[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czułem się znacznie rzezwiejszy, a to dzięki mej kilkuletniej służbie w Indiach - przyzwyczaiłem się tam
do jeszcze większej spiekoty. Gazeta, którą czytałem, była mało ciekawa - parlament miał wakacje.
Znajomi się rozjechali, a mnie po prostu ciągnęło gdzieś do lasu czy nad morski brzeg. Sprawy
finansowe tak się jednak ułożyły, że urzeczywistnienie tego marzenia musiałem odłożyć na przyszłość.
Co się tyczy mego towarzysza, nie nęciły go ani las, ani woda; lubił leżeć u siebie w domu, czuć się
częścią gwarnej pięciomilionowej ludności i rozwiązywać jakieś tajemnicze, zagmatwane sprawy.
Umiłowanie przyrody było dlań rzeczą obcą; miasto opuszczał tylko wtedy, kiedy złoczyńca jako teren
działania przekładał wieś nad miejskie mury.
Widząc, że Holmes nie kwapi się do rozmowy, odrzuciłem natrętną gazetę, wtuliłem się głębiej w fotel i
dałem folgę myślom. Naraz obudził mnie z zadumy głos mego przyjaciela.
- Masz rację, Watsonie - rzekł - nierozsądnie jest w ten sposób załatwiać sprawy.
- Nierozsądnie! - zawołałem i aż wstałem z podziwu, tymi bowiem słowami wypowiedział głośno to, co
myślałem w tej chwili po cichu.
- Cóż to takiego, mój drogi? Wiesz, to już przechodzi wszelkie granice wyobrazni. Holmes roześmiał się,
widzÄ…c moje zdumienie.
- Czy pamiętasz? Niedawno czytałem ci jeden z utworów Poego, w którym subtelny obserwator i
myśliciel śledził ruch myśli swego towarzysza, chociaż ów nie wypowiadał ich na głos. Zmiałeś się
wtedy z tego i nazywałeś to fantazją literacką. A gdym ci oświadczył, iż zazwyczaj trzymam się tej
samej zasady obserwacyjnej, zwątpiłeś w słuszność moich słów.
- Cóż znowu!
- Tak jest, Watsonie! Nie powiedziałeś mi tego otwarcie, lecz wyczytałem to wyraznie z twoich oczu.
Gdy spostrzegłem obecnie, że odrzuciłeś gazetę i pogrążyłeś się w zadumie, byłem wielce rad, że
mogłem śledzić bieg twoich myśli i uwagą w porę dać ci dowód, że się nie chełpiłem bez podstaw.
Jednak to oświadczenie nie usatysfakcjonowało mnie w pełni.
- W utworze, który mi wówczas czytałeś - rzekłem - obserwator wyprowadził wnioski z czynności
człowieka, któremu towarzyszył; o ile pamiętam, ów potknął się o stos kamieni, spojrzał do góry w
gwiazdy itp. Ja zaś siedziałem całkiem bez ruchu w fotelu, skąd więc miałeś przesłanki do wniosków?
- Jesteś niesprawiedliwy względem siebie. Rysy twarzy wybornie zdradzają myśli człowieka, a ty pod
tym względem jesteś okazem doskonałym.
- Chcesz przez to powiedzieć, że odgadłeś moje myśli z rysów i wyrazu twarzy?
- Nie inaczej; osobliwie zaś z wyrazu twych oczu. Prawdopodobnie sam już nie pamiętasz, o czym
myślałeś na początku?
- Nie pamiętam, rzeczywiście.
- A więc ci powiem. Odrzuciwszy gazetę - a ruch ten, muszę ci powiedzieć, zwrócił moją uwagę i
popchnął do obserwacji - siedziałeś z pół minuty, nie myśląc o niczym. Następnie twoje oczy
zatrzymały się na wizerunku generała Gordona, który niedawno oprawiłeś w ramkę; wtedy rozpoczął
się bieg myśli. Nie trwało to długo. Wkrótce spojrzałeś na wizerunek Henryka Beechera, który bez
ramki stoi na książkach. Potem na ścianę i wyraznie błysnęła ci w głowie myśl, że gdyby portret
Beechera był w ramce, doskonale pasowałby na ścianie do portretu generała Gordona.
- Nadzwyczajnie! - wykrzyknąłem. - Dotychczas nie chybiłeś ani na jotę.
- Dotychczas trudno by nawet chybić. Następnie myśli twoje zwróciły się ku Beecherowi; wpatrzyłeś się
uporczywie w jego wizerunek, jakby studiując te rysy; potem się zamyśliłeś. Przypomniałeś sobie
szczegóły z jego czynnego życia. Byłem pewny, że nie możesz sobie przypomnieć misji, jaką wziął na
siebie podczas wojny domowej. Potem zauważyłem, że przestałeś patrzeć na portret; miałem
podejrzenie, żeś się zamyślił o losach tej wojny. Twe usta zacisnęły się, oczy rozbłysły - na pewno
pomyślałeś o męstwie, jakie obie strony okazały w tej rozpaczliwej walce. Potem jednak twoja twarz
posmutniała, pokiwałeś głową, przyszła ci na myśl cała bezsensowna strata ludzkich sił i energii. Ręka
mimo woli spoczęła na twej dawnej ranie, a ledwie dostrzegalny uśmiech zakwitł w kącikach ust. Dało
mi to powód do myślenia, że ten sposób załatwiania problemów międzynarodowych wydał ci się
absolutnie nierozsądny. Nie mogłem nie zgodzić się z tobą; rad jestem, że moje spostrzeżenia
sprawdziły się w całości.
- Od a do z; są najzupełniej słuszne - rzekłem na to - i teraz muszę wyznać ci otwarcie, że jestem
wprost zbity z tropu twą przenikliwością.
- Cóż znowu! To drobiazg i nie byłbym nawet zaprzątał twej uwagi, gdybyś parę dni te- mu nie
powątpiewał w taką możliwość. No, ale zdaje się, że się nieco ochłodziło. Może byśmy się przeszli
trochÄ™?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]