[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu wciąż znoszono z całej prowincji. Te wygody zapewniał bez żadnego
niebezpieczeństwa most pod Ilerdą oraz nietknięte zarzecze, dokąd Cezar nie miał w
ogóle dostępu.
Powódz trwała kilka dni. Cezar starał się naprawić mosty, ale nie pozwalała mu na to
wezbrana rzeka, a i kohorty nieprzyjacielskie rozstawione na brzegu przeszkadzały w
robocie, tym bardziej że sprzyjał im układ naturalny rzeki i jej wysokie wody, a mieli i tę
przewagę, że z całego brzegu mogli rzucać pociski w jedno miejsce, i to wąskie. Było
trudno pracować na bystrym nurcie i jednocześnie osłaniać się od pocisków.
Donoszą Afraniuszowi, że nad rzeką stanęły wielkie posiłki przeznaczone dla Cezara.
Byli tam łucznicy z Rutenów, jezdzcy z Galii z mnóstwem wozów i taboru, jak zwyczajnie
u Galów. Byli poza tym ludzie rozmaici, około sześciu tysięcy z niewolnikami i dziećmi.
Szli bez ładu, bez dowództwa, jak kto chciał, wolni od trwogi, w swobodzie dawnych
czasów i bezpiecznych dróg. Była tam i szlachetna młodzież, synowie senatorów i
rycerzy, były poselstwa od miast, byli i wysłannicy Cezara. Rzeki ich zatrzymały. Na ich
zgubę wyrusza nocą Afraniusz z całą konnicą i trzema legionami. Jezdzcy przodem
wysłani wpadają na niczego się nie spodziewających. W lot jednak konni Galo wie zbroją
się i stają do bitwy. Dopóki można było walczyć w równym boju, wytrzymali w swej
szczupłej liczbie przeważające siły wroga, lecz gdy ukazały się znaki legionów, wycofali
się z małymi stratami w pobliskie góry. Ta bitwa przyniosła naszym zbawienną zwłokę:
mieli czas przenieść się na wzgórza. Straciliśmy w tym dniu około dwustu łuczników,
kilku jezdzców, niewielką liczbę ciurów i zwierząt jucznych.
Przez te wypadki wzrosła drożyzna, wpływa na nią bowiem nie tylko bieżący niedostatek,
ale i lęk przed przyszłością. Cena za jeden modius doszła już do pięćdziesięciu denarów,
brak zboża zmniejszał siły żołnierzy, a trudności zwiększały się z każdym dniem. Tak
więc w kilka dni nastąpiła wielka zmiana położenia i los ku temu się przechylał, że nasi
mieliby cierpieć brak naj-konieczniejszych rzeczy, a tamci obfitować we wszystko i
górować nad nami. Gminom, które się opowiedziały za nim, Cezar nakazał dostarczyć
bydła w braku zboża, rozesłał służbę z taborów po dalszych okolicach i wszelkimi
środkami starał się zaradzić biedzie.
Afraniusz, Petrejusz i tch przyjaciele rozpisywali siÄ™ o tym wszystkim w listach do swoich
stronników w Rzymie - obszer-
34
nie i z przesadą. Niejedno plotka zmyśliła, tak że wydawało się, jakoby wojna była na
ukończeniu. Gdy te listy i wieści dotarły do Rzymu, zaczęto się cisnąć do domu
Afraniusza z gratulacjami. Wielu wyjechało z Italii do Pompejusza - jedni, chcąc pierwsi
przynieść takie nowiny, drudzy, aby nie wyglądało, że czekają na wynik wojny, i żeby się
nie zjawić na ostatku.
