[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Goście popatrzyli leniwie na nowo przybyłych, ale nikt się nie odezwał.
Po chwili do trójki wędrowców podeszła korpulentna kobieta w zaplamionym fartuchu.
— Czego życzycie sobie na dzisiejszy wieczór, wędrowcy?
— Wina — odrzekł Conan. — I jadła, chleba, mięsiwa i co tam macie.
— Niestety, o wielki panie, nie mamy mięsiwa. Nic nie zostało. Mam jeszcze ser, ostry i
zielony, czarny chleb i tyle wina ile dusza zapragnie.
Conanowi ckniło się za solidnym połciem wołowiny, ale już dawno temu nauczył radzić
sobie z tym, co było.
— Niechaj tak będzie, zacna oberżystko, przynieś zatem, co masz.
Oddaliła się kaczym chodem i po chwili powróciła niosąc półmisek z dwoma bochenkami
czarnego chleba, wielką jak ludzka głowa gomółką wonnego sera i trzy mosiężne kubki. Po
chwili doniosła dwie butelki wina i postawiła je na stole.
— Cztery sztuki srebra za strawę — oznajmiła.
— Macie tu wolny pokój?
Kobieta spojrzała znacząco na Conana i uśmiechnęła się.
— Jeden dla trojga?
— Tak.
— Oczywiście, oczywiście. Jeszcze cztery sztuki srebra.
— Jaki jest w tym mieście przelicznik srebrników na sztukę złota? — zapytał Conan.
Kobieta zawahała się chwilę i znów się uśmiechnęła.
— Nie da się oszukać mężczyzny, który potrafi zająć się naraz dwiema kobietami —
powiedziała. — Dziesięć do jednego.
— Słyszałem, że piętnaście — odrzekł szybko Conan.
— Może w innych dzielnicach. Tu powiedziałabym raczej dwanaście do jednego.
Cymmerianin nie zamierzał targować się, kiedy jedzenie stało już przed nim na stole.
Podał kobiecie złotą monetę.
— Masz tu, za jadło i pokój. Reszta dla ciebie, za usługę.
— Wielceście hojni, młodzieńcze — kobieta wzięła monetę i oddaliła się.
Chleb nie był ciepły, ale także nie czerstwy. Ser istotnie był dość ostry, a wino słodkie i
mocne. Conan jadł ze smakiem, podobnie jak Elashi. Tuanne nie skosztowała niczego, ale na
wypadek gdyby ktoś ją obserwował, udawała, że pogryza kawałek sera i popija winem.
Po posiłku oberżystka pokazała im pokój. Mieścił się na piętrze przy schodach. Był mały,
ale schludny i czysty. Niestety pojawił się też mały kłopot.
— Jest tylko jeden siennik — stwierdziła Elashi.
— Ale na pewno wystarczy dla trojga — odparła oberżystka uśmiechając się lubieżnie.
— Przynieś jeszcze jedną matę — rozkazała kobieta pustyni.
Oberżystka skinęła głową i odwróciła się. Wychodząc mruknęła pod nosem, ale na tyle
głośno, aby ją usłyszeli.
— Kłopoty w raju, co?
Conan uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał, gdy Elashi spiorunowała go wzrokiem.
— Podzielę z tobą łoże, Conanie — oświadczyła Tuanne. — Noc jest zimna, a twoje ciało
takie gorące.
Reakcja Elashi była zgoła niespodziewana. Kiedy oberżystka przyniosła drugą matę,
oznajmiła:
— Zmieniłam zdanie. Jest zbyt zimno, abym spała samotnie. Ułożę się wraz z nimi na
jednym posłaniu. — Machnęła ręką w stronę Conana i Tuanne.
Oberżystka znów uśmiechnęła się znacząco.
— To zrozumiałe, o pani.
— Będziemy tylko spać razem — warknęła Elashi. — Aby się wzajemnie ogrzewać.
— Oczywiście, pani, oczywiście.
W tym samym czasie Skeerowi wiodło się nieco gorzej. Nie zamierzał zwracać na siebie
uwagi, toteż udając biedaka opłacił nocleg w nie używanym chlewiku przy oberży. Przy
wejściu, na wysokości kostek rozciągnął cienki mocny szpagat. Linka, choć cienka, była
dostatecznie mocna, by zwalić z nóg człowieka, który nocą próbowałby dostać się do chlewu.
Skeer spał ze sztyletem w dłoni i na tyle czujnie, że łoskot padającego ciała obudziłby go
w mgnieniu oka i zanim nieproszony gość zdążyłby się podnieść, miałby żelazo między
żebrami. Ponadto złodziej wyorał w ziemi pod gnijącą słomą niewielki dołek, w którym ukrył
cenny talizman.
Prawdę mówiąc, Skeer nie uważał, by nocą ktoś złożył mu nieproszoną wizytę. Spośród
sześciu zagród w ziejącym chłodem chlewie tylko trzy były zajęte. W jednej drzemał pijak,
śmierdzący tanim, skwaśniałym winem i chrapiący tak głośno, że obudziłby umarłego, w
drugiej siwowłosy, rzężący przy każdym oddechu mężczyzna, liczący sobie lekko
siedemdziesiąt zim, z których żadna nie była łagodna, a w ostatniej sam Skeer.
Było mało prawdopodobne, by ścigano go aż tutaj, a gdyby nawet, wątpliwe by ktokolwiek
szukał go w takim miejscu. To oczywiste, że nikt z własnej woli, mając inny wybór, nie sypia
w chlewiku. Następnego dnia Skeer miał zamiar odzyskać przychylność losu, zdobyć konia
oraz prowiant i wyruszyć w dalszą drogę. Tym razem był zdecydowany unikać wszelkiego
zbędnego ryzyka. Gdyby Neg zorientował się, że złodziej ośmielił się zlekceważyć jego
rozkazy, życie Skeera nie byłoby już warte nawet funta kłaków.
Z tą myślą sługa czarnoksiężnika zapadł w płytki, bardzo niespokojny sen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]