[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harrison popijał wino wpatrzony w płonące szczapy drewna. - Niezależnie od faktu, że
przyszłość rysuje się niepewnie, winien jestem chyba wdzięczność kapitanowi Crniemu. On
jedynie uprzedził moją decyzję, mój zamiar porzucenia góry Prenj i jej nieszczęsnych
mieszkańców przy pierwszej dogodnej okazji. Gdyby nie wydarzenia kilku ostatnich godzin,
odkryłbyś, że złożyłem już bardzo oficjalną prośbę o bardzo oficjalne odwołanie mnie ze
stanowiska. Naturalnie jednak, zanim objawił się nam kapitan Crni, nie miałem zamiaru
nikomu się z tego spowiadać.
- Chyba się na tobie nie poznałem, Jamie.
- Istotnie, chyba nie. - Rozejrzał się po pokoju, by sprawdzić, czy może ktoś jeszcze
się na nim nie poznał, ale twarze zebranych nie potwierdzały tych obaw - jak magnes
przyciąga opiłki żelaza, tak Harrison niepodzielnie skupiał na sobie uwagę wszystkich.
- A więc nie lubiłeś, to znaczy, nie lubisz nas?
- Zdawało mi się, że tę kwestię wyjaśniłem już nader jasno. Może nie jestem
żołnierzem, a dobry Pan Bóg wie, że nie jestem, ale - chociaż wszystko na to wskazuje - nie
jestem również błaznem. Jestem jako tako wykształcony, a praktycznie w każdej w miarę
ważnej dziedzinie przeciętny żołnierz jest analfabetą. Och! nie jestem tak edukowany jak
George! Nie bujam w obłokach rozmyślając o niebieskich migdałach, ani nie błądzę w gaiku
Akademosa. - George, najwyrazniej głęboko dotknięty, sięgnął po butelkę. - Odebrałem
bardzo praktyczne nauki. Zgadzasz się z tym, Lorraine?
- Tak - uśmiechnęła się i wyrecytowała z pamięci: - Mgr inż., Cz.K.S.I.E.,
Cz.K.S.I.M.O, on jest całkiem niezle wykształcony. Byłam kiedyś jego sekretarką.
- No, no, no. Zwiat jest mały - skomentował Petersen, a Giacomo zasłonił twarz ręką.
- Inżynier czy magister inżynier - wiadomo, o co chodzi. Reszta brzmi jakby zapadł na
jakąś śmiertelną chorobę - stwierdził George.
- Członek-korespondent Stowarzyszenia Inżynierów Elektryków i Członek-
korespondent Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników - wyjaśniła Lorraine.
- Nie to jest ważne - niecierpliwił się Harrison. - Rzecz w tym, że nauczono mnie
obserwować, analizować i oceniać. Siedzę tu niecałe dwa miesiące, ale zapewniam was, że
wystarczył o wiele krótszy okres i ledwie minimum obserwacji, by stwierdzić, że obstawiamy
w Jugosławii złego konia. Mówię to jako angielski oficer. Nie chcę, żeby brzmiało to nazbyt
dramatycznie, ale Wielka Brytania zmaga się w śmiertelnym zwarciu - dosłownie! - z
Niemcami. Jak ich pokonać? Bijąc się z nimi i zabijając ich. Jak powinniśmy zatem oceniać
naszych sprzymierzeńców i potencjalnych sojuszników? Jaką miarkę przykładać? Jedną. I
tylko jedną: czy oni zabijają Niemców. A Mihajlović? Czy Mihajlović walczy przeciwko
Niemcom? Diabła tam! On walczy razem z Niemcami, u ich boku! A Tito? Każdy Szwab,
jaki napatoczy się pod lufę partyzanta, jest trupem. Ale te głupki, ci durnie, ci idioci w
Londynie wciąż wysyłają dostawy Mihajloviciovi, facetowi, który w gruncie rzeczy jest ich
zaprzysiężonym wrogiem! Wstydzę się za moich rodaków. Jedynym wyjaśnieniem może być
fakt - Bóg wie, że to żadne usprawiedliwienie - że na Bałkanach tę angielską wojnę prowadzą
politycy i żołnierze, a politycy swą naiwnością i analfabetyzmem prawie dorównują
żołnierzom.
