[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więc szybko do wózka, zjeżdżał szybko windą, szybko
gramolił się do swojego auta i z wysiłkiem wciągał za
sobą złożony wózek, i jezdził "autem tam i z powrotem,
wciąż jezdził, całymi dniami jezdził autem, dopiero po
pół roku ta jazda i ruch, którego został pozbawiony i
zdany na łaskę kół, uspokoiły go.
Potem sam siebie przekonał, że musi przyjąć to, co mu
jest dane, brać życie takie, jakie jest, wierzyć w to, co jest
przeznaczeniem kaleki z przetrąconym kręgosłupem, i
wtedy pierwszy raz się roześmiał, śmiał się długo, aż w
końcu został mu cichy uśmiech, a on wtedy stwierdził, że
beznogi może żyć na świecie, może nawet bardziej czuć
to życie niż wszyscy ci, co biegają.
Ci dwaj przyjaciele mieli swoje kalekie racje, ich wiara
w życie była tak niesamowita, że wszystkich, którzy znają
Lothara i Pawła, kiedy zaczną wątpić, kiedy zaczną się
wahać, czy życie ma jeszcze jakiś sens, wszystkich, mnie
też^ kiedy w chwili słabości przypomnimy sobie Pawła i
Lothara, wtedy zawstydzi nas głęboko spojrzenie, którym
światu przyglądają się Paweł i Lothar. Zaś Olinka,
narzeczona Pawła, to anioł, za którym mógłbyś chodzić i
zamiatać miotłą puch, który sypie się z jej skrzydeł,
poznała Pawła jako siostrzyczka od rehabilitacji i
zakochała się w nim, a on w niej, a gdybyś szukał pary
kochanków, to nie oglądaj się ani na Romea i Julię, ani na
Troilusa i CressidÄ™, ani na Raduza i MahulenÄ™, wystarczy
zobaczyć, jak Olinka pcha przed sobą Pawła, jak po
schodach, po sześciu stopniach taszczy Olinka Pawła, a
potem wjeżdża z nim w otwarte drzwi restauracji
Leśna", wystarczy tylko patrzeć na tych dwoje
kochanków, którym królestwo niebieskie przypadło już
tutaj, na ziemi, a dzięki sile miłości są żywym
przykładem dla wszystkich tych, którzy wątpią, albo chcą
od świata i życia więcej niż im się należy, i dlatego dąsają
siÄ™ i odwracajÄ… siÄ™ twarzÄ… do kÄ…ta.
Kiedyś, jakoś tak w połowie kwietnia przyjechał do
Kerska Lothar, nieoczekiwanie, ale za to rozpromieniony,
i zaraz rzekł Pawłowi i Olinie, że wygrał na giełdzie i że
kupi sobie mercedesa, tego na ropę, białego mercedesa, a
Paweł mu na to, że jak Lothar kupi sobie białego
mercedesa, to Olinka kupi sobie białą ślubną suknię i że
tego samego dnia, kiedy Lothar wróci do domu białym
samochodem, mercedesem, Paweł wróci do domu z białą
panną młodą. I chociaż padał biały kwietniowy śnieg, to
przyjaciele z tej białej radości i wesołości wypili całe
piwo, jakie mieli, a że pragnienie z radości jeszcze
wzrosło, więc postanowili pojechać na piwo do Leśnej" i
przywiezć sobie na noc butelki, na wypadek, gdyby
chciało im się w nocy albo rano pić. Więc wyjechali w
mrok, w mrok ozdobiony ^białymi płatkami, wielkimi jak
znaczki pocztowe, Pawła pchała Olinka, a silne uderzenia
rękawic Lothara tłoczyły jego wózek w śniegową zamieć,
każdy trzymał w zębach zapaloną latarkę i tak przez
wyboje i wiosenne błoto tłoczyli wózki boczną alejką w
kierunku betonówki, a potem jechali z pochylonymi
głowami, ich baranice rozcinały śniegową zadymkę tak
długo, aż pokazało się różowe światło bijące z okien
gospody, snop światła, w którym padał skośnie wiosenny
śnieg. Zbliżali się, przyjaciele kipieli z radości i
pragnienia, i z wizji gospódki przytulnej, gdzie piec bucha
żarem, cieszyli się i tym bardziej śpieszyli się, jak na
finiszu podczas heidelberskiej olimpiady do mety. Za
chwilę w różowym w świetle strząsali z siebie gęsty
śnieżny koc, przetarli oczy i patrzyli na jasną gospodę,
wytarli sobie twarze i silnym strzepnięciem zrzucili z
futrzanych czapek śniegowe czapy... Olinka wzięła
wpierw Lothara, ciężkiego, dziewięćdziesięciokilowego
Lothara i wciągnęła go na taras po sześciu stopniach
pełnych śniegu, a potem Pawła. Mało kto to potrafił,
podjechać pod pierwszy stopień, obrócić się i tyłem,
szarpiąc mocno, wciągnąć stopień po stopniu człowieka w
niklowanym wózku aż na taras, odkąd wjeżdżało się
prosto w drzwi.
Siedziałem w tej gospódce, pan Novak, gospodzki,
znów był w podłym humorze, minę miał taką, jakby nas,
trójkę gości widział pierwszy raz, siedziałem przybity i
piłem piwo, które z tego wszystkiego gorzkniało, pod
piecem siedział Franta Vorliczek pogrążony w
marzeniach o pięknej Węgierce, która przed laty w
gospodzie w Starym Vestcu czesała mu włosy, Węgierka,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]