[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyznami. Czy nie mówimy ze świętą słusznością: miejski lekkoduch . Czy kto kiedy
wyrazi się o kobiecie miejskiej jako o lekkoduchu. Choćby fizycznie kobieta ta jak najbar-
dziej była w mieście , to przecież usiłuje ona zawsze naśladować naturę; stara się zawsze
nosić naturę za sobą, rozkazując, ażeby kwiaty rosły na jej głowie, a zwierzątka futerkowe
gryzły ją w szyję. W samym centrum ponurego miasta widzimy kobiety, nadające swym
kapeluszom wyglÄ…d barwnego wiejskiego ogrodu, podczas gdy my w naszym szlachetnym
umiłowaniu miasta nadajemy naszym kapeluszom wygląd kominów symbolów cywiliza-
cji. Kobieta woli dokonać rzezi niż zrezygnować z ptaszków, i będzie nosić swoje kapelusze
w ksztaÅ‚cie drzewa, na którym Å›piewajÄ… martwe ptaszki.«
Król pisał w ten sposób przez kilka stronic, lecz wreszcie przypomniał sobie przedmiot
swojego artykułu i powrócił do niego:
Poeto, którego geniusz
Wyrzezbił tę konchę miłości,
Kolebkę marzeń dla dwojga.
»OsobliwoÅ›ciÄ… tych Å‚adnych, aczkolwiek kobiecych wierszy ciÄ…gnÄ…Å‚ Piorun jest
to, że pochwała dorożki oparta jest na porównaniu jej z konchą, produktem natury. Posłuchaj-
my teraz autora Hymnów na wzgórzu , i zobaczymy, jak on traktuje ten sam przedmiot. W
pięknym swym nokturnie Ostatni omnibus bogata i chwytająca za serce melancholia tematu
ożywia się na końcu nagłym przyśpieszeniem tempa:
Na rogu starej ulicy wiatr wieje,
Tak nagły i zwinny jak chyża dorożka.
Tu różnica po prostu rzuca się w oczy. Daisy Marzycielka pragnęła powiedzieć komple-
ment dorożce, porównując ją do konchy morskiej, produktu natury. Zaś autor Hymnów na
wzgórzu sądzi, że prawi komplement nieśmiertelnej sile wiatru, porównując go do dorożki
miejskiej. Z pewnością jest on prawdziwym wielbicielem Londynu. Brakuje nam miejsca, aby
mówić o wszystkich subtelnych przejawach tej idei, na przykład o tym poemacie, w którym
oczy damy są porównywane nie do gwiazd, lecz do dwóch doskonałych latarni, których świa-
tło prowadzi przechodnia. Brakuje nam miejsca, aby mówić o tym pięknym ustępie liry-
cznym, tak bardzo przypominającym ducha epoki elżbietańskiej, w którym poeta ożywiony
czystym modernizmem, zamiast powiedzieć, że lilie i róże zdobią lica jego damy, wyraził się,
że czerwony omnibus z Hammersmith rywalizuje z białym omnibusem z Fulham. Jakaż
doskonaÅ‚ość kryje siÄ™ w tej rywalizacji ze sobÄ… dwóch omnibusów!«
Tutaj artykuł urywał się cokolwiek nagle, prawdopodobnie dlatego, że król potrzebował
pieniędzy i musiał czym prędzej posłać rękopis do druku. Lecz król był bardzo dobrym kryty-
kiem, niezależnie od tego jakim był królem, i bardzo często trafiał w sedno rzeczy. Hymny
na wzgórzu nie przypominały zupełnie wydanych dawniej utworów, sławiących poetyczność
Londynu. A powodem tej odrębności było przede wszystkim to, że zostały napisane przez
człowieka, który nic nie widział oprócz Londynu, i który wskutek tego uważał Londyn za
wszechświat. Książka została napisana przez niewyrobionego, rudego, siedemnastoletniego
chłopca, nazwiskiem Adam Wayne, który urodził się w Notting Hill. Pewien wypadek, jaki
mu się zdarzył w siódmym roku życia, przeszkodził mu wyjechać wraz z rodzicami nad mo-
rze i wskutek tego całe swe życie spędził na ojczystej ulicy Pompy i w jej najbliższym sąsie-
dztwie. Konsekwencją tego faktu było, że latarnie uliczne wydawały mu się równie odwie-
czne jak gwiazdy; trwałość domów zdawała mu się dorównywać trwałości gór, i dlatego pisał
o nich, jak pisze się o górach. Natura przybiera jakąś postać, gdy przemawia do człowieka.
