[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na tle seksualnym.
 To raczej wykluczone. A więc, co dalej?
 Przyznaję, błądzę w ciemnościach. Będę tropił fałszy-
wego dziadka, chociaż to zajęcie podobne jest do szukania
igły w stogu siana.
Rozdział V
Tajemnica cukierka  Bajeczny
Miecio zwykł soboty i niedziele poświęcać  rozrywkom
kulturalnym , takim jak  kobieta, wino, śpiew . Naturalnie
najmniej ważny był  śpiew , najmilszy   kobieta . Tym
jednak razem adwokat zrezygnował ze swoich przyzwyczajeń
i mimo soboty natychmiast po opuszczeniu komendy MO
spotkał się z panią Heleną Kowalską.
Jakże inaczej przedstawiała się młoda kobieta obecnie niż
podczas poprzedniego widzenia. Była znacznie spokojniejsza,
wierzyła, że odzyska synka najdalej za parę dni. Swojego
pełnomocnika darzyła bezgranicznym zaufaniem. Co gorsze,
oczywiście dla Miecia, wydała mu się jeszcze ładniejsza. Tak
piękna, że adwokat zaczął się poważnie obawiać o dotrzyma-
nie swojej żelaznej zasady, że  klientka jest tylko klientką .
Ruszyński nie miał serca gasić entuzjazmu młodej kobie-
ty. Nie chciał i nie mógł jej wyjaśnić, że na drodze do rozwi-
kłania tajemnicy zaginionego chłopca zrobiono zaledwie
mały kroczek naprzód. Prawdziwe trudności jeszcze są przed
nimi, a jaki będzie wynik dochodzenia, trudno nawet przewi-
dzieć. Przyjmował więc komplementy i zachwyty nad  geniu-
szem pana mecenasa z lekkim zażenowaniem. Nie dlatego,
aby nie podzielał opinii pani Kowalskiej o Mieczysławie
Ruszyńskim, lecz po prostu uważał je za nieco przedwczesne.
Niemniej słowa te nie były mu niemiłe.
Wszystko drobiazgowo przygotowano i wyreżyserowano.
Adwokat wykazać wiele przezorności. Aby zapobiec niespo-
dziankom i przedwczesnym obudzeniem sie. Zygmusia nie
46
zepsuć całego eksperymentu, poprosił panią Kowalską, aby w
tym czasie zaopiekowała się dzieckiem i zabrała je do siebie.
Punktualnie o godzinie piątej po południu Ruszyński naci-
snął dzwonek przy drzwiach opatrzonych mosiężną tabliczką:
 Krzysztof Derkowski . Pani domu wręczył trzy piękne goz-
dziki. Dla małej Krysi postawił na stole pudełko mieszanki
czekoladowej. Uścisnął rękę gospodarzowi, jak gdyby witał
się ze starym przyjacielem. Z przyjemnością stwierdził, że
zrobił dobre wrażenie.
Derkowscy mieli stosunkowo duże i przytulnie urządzone
mieszkanie. Chętnie się nim pochwalili przed adwokatem.
Miecio w pokoju dziecinnym podziwiał zabawki, wypytywał
Krysię, od kogo je dostała, a nawet sam zaczął się bawić
łamigłówką z klocków. Dziewczynka, początkowo trochę
nieufna wobec nieznajomego, szybko nabrała zaufania do
grubawego wujka ze srebrną czupryną
Potem Derkowscy zaprosili gościa do pokoju, który speł-
niał podwójną rolę: był jadalnym i jednocześnie gabinetem
pana domu. Tutaj, kiedy Krysia zajmowała się zabawkami w
sąsiednim pomieszczeniu, rozmowa siłą rzeczy zeszła na
tragiczne wypadki z ósmego czerwca. Pani Jadwiga jeszcze
raz ze szczegółami opowiedziała, jak to się stało, jak dwie
zrozpaczone kobiety biegały po ulicach miasta i nad brzegiem
rzeki, wypytując o chłopczyka w czerwonym bereciku. A
dziecka nikt nie widział.
 Nie zauważyła pani, żeby kręcił się przedtem ktoś w
pobliżu?
 Milicja mnie na ten temat indagowała przed dwoma
dniami. Nikogo podejrzanego nie zauważyłam.
 Nikt dzieci nie zaczepiał?
 Dzieciaki były... są  poprawiła się pani Jadwiga 
47
ładne, zadbane i nieraz ktoś do nich zagadał. Najczęściej
kobiety. Czasem ktoś je poczęstował owocem lub cukierkiem.
 Przyjmowały taki przygodny poczęstunek?
 Na ogół nie. Chyba że ja też namawiałam, aby wzięły.
Wiadomo, jak to dzieci. Lubią owoce i słodycze, a boją się
nieznajomych.
 Jakim dzieckiem jest mały Januszek?
 Grzecznym. Dobrze wychowanym, chociaż nieco roz-
pieszczonym. Trudno dziwić się samotnej matce, że rozpiesz-
cza jedynaka.
 Mnie chodzi raczej o charakter.
 Powiedziałabym, że jak na dziecko w tym wieku nieco
zbyt powolny. Moja Krysia to przy nim żywe srebro. Janu-
szek sprawia wrażenie flegmatyka, chociaż jest w pełni roz-
winięty fizycznie i umysłowo.
 Czy bardzo bał się obcych ludzi?
 Nie. Mniej niż moja dziewczynka. Może dlatego, że
matka wszędzie go ze sobą zabierała. Helenka popołudniami
krępowała się podrzucać mi Januszka, przecież i tak dziecko
dwie trzecie dnia spędzało w naszym domu. Chociaż  trze-
ba powiedzieć  nie miałam z nim wielkich kłopotów. Mniej
niż z moją dwójką.
 Państwo znali byłego męża pani Kowalskiej?
 Ja nie znałam  zaprzeczyła pani Jaga.
 Widziałem go kilka razy. Czasem bywał z żoną na
różnych uroczystościach urządzanych przez naszą spółdziel-
nię.
 Jaki to był człowiek?
 Trudno powiedzieć, za mało się z nim stykałem. Ale
raczej nieciekawy typ. Jedno rzucało się w oczy: jego samo-
lubstwo. Pamiętam taki incydent. Odbywała się u nas
48
jakaś potańcówka i Helenka bardzo dobrze się bawiła. W
trakcie najlepszej zabawy on zadecydował, że wracają do
domu. I ona, i my wszyscy prosiliśmy go, aby został jeszcze
godzinkę. Odpowiedział, że się nudzi i że na sali jest za dużo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl