[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Próbuję patrzeć oczyma Poli. Pojawić się na obcej planecie i pierwszy raz w życiu
zobaczyć bombkę, durszlak czy kota na trzech łapach. Podsłuchuję jej ostrożności słów, nazw
dobieranych staranie niczym biżuteria czy dodatki do stroju. Dekoruje nimi swój świat, jakby
zawieszała imiona i nazwy na choince, żeby się mieniły.
21 XII
Piotra połamało. Chodzi w perwersyjnym gorseciku, jęcząc. Nie uniosę domu sama.
Modlę się o lewitowanie chałupy, chociaż dwa centymetry nad ziemią, żeby było lżej. Ręce
mi opadajÄ… od noszenia drewna, Poli.
Zapadamy we wczesny sen zimowy. Piotr z bólu, ja ze zmęczenia. Z radia lecą kolędy,
więc na pobożnych motywach roimy sobie o boskiej psychoanalizie. O Chrystusie - jedynym
bez kompleksu Edypa. Oczywiście schodzi nam na powiązania rodzinne, skoro grzech
pierworodny jest dziedziczny. Czemu Adam i Ewa zgrzeszyli? Byli kiepskimi rodzicami, jeśli
wychowali Kaina mordercę. Dziećmi też nie byli najlepszymi: on głupawy, ona naiwnie
przekorna. Co się dziwić, chowani bez matki z autorytarnym Bogiem Ojcem. Jedno pokolenie
i z tej kombinacji patologicznej rodziny wyrósł bratobójca. A potem to już konsekwencje do
dzisiaj i materiał dla psychoterapeutów.
24 XII
Wigilię w słoikach przywiezli rodzice z siostrą. Wystarczy wyjąć, podgrzać i upiec. %7łe
jeszcze nikt nie wpadł na pomysł świątecznej konserwy. Otwiera się i jest Boże Narodzenie w
pierogach, kapuście i karpiach.
Przyjazd rodziny przypominał trochę wezwanie ambulansu. Zjawili się na sygnale
czułości, ratując nas w chorobie i moim gospodarskim matołectwie. Zadekretowali Piotrowi
zastrzyki, domięśniowe. Po ich wyjezdzie mam je robić sama. Piotr się broni, nie wierzy, że
córka pielęgniarki i inspektora higieny, szczepiącego kiedyś masowo przeciw epidemiom, po-
trafi zrobić zastrzyk. Przekonuję go: moimi pierwszymi zabawkami były strzykawki i
sterylizatory. Ojciec w posagu nauczył mnie strzykać , bo ta umiejętność zawsze się
przyda, zwłaszcza za granicą można na niej dorobić .
Nie słuchamy protestów chorego. Fachowo dyskutujemy, gdzie wbijać igłę, dzieląc
pośladek na cztery. Piotr nie pozwala narysować sobie długopisem ściągi, trzymając
kurczowo spodnie. Dajemy mu spokój. Nie ma co przed Wigilią pogłębiać podziałów: na
służbę zdrowia i pacjenta.
Siostrzeniec przebrał się za Mikołaja, rozdał prezenty. Pola zaniemówiła, wykonała w
transie piosenki, ukłony i z emocji czerwieńsza od stroju Zwiętego zajęła się zabawkami.
My, naiwni rodzice, kręcący to kamerą na pamiątkę słodkiego dzieciństwa, oglądamy
jeszcze raz Wigilię z wideo. Połcia, już na zimno, analizuje taśmę. Podchodzi do siostrzeńca
w cywilu, mówiąc mu z wyrzutem: Ti, ti Mikołaju.
Mikołaj z czerwonym nosem klauna, stojący niby anioł z ognistym mieczem na straży
raju dzieciństwa, został przegnany przez dwuletnią dziewczynkę. Kiedy kolej na bociana?
25 XII
Zdzieliła mnie po głowie muzyka. Płyta włączona przypadkowo podczas poszukiwań:
dzyń, dzyń beli, Merry Christmas! Usłyszałam kilka taktów renesansowych. Chłodnych,
prawie krystalicznych. Tak powinno się świętować Boże Narodzenie. W chłodzie proporcji,
bieli i soplach szkła.
Mam dość uroczych świąt. Przytulnych, staro-polsko-wiejskich.
Zobaczyłam siebie przebraną za Wigilię: z siankiem w uszach i ustach, świecidełka we
włosach, w ręku jodełki, a bombki na biodrach kręcących się w rytm kolęd. Brakuje mi tylko
ukulele.
Boże Narodzenie przerobiono na szopkę, a jest dostojeństwem. Stało się pretekstem do
narodzin bosko ego cent rycz n ej dzieciny we mnie samej. Kolędy plumkające niby kołysanki
do snu na jawie. Na pamiątkę narodzin Zbawiciela dezodorancik albo komórka.
Odpadam od czerwonych wstążeczek, dzwoneczków, gałązek jodły. Chcę
metalicznego lodu rozcinającego tkliwość. Wyjąć z niej bóstwo, obmyć z flegmy
sentymentalizmu i czcić diament zamiast laleczki w pieluchach.
Nie ma świątecznego obiadu. Sądziłam, że będziemy jeść resztki z Wigilii, ale nic nie
zostało. Wyszliśmy na jakąś bohemę. Proponuję placki z jabłkami, żeby było świątecznie,
poleje się alkoholem i podpali a la Suzette. Wódka jest, bo jej nie pijemy. Mąki nie ma. Piotr
zwleka się z podłogi, na której leczy kręgosłup, i jedzie do swojej rodziny po posiłki.
26 XII
Rodzice wracają do Aodzi szybciej, niż planowali, może chcą się najeść i nam ulżyć.
Wyrzucam papiery po prezentach i jednorazowy strój Mikołaja. Zastanawiam się nad
różnicą między ofertami. Bóg zapewnia: wszyscy grzeczni, chociaż grzeszni, zasługują na
Niebo. Zwięty Mikołaj obiecuje o wiele mniej: tylko niektórzy i to raz do roku.
Nie jest u nas najgorzej. W Szwecji większość dzieci uważa, że świętuje się narodziny
Kaczora Donalda, skoro puszcza siÄ™ o nim film na GwiazdkÄ™.
Ze świątecznego ogłupienia patrzę na disneyowską Królewnę Znieżkę i widzę
uderzające podobieństwo krasnoludków do Zwiętego Mikołaja. Te same białe bródki, te
dzwigane przez nie latarenki, kilofy, książeczki - zupełnie jak wór noszony przez tatusia?
Mamusią byłaby Królewna Znieżka wychowująca potomstwo samotnie w lesie. Widocznie
Mikołaj wyznający filozofię miłości i drogi, hippisowsko owłosiony święty wiecznie w
podróży, ma swoją rodzinę gdzieś - w disneyowskim lesie.
27 XII
Długi spacer ze śpiącą Połą w wózku. Szumi w głowie od drzew. Im jestem starsza,
tym bardziej rozrastają się w moim życiu. Dawniej widziałam tylko korę, pień wyrastający z
fundamentów korzeni. W dzieciństwie wyobrażałam sobie, że ich wiek liczy się ze słojów
odkładanych co rok, a w tych słojach konserwuje się czas jak ogórki w słojach ze spiżarni.
Czy zakochanie się w drzewach jest normalne dla każdego, kto zaczyna się starzeć i docenia
maestrię roślinnego trwania?
Teraz mam własne grusze, dęby za oknem. Ale nadal hoduję bonzai. Rosną w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]