[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Proszę  odparła cicho.  Masz jeszcze jakieś \yczenia?
- Mam.  Uśmiechnął się lekko i seksownie, przekazując niemy komunikat,
który poruszył ka\dy nerw jej ciała. Zgarnął z biurka stertę papierów i wręczył je
Maggie.  Te listy wymagają tylko standardowej odpowiedzi  oznajmił.  Karla
da ci wzór i poka\e, jak to zrobić.
Następna niespodzianka, uznała zdumiona Maggie. Miała przed sobą
niezwykłego człowieka. Szefa, który nie tylko sam odbierał telefony, lecz tak\e
czytał i sortował bie\ącą korespondencję. Z ogromną ostro\nością wzięła plik
papierów od Mitcha, uwa\ając, aby przypadkiem go nie dotknąć.
Mitch, oczywiście, zauwa\ył reakcję Maggie, obawę przed dotknięciem, i był
tym zachwycony. W jego oczach pojawiły się szelmowskie ogniki.
Maggie nie wiedziała, czy śmiać się, czy niepokoić. W ka\dym razie za
najbezpieczniejsze rozwiązanie uznała szybki odwrót. Tym razem była pewna, \e
Mitch kwituje śmiechem jej rejteradę.
Dr\ąc z przejęcia i czysto kobiecego podniecenia, uciekając przed czysto męską
inwazją, wpadła do sekretariatu. Szybko zamknęła za sobą drzwi i odetchnęła z
ulgÄ….
Na szczęście i tym razem Karla nie była świadoma powrotu Maggie ani nawet
jej nie spostrzegła. Była sama, bo gość widocznie sobie poszedł, siedziała
nieruchomo i patrzyła w przestrzeli, z rozanielonym wyrazem ładnej buzi.
Maggie stanęła obok biurka.
- Co z tobą?  spytała.
- Ach, to ty...  Karla zamrugała powiekami i spłonęła rumieńcem.
 Dziwnie wyglądasz  stwierdziła zaniepokojona Maggie.
 Czy dobrze siÄ™ czujesz?
 Tak...  odparła sekretarka. Nadal płonęły jej policzki.
 Tak, dobrze. Naprawdę.  Roześmiała się lekko.  Ben zaprasza nas obie na
kolację. Powiedz, proszę, \e zgadzasz się pójść.
- Oczywiście, \e pójdę, ale...
- Uwa\am, \e jest wspaniały  szybko dodała Karla. Rzuciła wzrokiem na swój
sterczący brzuszek i posmutniała.  Sądzę, \e wpadłaś mu w oko.
Có\ za dziwaczne podejrzenie! pomyślała Maggie. Było jasne jak słońce, \e
Benowi od razu spodobała się Karla.
 Bardzo w to wątpię  odparła.  Ledwie na mnie spojrzał. Mo\e zale\y mu po
prostu na damskim towarzystwie, skoro jest tu zupełnie sam.
'  Mo\e masz rację.  Twarz Karli natychmiast pojaśniała.
 To taki uroczy człowiek! Miły, delikatny i grzeczny.
 To ogier  nagle z największym przekonaniem oznajmił męski głos.
Ani Maggie, ani Karla nie usłyszały otwierających się drzwi gabinetu szefa. Z
wra\enia Maggie a\ podskoczyła, a Karla krzyknęła głośno.
- Przykro mi, \e was przestraszyłem  bez cienia skruchy odezwał się Mitch.
- To było okropne, co powiedziałeś o Benie  zgromiła go Karla. Na jej twarzy
odmalowało się święte oburzenie.  Przecie\ sam mówiłeś, \e jest przyjacielem
twojej rodziny.
- Tak, i to jest prawda, ale fakt pozostaje faktem. Ben to prawdziwy ogier.
Uwodziciel pierwszej klasy. Chocia\ muszę uczciwie dodać, \e podobno się
zmienił. Tak przynajmniej twierdzi Justin.
- Justin?  powtórzyła Maggie. Nic nie mówiło jej to imię. Nie powinna się
odzywać, bo nie była to jej sprawa.
- Chodzi o Justina Graingera  wyjaśniła Karła.  To brat Mitcha. Prowadzi
stadninÄ™ koni i zarzÄ…dza rodzinnym ranczem w Montanie.
- Ben pracuje u Justina  uzupełnił Mitch.
- W porządku, ju\ teraz wiem, o co chodzi  odparła Maggie, chocia\ nadal nie
wszystko rozumiała.  Ale dlaczego chcesz, abyśmy wiedziały, jaką reputację ma
Ben?  spytała szefa.
Mitch rzucił jej ponure spojrzenie.
 Przypadkiem usłyszałem, jak Karla mówiła, \e zaprosił was na kolację.
Tu cię mam! pomyślała Maggie z satysfakcją. Uniosła brew. Spojrzała na
Mitcha spod oka. Wyzywająco i wyniośle.
 No to co?
Mitch zmru\ył powieki.
- Sądziłem, \e powinnyście wiedzieć, jaką ma reputację, jeśli chodzi o kobiety.
- Chodzi tylko o zwykłą kolację  przypomniała mu Karła. Płaczliwy ton jej
głosu wskazywał wyraznie, \e jeśli Mitch powie Maggie, \eby odmówiła Benowi,
to i ona będzie zmuszona zrobić to samo.
Niedoczekanie twoje, drogi szefie, pomyślała rozezlona Maggie. Nie pozwoli
Mitchowi dyktować jej ani Karli tego, co mogą robić, a czego nie, i z kim ona sama
ma spędzać wolny czas.
 Idziemy  oświadczyła stanowczym tonem, w którym nadal brzmiało
wyzwanie.
W łagodnych oczach Karli pojawił się cień nadziei. To jeszcze bardziej
wzmogło determinację Maggie. Przecie\ to czysta głupota, oceniła, mierząc Mitcha
surowym spojrzeniem. Co złego w tym, \e obie z Karlą zjedzą kolację w
towarzystwie tego człowieka?
Trzeba zaliczyć Mitchowi na plus, \e szybko się poddał, i zrobił to elegancko, z
du\ym wdziękiem.
- Oczywiście, nie mogę powstrzymać was przed pójściem. To, co robicie z
wolnym czasem, nie jest moją sprawą  oświadczył aksamitnym głosem.
- I, oczywiście, masz rację  stanowczym tonem potwierdziła Maggie, nadal
wytrzymując zimne spojrzenie Mitcha, które nie złagodniało ani na jotę.
- Tylko bądzcie ostro\ne - poradził, odwracając się w stronę drzwi swojego
gabinetu.
- Zawsze jestem. I zaopiekuję się Karlą  oświadczyła Maggie, chcąc mieć
ostatnie słowo.
Usłyszawszy jej zapewnienie, Mitch zatrzymał się w drzwiach.
- Och!  jęknęła Karla.  Sama potrafię o siebie zadbać.
- Jasne!  mruknÄ…Å‚, spoglÄ…dajÄ…c wymownie na jej wydatny brzuszek.
Karla spłonęła rumieńcem. Maggie była ju\ naprawdę zła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • p include("s/6.php") ?>