Wszystkie drogi były obsadzone przez pieszych i jezdnych Afraniusza, mostów nie dało
się naprawić. W tej ostateczności Cezar każe budować statki, z jakimi zapoznał się w
Brytanii. Kil i szpągi robiło się z lekkiego drzewa, resztę kadłuba z wikliny i okrywało się
skórami. Gdy były gotowe, przewozi je nocą na połączonych wozach o dwadzieścia dwa
tysiące kroków od obozu i na tych statkach przeprawia przez rzekę żołnierzy, którzy
znienacka zajmują pagórek tuż nad brzegiem. Zanim się nieprzyjaciel spostrzegł, już go
obwarowano. Tam przerzuca następnie jeden legion i w dwa dni buduje most, prowadząc
roboty z obu stron jednocześnie. Mógł wreszcie dać bezpieczną drogę transportom i tym,
co wyszli na poszukiwanie zboża, i sprawa wyżywienia się poprawiać.
samego dnia przerzucił za rzekę znaczną część konnicy. Napadłszy znienacka na
beztrwożnych i rozproszonych furaże-rów Afraniusza, nasi jezdzcy uprowadzają moc
zwierząt i ludzi, a gdy wysłano przeciw nim lekkie kohorty, dzielą się zręcznie na dwie
grupy - jedna osłania zdobycz, druga stawia czoło napastnikom. Tamci uciekają, ale
jedna z kohort, która zbyt zuchwale wysunęła się noża szyk bojowy, zostaje odcięta,
otoczona i wybita do nogi. Nasi jezdzcy cali i zdrowi, z wielkÄ… zdobyczÄ…, przez ten sam
most, którym przeszli, wracają do obozu.
Gdy siÄ™ to dzieje pod IlerdÄ…, Marsylijczycy, za radÄ… Domicjusza, spuszczajÄ… na morze
siedemnaście wielkich okrętów, z których jedenaście o krytych pokładach. Dodają
jeszcze wiele nn j-szych statków, aby naszą flotę już samą liczbą przerazić. Wsadzają
na statki mnóstwo łuczników, mnóstwo Albików, o których wyżej była mowa, zachęcają
ich nagrodami i obietnicami. Część statków zastrzega sobie Domicjusz i obsadza je
kolonami i pastuchami, jakich zabrał ze sobą. Z tak wyposażoną flotą, bardzo dufni,
wypływają przeciw naszym okrętom, którymi dowodził Decimus Brutus. Stały one u
wyspy leżącej na wprost Marsylii.
Brutus daleko nie dorównywał im liczbą okrętów, za to Cezar przydzielił mu wybranych
ze wszystkich legionów najdzielniej-Iśzych żołnierzy, przedchorągiewnych, centurionów,
którzy sobie tę służbę sami wyprosili. Przygotowali oni żelazne haki i osęki, zaopatrzyli
się w wielką liczbę dzid, oszczepów i innych pocisków. Na wieść o zbliżaniu się
nieprzyjaciela wyprowadzają okręty z przystani i zawiązują bitwę. Z obu stron walczono z
wielką odwagą i zaciętością, Albikowie mało co ustępowali naszym w dzielności - twardzi
górale, zaprawieni do broni. Rozstawszy się dopiero co z Marsylijczykami, pamiętali ich
świeże obietnice, a znów pasterze Domicjusza, podnieceni nadzieją wolności, starali się
w oczach pana okazać gorliwość.
Mając szybkie statki i doskonałych sterników, Marsylijczycy wymykali się i unikali
spotkania, a jeśli tylko mieli dość wolnej przestrzeni, rozwijali się w długi szereg, aby nas
35
otoczyć, albo w kilka statków napadali na pojedyncze z naszej floty, albo przepływali tak
blisko, by nam obrywać wiosła, i dopiero gdy bezpośrednie starcie było nieuniknione,
odwoływali się już nie do zręczności sterników i do forteli, ale do męstwa swoich górali. U
nas nie było ani tak wyćwiczonych wioślarzy, ani tak doświadczonych sterników:
przeniesieni nagle ze statków handlowych, nie znali nawet nazw osprzętu, nie mogli
sobie również poradzić z powolnością tych ciężkich okrętów. Zbudowane bowiem
naprędce z mokrego drzewa, nie były zdolne do zwinnych obrotów. Lecz skoro nadarzyła
się sposobność do bezpośredniego starcia, bez wahania rzucali jeden statek przeciw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • happyhour.opx.pl