- Gorzkich słów używasz osądzając swoich rodaków, James...
- Zamknij się! Nie, George, przepraszam. Nie chciałem. Ale mimo całej twojej
uczoności, a może właśnie przez nią, jesteś tak samo naiwny i głupi jak oni. Gorzkie, ale
prawdziwe. Jak doszło do tej niesłychanej sytuacji? Mihajlović to niemal genialny
Machiavelli międzynarodowej dyplomacji; Tito nie ma na to czasu, bo zajęty jest zabijaniem
Niemców. Już we wrześniu czterdziestego pierwszego Mihajlović i jego czetnicy zamiast tłuc
Szwabów gorliwie zajęli się nawiązywaniem kontaktów z najdroższym rządem
rojalistowskim w Londynie. Tak, majorze Petersen, mówię najdroższym , ale wcale tak nie
myślę. Oni mają dokładnie w nosie niewyobrażalne cierpienia narodów Jugosławii. Zależy im
tylko na jednym: chcą odzyskać królewską władzę, a jeśli ma się to odbyć kosztem miliona
czy dwóch zabitych rodaków, to trudno, tym gorzej dla tychże rodaków. No i, naturalnie,
Mihajlović kontaktuje się z królem Piotrem i jego tak zwanymi doradcami. Skontaktował się i
nie omieszkał przy okazji wejść w układy z rządem angielskim. Czysty zysk! Oczywiście w
tym samym czasie nawiązał kontakt z naszymi wojskami na Bliskim Wschodzie. Z tego, co
wiem, te kairskie głupki w korkowych kapeluszach gotowe są nadal widzieć w Pułkowniku
wielką, białą nadzieję Jugosławii. - Zrobił gest ręką w stronę rodzeństwa von Karajanów. - I
rzeczywiście, te osły ciągle w to wierzą. Spójrzcie tylko na tę łatwowierną młodzież
specjalnie wyszkoloną przez Anglików do pomocy i ku wygodzie dzielnych czetników...
- Nie jesteśmy łatwowierni! - w głosie Sariny słychać było napięcie. Miała mocno
zaciśnięte ręce i sprawiała wrażenie, że zaraz wybuchnie albo gniewem, albo płaczem. - Nie
szkolili nas Anglicy, tylko Amerykanie! I nie przyjechaliśmy tutaj ani do pomocy, ani dla
wygody czetników!
- W Kairze nie ma amerykańskich ośrodków szkoleniowych dla radiooperatorów. Są
tylko brytyjskie. Jeśli przeszliście kurs amerykański, to dlatego, że tak chcieli Anglicy. -
Harrison miał chłodny, zniechęcający do dalszych dyskusji wyraz twarzy i taki sam ton głosu.
- Uważam, że jesteście łatwowierni, że kłamiecie i że przyjechaliście tu po to, żeby pomagać
czetnikom. Sądzę również, że nie najgorsza z ciebie aktorka.
- Brawo, Jamie! - odezwał się Petersen z aprobatą. - Masz rację co do jednego: ona
jest faktycznie dobrą aktorką. Ale nie jest łatwowierna i nie kłamie. No, może raz czy dwa dla
dobra sprawy. I nie przyjechała tu, żeby nas wspomagać.
Oboje, Sarina i Harrison, wpatrywali się w niego ze zdumieniem.
- Skądże, u licha, możesz wiedzieć?! - zdziwił się Harrison.
- Intuicja.
- Intuicja! - jak na Harrisona, zabrzmiało to niezwykle sardonicznie. - Jeśli twoja
intuicja ma tę samą wartość co twoje sądy, to możesz ją z powodzeniem zasypać naftaliną. I
nie próbuj odwieść mnie od tematu. Czy nigdy nie odczułeś ironii tego, że kiedy ty i twoi
najdrożsi czetnicy - Harrison bardzo lubił słowo najdroższy i używał go z obrazliwą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]