Dla niego natura przybrała postać Notting Hillu. Naturą dla poety zrodzonego pośród wzgórz
Cumberlandu będą przede wszystkim poszarpane skały oraz burzliwe niebo. Dla poety, zro-
dzonego na płaszczyznach hrabstwa Essex, naturą będą przede wszystkim rozległe, spokojne
wody i wspaniałe zachody słońca. I tak dla owego Adama Wayne naturą był szereg fioleto-
wych dachów i żółtych lamp, gra świateł i cieni miasta. Nie zdawało mu się ani mądre, ani
śmieszne opiewać cienie i barwy miasta; nie widział innych cieni i barw, toteż wychwalał te,
które znał. Widział ich piękno, ponieważ był poetą, chociaż w praktyce był poetą marnym.
Zbyt często zapominają ludzie o tym, że tak jak zły człowiek jest jednak człowiekiem, tak też
zły poeta jest jednak poetą.
Mały tomik poezji pana Wayne nie miał żadnego powodzenia, autor poddał się wyroko-
wi losu z zupełnie rozsądną rezygnacją, powrócił do swej pracy jako subiekt w sklepie towa-
rów łokciowych i nie pisywał już odtąd. Zachował jednak swoje dawne uczucia do dzielnicy
Notting Hill, ponieważ po prostu nie mógł żywić innych uczuć, gdyż one to były całą pod-
stawą i głębią jego umysłu. Ale odtąd nie próbował wyrażać głośno tych uczuć ani upierać się
przy nich.
Był on urodzonym mistykiem, jednym z tych, którzy żyją na pograniczu zaczarowanego
kraju, a przy tym może pierwszym człowiekiem, który zrozumiał, że granica zaczarowanego
kraju często przechodzi przez sam środek ludnego miasta. O dwadzieścia stóp od niego (bo
był bardzo krótkowzroczny) czerwone, białe i żółte słońca latarni gazowych mieszały się ze
sobą i zamieniały w sad ognistych drzew, początek lasu królestwa elfów.
I, dziwna rzecz, dlatego właśnie, że był marnym poetą, doszedł do swego osobliwego,
samotnego triumfu. Dlatego, że poniósł klęskę w literaturze stał się cudem w historii Anglii.
Należał on do tych, których natura obdarzyła siłą pragnienia, nie dając im jednocześnie daru
artystycznego wysłowienia się. Od kołyski więc był poetą marnym. I pozostałby takim aż do
grobu i uniósłby ze sobą do grobu skarb nowej cudownej pieśni. Lecz urodził się pod szczę-
śliwą gwiazdą pomyślnego zbiegu okoliczności.
Zdarzyło się bowiem, że znalazł się na czele zarządu miejskiego swojej dzielnicy wtedy
właśnie, gdy król wprowadził w czyn swój żart i niespodziewanie rozkazał, by we wszystkich
dzielnicach wywieszono chorągwie i festony z kwiatów. I tak ze wszystkich poetów milczą-
cych, jacy się rodzili i umierali od początku świata, on właśnie znalazł się w samym sercu
jakiejś wizji heraldycznej, gdzie mógł mówić, działać i żyć lirycznie. Podczas gdy wszyscy,
zarówno autor żartu jak i jego ofiary, traktowali całą sprawę jako głupią publiczną maskaradę,
on, biorąc wszystko na serio, znalazł się nagle na tronie artystycznej wszechmocy. Herby,
zbroje, muzyka, sztandary, ognie straży, warczenie bębnów, wszystko to zostało mu dane.
Biedny wierszokleta, który popalił swe rymy, poznał teraz życie szerokie, otwarte, pełne po-
ezji czynu, o którym wszyscy poeci świata marzyli na próżno, to życie, którego Iliada nawet
jest tylko nędzną namiastką.
Od roztrzepanego dzieciństwa w Adamie rozwijała się, choć w ciszy lecz potężna,
pewna cnota lub zdolność, która w naszych miastach współczesnych staje się prawie całkiem
sztuczna, a która właśnie u niego występowała z brutalną siłą cnota lub zdolność patrioty-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]