nie potrafię się dobrze wysławiać - stwierdził cichym
głosem. - Wychowano mnie w przekonaniu, że prawdziwy
mężczyzna nie mówi
0 uczuciach. Cierpiałem, od kiedy wyjechałaś. Twoim
zdaniem miłość jest jak ogień i można się sparzyć, podchodząc
zbyt blisko. Zrobiłem to. Pali jak cholera! %7łeby było śmieszniej,
nareszcie czuję, że żyję. Jest wspaniale. Całymi latami gnębiła
mnie apatia i obojętność.
- Jake...
- Po odejściu Sandry uznałem miłość za grę, w którą się
człowiek angażuje, póki nie przegra. Nie zamierzałem próbować
jeszcze raz. Tak samo jak ty po rozwodzie z Darrenem.
Doszliśmy do wniosku, że, aby nie cierpieć, należy tłumić
RS
109
własne uczucia. Ale, do diabła, lepiej nie żyć, niż żyć w ten
sposób! Dzięki tobie to dostrzegłem...
W jego dużej kurtce wyglądała na jeszcze bardziej
filigranową i delikatną. Widział jej przerażenie. Wcale się nie
dziwił. On też zareagował strachem. Miał parę tygodni na to, by
w spokoju przeanalizować swoje myśli i odkryć jedyne możliwe
rozwiązanie.
- Przyjechałem nie tylko po to, by wycofać się z umowy.
Chciałem ci wyznać miłość.
Roześmiał się, słysząc jej głośne westchnienie i widząc
rozszerzone ze zdziwienia oczy.
- Też na początku nie mogłem w to uwierzyć. Dwóch
cyników raptem zakochuje się w sobie.
Chyba już pierwszego dnia podejrzewaliśmy, na co się zanosi.
Tłumaczyliśmy sobie, że miłość jest nie dla nas. Walczyliśmy z
uczuciem i ze sobą. Jestem tym zmęczony. Zrozumiałem, że
nikt nam nie zagwarantuje szczęścia. Trzeba wziąć głęboki
oddech, skoczyć i modlić się, że nie utoniemy. Kocham cię.
Chcę się z tobą ożenić. To wszystko.
- Wszystko? - szepnęła. - Ty miałeś podobno być ten silny!
Obiecywałeś, że nie zrobimy głupoty.
- Kłamałem. - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- A Caroline?
- Zlub z Caroline był rozwiązaniem wtedy, kiedy wiedziałem,
że już się nie zakocham i nie chcę kochać. Teraz małżeństwo z
rozsądku nie ma sensu. Znalazłem prawdziwą miłość. Ożenię
się tylko z jedną kobietą. Z tobą.
Zbladła jak ściana. Przez chwilę myślał, że zemdleje. Wstał z
krzesła i przyklęknął obok niej. Otulił jej twarz puszystym
kołnierzem kurtki.
- Chcę, żebyś wróciła ze mną do Silvercreek. Nie musisz
niczego obiecywać. Jeżeli boisz się małżeństwa, przyjedz i
mieszkaj ze mną, jak długo chcesz, bez żadnych formalnych
zobowiązań.
RS
110
- Zgodziłbyś się na takie warunki? - spytała z
niedowierzaniem.
- Przyjmę każde warunki. Potrzebujemy tylko czasu. Już
przyznałaś, że mnie kochasz. Teraz muszę tylko poczekać, aż
pozbędziesz się strachu. Nie interesuje mnie, ile to będzie
trwało, kochanie.
- Jake, co my narobiliśmy? - Rzuciła mu się w ramiona i
ukryła twarz na jego szyi.
- Musimy poinformować Caroline. Ijej siostrę.
- Rany boskie! - jęknęła Dani. - Biedna Caroline! Co ja jej
powiem?
- Prawdę. Szukałaś idealnego mężczyzny w całej Kanadzie i
w końcu go znalazłaś.
- I zachowuję go dla siebie - dodała z urwisowatym
uśmiechem. - Powinnam się wstydzić. Gdzie uczciwość
zawodowa?
- Takie jest życie. - Jake wsunął dłonie pod kurtkę. Jej ciało
było ciepłe i miękkie. Ponownie obudziło w nim pożądanie.
Odchylił kołnierz, by pocałować jej szyję. - Czy w tym
mieszkaniu jest jakaś sypialnia?
- Oczywiście. Myślimy o tym samym?
- Mam nadzieję. Chciałbym wczołgać się z tobą do łóżka i
obejrzeć jeszcze raz ten siniec...
Dani nie wiedziała, czy obudził ją natarczywy dzwonek
telefonu, czy też głośne łomotanie do drzwi. Wstała i narzuciła
na siebie szlafrok. Jake przewrócił się na wznak, odrzucając
kołdrę. Patrzyła z podziwem na jego muskularne ciało,
rozciągnięte na pastelowej pościeli w delikatny kwiecisty
wzorek.
Zaklęła, zła, że ktoś śmie psuć tak idylliczny poranek.
Poczłapała do pokoju, podniosła słuchawkę, a w stronę drzwi
krzyknęła, by jeszcze trochę poczekano.
- Powiedzieli, że są pani przyjaciółmi i po prostu na siłę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]